A gdyby tak starsze gry i filmy oceniać jak nowości - promilus - 29 lipca 2011

A gdyby tak starsze gry i filmy oceniać jak nowości

Starsze gry i filmy, tak chętnie przypominane na gameplay-u, mam wrażenie, że mają podwójny handicap. Po pierwsze sentyment, po drugie - tłumaczenie ich słabości "czasami" w jakich powstały. A gdyby tak oceniać je tak samo jak nowości?

Plebiscyt na gry dekady trwa. Jego założenia są proste - wybierasz najlepsze gry w danym roku. Tu nie mam zastrzeżeń. ALE pełno jest wszelakich topów wszechczasów porozrzucanych po najróżniejszych portalach, gazetach, blogach i publicznych toaletach. Pominę top najseksowniejszych dziewczyn szóstego LO, a zajmę się coraz częściej wzajemnie zazębiającymi się filmami i grami.

Część filmów i gier jest przez lata wielbiona tylko dlatego, bo jako pierwsze dodały coś ciekawego do rozgrywki, jako pierwsze stworzyły tak wielki świat, jako pierwsze przełamały tabu, jako pierwsze zajęły się ważnym tematem, jako pierwsze zrecenzowały wojnę. W tamtych czasach to musiało być coś wielkiego. Potem wiele nowszych produkcji czerpało z tych „oryginałów” pełnymi garściami, dodając coś od siebie - tworząc produkt jeszcze lepszym. Ale nie zawsze to ksero, które czarno-białą kartkę kserowało na kolorowo, zyskiwało szacunek ludzi ulicy taki poklask jak poprzednik.

Weźmy takiego Brudnego Harrego – postać kultową, która doczekała się setek naśladowców. Z tego co wiem, wcześniej nie było tak głośnego filmu o policjancie działającym na granicy prawa. Potem powstało wielu naśladowców. Przełamano tabu, więc dawaj na ksero scenariusz. Tak to się rozpleniło, że dzisiaj znaleźć w filmie sensacyjnym głównego bohatera policjanta, który jest ostoją dobroci i kodeksu to o wiele trudniejsze zadanie niż znaleźć duchowego następcę Brudnego Harrego. Bo z dzisiejszej perspektywy to co miał ten film, czego nie miały dziesiątki kolejnych, opartych o te same założenia? Z polskiego podwórka (teraz będzie naprawdę kontrowersyjnie!) wymieniłbym parę „Rejs” i „Job”. Jedno to obiekt kultu, drugie - „zbiór starych skeczy”. A czym jest „Rejs”? Tym samym, ale wiadomo – stary film to jednak stary film, wyższy poziom humoru, lepsi aktorzy, nie to co teraz ta dzisiejsza młodzież ogląda.

Jak widać, nie tylko o efekty specjalne się rozchodzi. Filmy się zmieniają  wszechstronnie. Kiedyś w tle lubił przygrywać jazz, lub jakieś pojedyncze dźwięki (i udźwiękowienie jest lepsze, no może poza polskim kinem) Teraz mamy Zimmera i  jego DUUUUUM! Lubię to DUUUUUM! pomimo pewnej wtórności. Kiedyś bohaterzy rozmawiali o tym co robili, co zrobią i co robili ich koledzy. Teraz po prostu działają.

Z grami jest podobnie. To młodsza rozrywka, ale rozwija się o wiele szybciej. No, czy nie wkurza was, że w Mario nie można zapisywać gry w dowolnym momencie? Ba, nie można jej w ogóle zapisywać. Oczywiście mówię o wersji na Pegasusa (nie NES’a!;)) Wyobraźcie sobie teraz, że wychodzi nowe Call of Duty bez możliwości save’owania. - No, motyla noga! – zaklął recenzent. - Ale Mario i tak jest fajne - dodał.

Oczywiście przykład specjalnie przejaskrawiony. W grach starzeje się głównie grafika. Czy, układając teoretyczny top wszechczasów należy ją brać pod uwagę, czy nie? A co z mechaniką rozgrywki, ilością przeciwników na ekranie w tym samym czasie, fizyką, zakresem widoczności. Wszystko robi się coraz bardziej wyblakłe. Kiedyś ograniczenia sprzętowe nawet pomagały. Tak było na przykład z horrorem„Silent Hill”, gdzie dodano mgłę. Czy ta gra straszyłaby tak samo bez niej? Późniejsze części dowiodły, że nie. Głównie jednak ograniczenia sprzętowe przeszkadzają. Do dzisiaj w Fifce nie mogę zobaczyć 60000 tysięcy pojedynczo projektowanych kibiców.

Ktoś powie, że liczy się grywalność, ale czy i ona się nie starzeje? Gdy się już człowiek przyzwyczai, że w grze można korzystać z wszystkich pojazdów, wchodzić do budynków, to starsza gra, która tego nie oferuje może wiele stracić.

Zastanówcie się nad tym, gdy będziecie tworzyli swój top wszechczasów.

promilus
29 lipca 2011 - 21:27