Stereotyp twierdzący, że „gry są dla dzieci” nareszcie zaczyna odchodzić w naszym kraju do lamusa. Poruszając się codziennie w Warszawie środkami komunikacji miejskiej, pośród gazet i książek w dłoniach ludzi śpieszących do pracy coraz częściej widuję przenośne konsole. Premiera „Wiedźmina 2” i towarzyszące jej wydarzenia, z podarowaniem edycji kolekcjonerskiej gry amerykańskiemu prezydentowi Barackowi Obamie włącznie, przyczyniły się do popularyzacji tematu gier wideo w mediach głównego nurtu. Wielu odkryło, że elektroniczna rozrywka to nie tylko forma zabawy dla młodzieży, ale wartościowa część kultury, do której swoją cegiełkę dorzucili polscy twórcy. Wreszcie, masowe poruszenie produkcją CD Projekt pokazało, że w Polsce żyje bardzo wielu dojrzałych graczy- mężów i ojców. I właśnie w takim momencie, w sieci pojawia się „felieton”, w którym ktoś cały ogrom zjawiska sprowadza do poziomu piaskownicy. Jesteś dorosły i lubisz gry wideo? Zapewne mieszkasz z rodzicami i nic w życiu nie osiągnąłeś. Masz żonę i/lub dzieci, pracujesz i nadal lubisz gry wideo? Jesteś słabą jednostką, obrazą dla dumy prawdziwych mężczyzn. Mój obszerny komentarz wobec tych rewelacji znajdziecie w rozwinięciu wpisu.
Na wstępie pragnę zaznaczyć, że niniejszy wpis nie jest polemiką, tylko opinią. Postanowiłem tak z prostego powodu – z tak tendencyjnym i nierzetelnym artykułem jak ten, który dziś przeczytałem polemizować po prostu nie warto. Jestem zaskoczony, że jakakolwiek redakcja, nawet działająca w imię określonych idei zdecydowała się na druk czegoś, co poziomem wypowiedzi przypomina mało twórczy komentarz na internetowym forum. Bez przygotowania merytorycznego i tendencyjnie do bólu. Żeby nie trzymać Was dłużej w niewiedzy pozwolę sobie nakreślić sprawę. Na łamach „Gościa Niedzielnego”, czyli periodyku poświęconego tematyce religijnej i politycznej z zacięciem prawicowym, jak to bywa w przypadku tego typu połączenia, pan Wojciech Wencel popełnił tekst, w którym odwołuje się do gier wideo, jak również całej popkultury. Jak możemy przeczytać z wpisu na Wikipedii autor tytułuje się, poetą, publicystą, felietonistą, eseistą i krytykiem literackim. Jest również laureatem najbardziej prestiżowej polskiej nagrody literackiej. Brzmi poważnie, przyznajcie sami. Nieaktualizowany już blog na portalu Wprost24 również sugeruje, że mowa o kimś, kto pisze nie od wczoraj.
W swoim teście pan Wencel broni tezy twierdzącej, że popkultura odciąga współczesnych Polaków od najważniejszych i jedynych słusznych spraw a gry wideo, jako jej część, są jej najbardziej infantylnym elementem. Nie chcę Was zanudzać opisami, pozwolę sobie umieścić kilka cytatów okraszonych komentarzem. Na łamach „Gościa Niedzielnego” możemy między innymi przeczytać, że:
„Im są starsi, tym częściej bawią się zabawkami. Kolekcjonują samochodziki, telewizorki, komputerki, komóreczki i poliski ubezpieczeniowe. Czasem bawią się z koleżankami w dom, ale krótko, bo im się nudzi. Nie chcą mieć dzieci, ponieważ źle znoszą konkurencję. Po rozwodzie z ulgą wracają do mamy. Biorą kredyciki, których później nie potrafią spłacić. Wzorem pana premierka grają z kolegami w piłeczkę.”
Żywię nadzieję, że forma jest częścią konwencji, dlatego nie będę jej komentował. Zastanawia mnie natomiast to, dlaczego elementy życia codziennego dorosłych ludzi na całym cywilizowanym świecie, wraz z uprawianiem sportu, zostały zdegradowane do rangi piaskownicy. Zdaję sobie sprawę, że zapewne zdaniem autora jedyna słuszna doktryna religijna zakłada odrzucenie dóbr doczesnych, jednak z przykrością informuję, że nawet księża oglądają czasem telewizję, korzystają z komputerów i jeżdżą samochodami. Wspomnienie polis ubezpieczeniowych stanowi jednak dla mnie zagadkę. Boję się ten przykład interpretować, bo jeszcze otworzą się za mną wrota do innego wymiaru i wciągną mnie macki Cthulhu.
„Ktoś powie, że jestem niesprawiedliwy, bo życie umieszcza nas w różnych sytuacjach, niekiedy dramatycznych. W porządku. Jednak gra komputerowa „Wiedźmin 2” nikogo nie stawia pod ścianą. Jak więc wytłumaczyć jej popularność wśród facetów w średnim wieku? (...)Okazuje się, że wszyscy oni od lat w pracy lub po godzinach sterują animowanymi postaciami, nie widząc w tym nic głupiego, ani – tym bardziej – niemoralnego. Przeciwnie: są w stanie odwoływać się do swoich zabawkowych idoli w dyskusjach o polityce czy kulturze.”
Pan Wencel jest najwyraźniej człowiekiem oświeconym i posiada monopol na prawdę – nie widzę innej możliwości. Z zacytowanego fragmentu dość jasno wynika, że każdy wykształcony człowiek powinien widzieć granie, jako głupie i niemoralne. Nie jest to zapytanie, tylko stwierdzenie, a wręcz lekkie oburzenie autora. Przyznam szczerze, że nie bardzo wiem jak się mam do powyższych zdań ustosunkować. W momencie, gdy Krzysztof Gonciarz wydaje w naszym nadwiślańskim kraju książkę poświęconą elektronicznej rozrywce, a Olaf Szewczyk - skromny rozkochany w kulturze dziennikarz-erudyta, na łamach tygodnika „Przekrój” regularnie przybliża fenomen gier tysiącom Polaków, monopolista prawdy, czyli pan Wojciech Wencel nie wprost, lecz dość wyraźnie przyrównuje interaktywne wideo do roli zabawek. Dalej jest jeszcze ciekawiej:
Mniejsza o „singli” z wyboru, bo ci infantylizm mają we krwi. Ale co myśleć o żonatych i dzieciatych kolegach, którzy łączą granie na kompie z czytaniem Platona? Zwykle zaczynają od niewinnego popisu: – Daj no, dziecko, ten joystick, tatuś pokaże ci, jak się strzela. Taka postawa nie jest pozbawiona pewnego uroku. Żony lubią od czasu do czasu dostrzec w swoim mężczyźnie chłopca, którym można się zaopiekować. Gorzej jeśli chłopiec, zamiast z powrotem stać się mężem, kupuje sobie playstation i dziesięć gier w pakiecie. Na początek. Stopniowo wirtualny świat zaczyna kształtować jego sposób myślenia i wpływać na relacje rodzinne. Wyobraźnia karleje do rozmiarów karty pamięci.
Daruję sobie udowadnianie i podawanie przykładów, dlaczego gry wideo rozwijają wyobraźnię. Jest mi tylko trochę smutno, że kilku naszych redakcyjnych kolegów z Gameplay.pl, wielu branżowych dziennikarzy piszących od lat ma wyobraźnie skarlałą do rozmiarów karty pamięci. Ja na szczęście jeszcze studiuję, więc jestem nieznającym smaku prawdziwego życia młokosem i może jeszcze z tych głupich zabawek wyrosnę. Dla Was Szanowni Koledzy redaktorzy nie ma już niestety ratunku.
„Wielu z nas dało sobie wmówić, że popkultura jest po prostu nowocześniejszą formą kultury i może stać się miejscem uprawy wartości.”
Jestem zaskoczony, że jako prymitywny fan gierek komputerkowych znam definicję kultury, a felietonista, eseista, publicysta, poeta i krytyk literacki nie ma o niej pojęcia. Krótki epizod ze studiowaniem socjologii pozwolił mi dowiedzieć się, że kultura to wszystkie zachowania i twory, którymi człowiek się otacza, zatem siłą rzeczy, popkultura jest jej elementem. Patrząc z perspektywy rozwoju cywilizacji stawiam jednak pytanie, czy sztuki Szekspira należały zawsze do kultury wysokiej? A może część z nich była prostą zabawą dla gawiedzi, okraszoną niewybrednymi żartami?
„Są autorzy, którzy chcą za jej pośrednictwem nawiązać dialog z wyobcowanymi odbiorcami. Swoje piosenki nasycają słowami Ewangelii, powieści fantastyczne wątkami historycznymi, a postmodernistyczne kwartalniki ideami sprawiedliwości społecznej, neomesjanizmu, konserwatyzmu albo republikanizmu. Niestety, bez zakorzenienia w realnym świecie idee te są jedynie elementami popkulturowej układanki, lanserskimi hasłami bez pokrycia.”
Są autorzy, którzy za pośrednictwem swoich dzieł, w tym również gier wideo, chcą przekazać nie tylko treści polityczne i religijne. Daruję sobie wymienianie tytułów, które są ambitne i aspirują do miana sztuki, a których pan Wencel nigdy nie słyszał, lub nie chciał usłyszeć. Wprawdzie „Call of Duty”, jako prosta rozrywka, promuje proamerykańską wizję bohaterów zza oceanu, lecz śmiem twierdzić, że kultura to coś więcej niż propagandowa tuba. Wielu słuchanych przeze mnie muzyków grających metalcore nasyca swoje teksty odniesieniami do biblii nie dlatego, że chcą przyciągnąć wytatuowanych i wykolczykowanych słuchaczy wprost z koncertów do pobliskich kościołów – robią to dlatego, że uniwersalna symbolika związana z dwoma tysiącami lat europejskiego dorobku kulturalnego oddziałuje na emocje. Prawdziwą miłość i wzruszenie dostarczają nam najbliżsi, ale pan Wencel, jako poeta powinien wiedzieć, że w większości dzieł sztuki nie ma czego zakorzeniać – jest za to co przeżywać i czym zmuszać się do refleksji. Zakorzeniać próbuje się w Korei Północnej.
Zabawkowi idole podczas jednej z najbardziej chwytających scen pogrzebu, jakie pokazano nie tylko w gierkach, lecz i w filmie
„Ich fikcyjny charakter został dramatycznie obnażony przez tragedię 10 kwietnia 2010 roku i jej konsekwencje w życiu społecznym. Większość podstarzałych chłopców z mojego pokolenia (...) zamiast zjednoczyć się z cierpiącymi ludźmi, pozostali w swoim sztucznym raju, w medialnej wspólnocie graczy, masek i wirtualnych misji, które należy wypełnić, żeby przejść na wyższy poziom rozgrywki. Popkultura kolejny raz okazała się szatańskim systemem zniewolenia, szczelnym kloszem, odgradzającym od prawdy, powagi i współczucia. (...)
Znacznie więcej zaangażowania wykazali ci, którzy stosunkowo niedawno przekroczyli wiek męski.(...) W obliczu jednej z największych tragedii w historii Polski spakowali zabawki do kartonów lub sprzedali je na Allegro. Ze zniczami i biało-czerwonymi flagami wyszli na ulice, zaczęli odwiedzać cmentarze i gromadzić się pod pomnikami poległych za ojczyznę. „
I nareszcie wszystko jest jasne. Uśmiechnąłem się smutno i kończę komentowanie tekstu. Poniżej zamieszczam natomiast swój krótki manifest.
Wychowałem się w rodzinie, która hołduje tradycjom. Jestem dumny z tego, że jestem Polakiem i rdzennym warszawiakiem. Moi przodkowie walczyli w Powstaniu Warszawskim, a ja zawsze będę pamiętał o naszych narodowych bohaterach. Dlatego też pięć lat temu zdawałem egzamin maturalny z historii; po to, by nigdy nie zapomnieć. Niestety, w kwietniu ubiegłego roku nie sprzedałem swojej kolekcji konsol i gier na Allegro. Nie zrobiłem tego z kilku powodów. Brzydzę się polityką, jako zjawiskiem, które potrafi dzielić ludzkość nawet w obliczach tragedii i nie mam tu na myśli wypadku lotniczego, tylko sytuacji pokroju inwazji obcego najeźdźcy mającego na celu eksterminację większości Polaków. Zbyt wielu ludzi uważa, że posiada prawo by mówić innym, co mają myśleć. Zbyt wielu nadużywa prawa do publicznego komentowania cudzych zachowań, zręcznie operując formą po to, by kogoś ośmieszyć. Nie sprzedałem swoich konsol, chociaż było mi żal wielu dobrych ludzi, którzy zginęli w tragicznym wypadku. Wolałem grać, niż pluć przez kilka miesięcy jadem w jedną, bądź drugą stronę barykady na Krakowskim Przedmieściu.
Przepraszam pana Wojciecha Wencla i jemu podobnych w imieniu siebie i milionów graczy na całym świecie za to, że jesteśmy szczęśliwi, gdyż mamy pasję. Rozumiem, że w imieniu swoich własnych idei nie chcą się oddawać rozrywkom. To, że tego nie robią nie czyni z nich jednak ludzi lepszych od nas. Nie oni mają prawo to osądzać. Henryk Sienkiewicz pisał nie tylko ku pokrzepieniu serc, ale również dla przyjemności swoich czytelników. Mnie pokrzepiają „zabawkowi idole”, dzięki nim wstając rano z łóżka czuję się wypoczęty i uśmiecham się do ludzi, którzy są dla mnie życzliwi. Zgryźliwych i smutnych, szukających wszędzie problemów wolę unikać. Mam jednak nadzieję, że może kiedyś odnajdą radość zamiast oceniać szczęśliwych mężów i ojców, posiadających nie tylko kochającą rodzinę, ale również i hobby. Panu Wenclowi życzę również, by zabierając się za pisanie artykułu na temat elementów kultury, choć trochę pokusił się o zapoznanie się z tematem. Nie po to, by rzetelniej pisać. Po to, by wykazać chociaż odrobinę szacunku do osób w tekście wspomnianych.
Trochę mi głupio, że takie życzenia adresuję do kogoś, kto ma takie osiągnięcia i pisze dużo dłużej niż ja – rocznik 1987, „growy” publicysta-amator, który po latach publikowania dla zabawy zaczyna realizować swoje marzenie o związaniu przyszłej pracy z elektroniczną rozrywką. Może kiedyś uda mi się wydać książkę, zaprojektować grę, lub regularnie pracować w którejś z redakcji i być zapraszanym na poświęcone grom pokazy i dyskusje, jako ekspert. Na razie jednak, jako szary bloger-pasjonat podpisuję się powyższym tekstem swoim imieniem i nazwiskiem, tak jak pan Wencel zrobił to pod swoim. Grałem, gram i będę grał, gdy założę kiedyś rodzinę, obojętnie czy w konfiguracji 1+1, czy innej – to moja prywatna sprawa. Co więcej, będę zapewne grał ze swoją żoną i dziwne, że autor nie wspomniał w tekście o graczach należących do płci pięknej.
Jerzy "Antares" Bartoszewicz
Pod tym odnośnikiem, możecie zobaczyć tekst opublikowany na stronie "Gościa Niedzielnego"