Andrzej Pilipiuk kontra moda na „Zmierzch”. Bo wampiry lubią komunistyczną czerwień... - Antares - 18 czerwca 2011

Andrzej Pilipiuk kontra moda na „Zmierzch”. Bo wampiry lubią komunistyczną czerwień...

Lubię polską fantastykę, gdyż w przeciwieństwie do większości zachodnich tytułów często przemyca różne treści, które dotyczą nas samych. Takie delikatne skojarzenia możemy mieć nawet czytając „Wiedźmina”, a tymczasem jest w Polsce autor, który o temacie naszych narodowych wad nie boi się pisać wprost. Taki jest Andrzej Pilipiuk, którego cykl opowiadań o Jakubie Wędrowyczu – kłusowniku, bimbrowniku i egzorcyście amatorze – jest obecnie jedną z najbardziej poczytnych serii pośród krajowych wydawnictw fantastycznych. Pan Pilipiuk jest osobą niezwykle płodną literacko, stąd nie zdziwiło mnie, że wobec mody na historie o wampirach, które zapoczątkowała uwielbiana przez nastolatki saga „Zmierzch”, pisarz postanowił zaprezentować swoją wersję przygód krwiopijców. Jak na autora przystało, w książce znajdziemy warszawski folklor, absurdy z czasów PRLu, dużo błyskotliwego czarnego humoru i...

Brak włosów na żel i makijażu. To chyba nie jest "Zmierzch"...

„Wampir z M3”, bo tak nazywa się zbiór opowiadań traktujących o życiu pobratymców hrabiego Drakuli w realiach Polskiej Republiki Ludowej, napisany jest w charakterystycznym dla Pilipiuka stylu. Sama forma przedstawienia kolejnych przygód bohaterów przywodzi na myśl cykl o Jakubie Wędrowyczu. Mamy tu więc do czynienia z zamkniętymi historyjkami, które posiadają własne wstępy, rozwinięcia i zakończenia, lecz jednocześnie składają się w większą całość. Wątki przeplatają się, niedopowiedziane fragmenty powracają w następnych opowiadaniach itd. Styl, w którym napisano książkę również bez najmniejszego problemu pozwala zidentyfikować autora. Nadal jest on lekki i przyjemny, pozbawiony rozległych opisów, dzięki czemu akcja może toczyć się wartko, a i wyobraźnia czytelnika ma szansę wykreować w jego głowie odpowiednio wyglądające scenografie.

Andrzej Plilipiuk zmusza nas do zrewidowania naszej wiedzy na temat wampirów. Okazuje się, że wampiryzm jest dziedziczny i nie można się nim zarazić poprzez ugryzienie. Światło słoneczne jest szkodliwe jedynie dla bardzo wiekowych osobników, a ich codzienne życie nie różni się zbytnio od naszego. A raczej nie różniło się od życia w realiach PRL. Mamy tu nastolatkę zakochaną w zagranicznym muzyku, wampira przodownika pracy, wampira komunistę czy sędziwego hrabiego, który nie może przeboleć, że komuniści pozbawili jego klasę majątku.

Miłośnikom twórczości autora, książki zapewne polecać nie muszę. Jeśli nie zetknęliście się dotychczas z piórem pana Pilipiuka, polecam jednak rozpocząć od przygód Jakuba Wędrowycza, lub z bardziej poważnych tytułów, od serii opowiadań „Czerwona Gorączka” lub świetnej postapokaliptycznej powieści „Operacja Dzień Wskrzeszenia”. „Wampir z M3” jest bardzo przyjemną lekturą, niestety w moim mniemaniu dość krótką; przebrnąłem przez nią w dwa popołudnia. Moja ocena to:

Antares
18 czerwca 2011 - 16:48