Nie czuję się wielkim entuzjastą/hejterem serii Call of Duty, ale najnowszy zwiastun Modern Warfare 3 trochę mnie zmroził i zmartwił. Trailer jak trailer. Miał być bombastycznie bombastyczny i jest. Efekciarski w ciul, zmontowany wg obecnych standardów, muzyka przywodzi na myśl Incepcję, a teksty Makarova zapowiadają konflikt na ogromną skalę. Z drugiej strony, tej całej jarmarcznej intrygi mam już serdecznie dosyć, bo znowu nie jest to Modern, ani tym bardziej Warfare.
Pomijając jednak potencjalną rozpierduchę pod amerykańskim sztandarem i 50 ton patosu w zwiastunie wyczułem delikatną próbę chwytania się brzytwy. MW3 skalą na pewno przewyższy poprzednika. Odwiedzimy Stany Zj3dnoczon3, Ni3mcy, Francję, Londyn i pewnie tuzin innych lokacji. To oczywista odpowiedź na globtroterskie zapędy studia DICE i Battlefielda 3. W kilku ujęciach zaprezentowano walące się budynki i zniszczone metropolie. I znowu zauważalna jest próba dorównania konkurencji, która korzystając z nowoczesnego silnika chce podarować graczom wizualne cacko. Nie widzę naturalnie w tym nic złego, ale ileż można eksploatować te same mechanizmy, efekty graficzne, skrypty, rozwiązania fabularne bez podjęcia próby wejścia w nową erę technologiczną? Mogę pisać powierzchownie, ale też oceniam to co widzę. A widzę powtórkę z rozrywki.
Wielka szkoda, że Infinity Ward ponownie zapomniało zapiąć pasy bezpieczeństwa. W rezultacie kolejna część może rozegrać się już nie na naszej planecie, ale np. na Marsie, bo niby co po zdewastowaniu Nowego Jorku (hej, a co z drugim Crysisem? Jakiś crossover by się przydał!) nam pozostanie?
Czekacie?
Narzekacie?
"Lajkujecie"?