Telewizja to bardzo ciekawe medium, wiecie? Podobno ogląda ją regularnie większość Polaków. Podobno jest znacznie poważniejsza "od tych satanistycznych gier komputerowych". Podobno można w niej obejrzeć wszystkie wartościowe filmy. A gdy przychodzi co do czego, to większość porządnych filmów jest przez widzów pomijana, gdyż albo zaginęły one gdzieś w otchłaniach programowej ramówki, albo zostały przez przeciętnego odbiorcę skreślone z jakiegoś innego powodu. Na przykład dlatego, że rzeczony film nie jest "poważnym" filmem aktorskim, tylko animowaną "bajką" dla dzieci. W moim odczuciu problem ten, pomijając ogromną rzeszę innych produkcji, dotknął m.in. omawianego dziś nowego Batmana.
Batman Under the Red Hood (tytuł polski: Batman. W cieniu Czerwonego Kaptura) to jedna z najnowszych animowanych, pełnometrażowych produkcji o przygodach Mrocznego Rycerza. I, co mogę z czystym sumieniem napisać już na początku, jedna z najlepszych jakie kiedykolwiek powstały.
Na początku może wyjaśnię, co najbardziej irytuje mnie w większości filmów i seriali o Batmanie: infantylność. Komiksowy Batman nie jest wiecznie uśmiechniętym bohaterem, z pieśnią na ustach ratującym świat przed zagładą. Podobnie jego przeciwnicy: to w większości przestępcy z mocno zwichniętą psychiką, psychopaci, których miejsce jest na terenie Arkham Asylum, a nie wśród normalnych obywateli. W serialach klimat ten niestety gdzieś mi umyka - na pierwszy rzut oka wszystko jest OK, gdy jednak przyjrzeć się im bliżej, to wszystko okazuje się mocno stonowane, tak aby odbiorcami mogły być małe dzieci.
Po lekturze poprzedniego akapitu myślę, że bez problemu można domyślić się, jaka jest największa zaleta Batman Under the Red Hood. Reżyser w niebyt odesłał wszystkie ugrzecznione sceny i klimat oryginalnego Batmana, o czym świadczy już początek filmu: w ciągu pierwszych kilku minut jesteśmy świadkami m.in. skatowania Robina przez Jokera przy użyciu łomu oraz śmierci Cudownego Chłopca. A to dopiero początek! Główna oś fabuły kręci się wokół tytułowego Czerwonego Kaptura, który postanawia przejąć władzę nad przestępczym światkiem Gotham, wywołując tym samym wojnę gangów. Jednego możecie być pewni - w nowym Batmanie trup ściele się gęsto i nikt nie zamierza udawać, że jest inaczej. Fabuła naprawdę wciąga, a choć jeszcze przed Batmanem domyślamy się, kto kryje się pod maską Czerwonego Kaptura, to fakt ten nie psuje bynajmniej zabawy.
Mrocznemu klimatowi najbardziej przysłużyła się najprawdopodobniej postać Jokera - to już nie wesoły błazen wykreowany w Batman: The Animated Series, ale prawdziwie psychodeliczny morderca, który swoim zachowaniem na równi przeraża i rozśmiesza swoimi zupełnie nie śmiesznymi żartami. Przykładem na to może być wspomniana wcześniej scena śmierci Robina. Joker stoi nad nim z łomem, raz po raz uderzając w co bardziej witalne części ciała, przeprowadzając swój mały "eksperyment anatomiczny": kiedy boli bardziej? Kiedy człowiek ma większe problemy z oddychaniem? Jak długo można przeciągać jego agonię? "Co? Co mówisz? Hmm, brzmisz trochę niewyraźnie... A tak, masz chyba zapadnięte płuco... To chyba trochę utrudnia mówienie, co?" (cytat z pamięci, ale myślę że przynajmniej częściowo udało mi się zachować sens oryginału). Gdybym miał zobrazować to na przykładzie filmów aktorskich, to Jokerowi z Under the Red Hood bliżej do postaci stworzonej przez Heatha Ledgera, niż Jacka Nicholsona.
Podobnie sprawa ma się z samą postacią Bruce'a Wayne'a: jest milczący, skryty, nieufny nawet wobec przyjaciół. Jest Batmanem, Mrocznym Rycerzem którego jedynym celem w życiu jest krucjata przeciwko przestępczości, której podporządkowuje całą swoją egzystencję. Oglądaliście kiedyś Batman of the Future: the Return of Joker? W filmie tym jest dość wymowna scena, w której stary Bruce Wayne odbiera swojemu następcy kostium Batmana, z wściekłością stwierdzając że nie może on być już dłużej Mrocznym Rycerzem: dokonał on już swojej zemsty, nie czuje odpowiedniej motywacji do dalszych działań. Właśnie skojarzenia z Powrotem Jokera nasuwały mi się najsilniej w czasie seansu Czerwonego Kaptura - w obu obrazach ukazany jest ten sam, z własnej woli samotny, skryty w sobie bohater, nieco inny niż ten, którego znamy z seriali animowanych.
Wraz z klimatem zmianie uległa również stylistyka filmu. Chociaż nadal bez problemu dostrzegamy tradycyjny, nieco kanciasty styl przedstawiania postaci znany z produkcji sygnowanych logiem DC Comics, to bohaterowie przedstawieni znacznie bardziej realnie. Po raz kolejnym idealnym przykładem na to może być Joker, który nabrał nieco więcej ludzkich cech, przez co stał się bardziej demoniczny. A te jego szeroko otwarte oczy szaleńca… Brr, aż ciarki człowiekowi po plecach przechodzą…
Stylistyki filmu dopełnia wzbudzająca odrobinę niepokoju, świetnie dopasowana do wydarzeń, podniosła muzyka (napisałbym „epicka”, ale uważam, że słowo to jest ostatnimi czasy mocno nadużywane). Wobec możliwości umieszczenia w tekście fragmentów filmu, jakiekolwiek próby jej opisu tracą w zasadzie na znaczeniu. Zamiast więc tracić czas, na próbę opisu zagadnienia na którym się i tak nie znam (jak to ktoś kiedyś stwierdził, posiadam pierwszy stopień uzdolnienia muzycznego: rozróżniam kiedy grają i kiedy nie grają), poniżej umieszczam motyw z początkowej sekwencji filmu.
Tradycyjną już wadą filmów w naszej części świata, której nie ustrzegł się i Batman Under the Red Hood (przynajmniej w wersji z lektorem, którą miałem okazję oglądać) jest ich tłumaczenie. Generalnie film przetłumaczony jest dość poprawnie, pojawiają się jednak kwiatki na tyle poważne, że naprawdę psują odbiór tego obrazu. W pamięci utkwił mi przede wszystkim jeden z tekstów Robina: „Twenty rounds for second, and you’re still not enough fast”, przetłumaczone jako: „Dwadzieścia okrążeń na sekundę, a wy wciąż jesteście za wolni”. Problematyczne w tym miejscu „rounds” a i owszem, można tłumaczyć jako okrążenie, jednak na litość Boską – nie w odniesieniu do karabinu maszynowego! Rounds oznacza w końcu również „pocisk”, o czym tłumacz z pewnością wiedział, ale jak to zwykle bywa: nikt mu filmu zapewne nie pokazał, ani nie wyjaśnił kontekstu sceny, a jedynie dał do przetłumaczenia skrypt…
Podsumowując: film jest świetną propozycją dla wszystkich fanów Człowieka-Nietoperza, którzy z niecierpliwością wyczekują The Dark Knight Rises. Kilkadziesiąt minut z Batman Under the Red Hood z pewnością chociaż odrobinę zaspokoi głód w oczekiwaniu na nowy obraz Christophera Nolana.
Ocena: 4.5/5