Ach, Duke... Twoim największym przekleństwem było to, że nie wracałeś przez długie lata. Teraz zaś twoim największym przekleństwem jest to, że w końcu się pojawiłeś. Dlaczego? Bo gra z Twoimi przygodami okazała się być wypolerowanym do granic możliwości (przez tabuny pracowników z kilku firm - kto policzył wszystkie logotypy na starcie?), mocno odgrzewanym kotletem. Fajny z ciebie gość, ale nie oszukujmy się - dałeś ciała na wielu płaszczyznach.
Przyznam ci jedno, ty szowinistyczna świnio. Lgną do Ciebie laski, choć sam nie wiem dlaczego, bo traktujesz je raczej nie po rycersku. Ale nic to, wszak Twoje chwilowe towarzyszki (czy to pod postacią plastikowych "koleżanek", fotek w magazynach czy wygaszaczy ekranów) stają się również naszymi. Szkoda tylko, że urodą jednak nie grzeszą.
Nie mogę też pominąć faktu, że lubisz pobawić się w zasadzie wszystkim, co spotkasz na swojej drodze. bazgroły na tablicach? Jasne. Wyciśnięcie 600 funtów na ławeczce? Raczej. Sesyjka w pinballa? Oczywizm. Wysłuchanie wielu idiotycznych nagrań na automatycznych sekretarkach? Przeglądanie magazynów z laskami? Napicie się piwka, zjedzenie chipsów, rzucenie szczurem czy kawałkiem kupy (no, stary - wiem, że można potem umyć ręce - ale poważnie...)? Wszystko jest możliwe. Za to high-five! I tak zupełnie szczerze, to te 10 godzin, jakie z Tobą spędziłem, było w sumie całkiem ciekawe. Taka męska przygoda. Był klub ze striptizem, fastfoodziarnia, kasyno, pustynia, sportowa arena, autostrada, tama Hoovera... No, kolego, jakbyś tam wlał więcej testosteronu, to monitor porósłby sierścią. Nie żałuję, bo w sumie fajnie sie zabijało te wredne ufoludy i byłem ciekawy, jak to się wszystko skończy. Ale ty to przecież wiesz. Byłeś tam ze mną. Ty i twoje cudownie suche tekściory.
No ale Duke, gościu! Pewnych rzeczy się w 2011 nie wybacza. Wiem, że przez 14 lat leżałeś w jakimś tajnym inkubatorze ze skrzynką piwa i pewnie jeszcze niejedną dziewuchą, ale jak się wychodzi do ludzi, to się sprawdza co i jak. Pośmiałeś się z kolegów po fachu (Valve, Gears of War, Dead Space, Halo), ale pod względem wykończenia nie dorównujesz żadnemu z nich. Brzydkie te Twoje Stany są niemiłosiernie. Teksturami pokryte to słabymi (jest kilka wyjątków, ale raczej mało rzucających się w oczy), detali niewiele, po lokacjach hula wiatr (bo pustawo tam, oj pustawo... na szczęście nie zawsze), kanciastość wyziera zewsząd. Tutaj znak czasu odcisnął swoje okrutne piętno. Poza tym, jak na taką oldskulową przygodę, nie pasuje tu dość istotne zapożyczenie z nowoczesnych produkcji: tylko dwa rodzaje broni naraz? Jakoś wcześniej cały arsenał nosiłeś przy sobie. Za mało kieszeni w tych ciasnych jeansach masz czy jak? Głupota wszystkich, których spotykasz, też nie nastraja specjalnie optymistycznie, ale na szczęście niektóre pojedynki z bossami dają radę (szczególnie ten jeden, gdy Ty jesteś malutki, a funkcję bossa pełni zwykły, normalnych rozmiarów ufolud). Zagadki też niby jakieś tam były, ale żadna mnie nie porwała. Toporny ten Twój powrót straszliwie. Na ile to było zamierzone - nie wiem. Wiem jednak, że nie do końca się udało.
Widać, że chciałeś być trochę taki, jak cała reszta fajnych koleżków z podwórka. Różnica jest taka, że oni dorośli, a Ty nie. Ta Twoja dziecinada ma swoje plusy, ale po tylu latach czekania chciałem zobaczyć coś więcej, niż tylko "nieźle". Drogi Duke'u - najpewniej nie zobaczymy się już nigdy. Przeterminowałeś się. Znasz Graysona Hunta? On jest taki jakby podobny, ale jakiś lepszy...