Wszyscy chyba orientujemy się jakie są główne atuty japońskich RPG-ów. Między innymi są to intrygująca fabuła, rozbudowany i złożony system gry, wielogodzinna zabawa. Aby w taki tytuł się zagłębić i odpowiednio wykorzystać te zalety trzeba zaprezentować odpowiednie podejście. I akurat tego mi w ostatnim czasie brakuje.
Niespecjalnie, już od jakiś trzech tygodni znęcam się nad Vagrant Story. Wyniki konfrontacji ze wspaniałym dziełem SquareEnix widzieliście czasami na gameplay.pl, gdzie zainspirowany pewnymi faktami publikowałem kolejne wpisy. Ten jest kolejnym rezultatem godzin spędzonych w Lea Monde. A w zasadzie to ostatniej absencji od tej wirtualnej rzeczywistości.
Najgorsze chyba, co może spotkać osobę bawiącą się przy jRPG-u to nagłe wybicie z pewnego rytmu. Utrata pewnej ciągłości fabularnej wynikająca z nadmiaru innych obowiązków i braku czasu na granie. Nagle pojawia się problem, gdy po tygodniu przerwy próbuje się wrócić do świata gry i dochodzi się do wniosku, że znowu trzeba przypomnieć sobie klawiszologię, ogarnąć ostatnie wydarzenia, ustalić kierunek wyprawy, stan uzbrojenia i miejsce na mapie. Pół biedy, gdy sporo pamiętamy, ale jeśli przerwa była długa i obfitowała w różne ważne wydarzenia to może się okazać, że musimy prawie „zacząć od początku”. Dla prezentowanej historii i immersji to cios niemal śmiertelny.
Mam nadzieję, że Wy podobnych trudności nie macie i nie znęcacie się w taki sposób nad wielkimi, długimi tytułami w stylu Vagrant Story. Ja zamierzam nanieść drobne poprawki do osobistego kalendarza, aby nie pozwolić sobie totalnie wypaść ze świata Lea Monde. Ale i tak już czuję, że robię coś nie tak, bo w taką grę się po prostu tak nie gra. Nie porzuca się jej na kilkanaście dni i nie uruchamia na 20 minut, aby przebiec od jednego punktu zapisu do drugiego.
Może ktoś z Was jest w podobnej sytuacji i będzie chętny przybić wirtualną piątkę innemu graczowi w podobnie złej sytuacji? Ktokolwiek?