Gry które powinny powrócić cz. 2 – Transarctica: steampunk i lód - Hed - 22 września 2011

Gry, które powinny powrócić, cz. 2 – Transarctica: steampunk i lód

Opancerzone pociągi, przeraźliwy mróz, handel, otwarty postapokaliptyczny świat, mamuty, bitwy na torach i zamarznięty Gdańsk – taki zestaw elementów pojawił się tylko i wyłącznie w jednej grze. Jest nią Transarctica, zapomniana produkcja kultowego studia Silmarils.

W cyklu „Gry, które powinny powrócić” opisuję tytuły, przy których spędzałem w młodości długie godziny i które, moim skromnym zdaniem, zasługują na to, aby powrócić w chwale.

Pociągiem przez postapokalipsę

W Transarctica przenosimy się do alternatywnej wersji Ziemi, na której wszystko zamarzło i zostało pokryte śniegiem. Pod zachmurzonym niebem przesłaniającym słońce ludzkość próbuje powstać i odbudować cywilizację. Niestety, światem rządzi pewna korporacja, siejąca postrach na torach kolejowych. Tak, torach. W tym świecie władze mają ci, którzy posiadają pociąg.

Gracz dostaje maszynę – lokomotywę napędzaną dwoma rodzajami surowców i rusza w podróż po torach zamarzniętej Europy. Po drodze zwiedzamy miasta, handlujemy towarami, łapiemy niewolników i mamuty, walczymy, naprawiamy uszkodzone odcinki torów, powiększamy skład pociągu i nieustannie poszukujemy odpowiedzi na pytanie: dlaczego słońce nie ogrzewa globu.

Transarctica jest połączeniem przygodówki, strategii handlowo-wojennej, gry zręcznościowej i kilku innych gatunków. Silmarils stworzył dzieło unikatowe, które trudno porównać do czegokolwiek innego. Świetna rozgrywka i miażdżący klimat dosłownie przykuwały mnie do monitora – przemierzanie pociągiem tajemniczego świata była absolutnie intrygujące.

Cechy unikatowe

Właściwie wszystko jest tutaj nietypowe. Podróżując pociągiem sami dorzucamy węgla do pieca i przestawiamy zwrotnice. W miastach możemy zbierać informacje o wydarzeniach z przeszłości, które doprowadziły do katastrofy. Nie brakuje też handlu, który jest prosty, ale ma kolosalne znacznie. W Transarctica waluta jest bowiem paliwem, a po utracie surowców gra się kończy.

Większość ekranów z interfejsem gry to wnętrza wagonów. W lokomotywie dorzucaliśmy węgla, w innych planowaliśmy różne działania. Ogólnie rzecz biorąc, prawie każdy mechanizm rozgrywki został podany w formie klimatycznego motywu. Niepokojącym detalem był pistolet w kwaterze osobistej – klikając na niego można było poddać się i popełnić samobójstwo. ŁAŁ.

Podróżując po świecie ryzkowaliśmy spotkaniem z patrolami korporacji. W tym momencie rozpoczynała się bitwa, w której dwie maszyny stawały obok siebie na równoległych torach. Podczas walk można było poruszać się do przodu lub do tyłu, strzelać z dział, wysyłać jednostki i wysadzać wagony. Im mniej z nich zniszczyliśmy, tym więcej zyskaliśmy, bo po wygranym starciu dobytek wroga trafiał do nas.

W bitwach szczególną rolę odgrywała zręczność w obsłudze jednostek oraz liczba i układ posiadanych wagonów. W maszynowniach (wśród nich pojawia się Gdańsk!) można było dostać różne składy – do przewozu mamutów, żołnierzy, roślin, towarów i innych elementów. Nie zabrakło dział i karabinów oraz samolotów-sond, wykrywających inne pociągi.

Transarctica skrywała znacznie więcej sekretów. Najważniejsze jest jednak to, że odkrywanie ich było angażujące i satysfakcjonujące. Postapokaliptyczna atmosfera, niezwykły klimat, świetne wykonanie i sugestywne motywy zrobiły swoje – zapamiętałem grę do dzisiaj bardzo wyraźnie. Do tego stopnia, że czytając „Lód” Dukaja wróciłem do niej na kilka chwil.

Szanse na wielki powrót

Dlaczego zasługuje na powrót: Unikatowe i tajemnicze realia (postapokaliptyczny mroźny świat i steampunk), nietypowa rozgrywka (strategia, handel, bitwy, przygoda), supergęsty klimat i dużo smaczków (mamuty, niewolnicy, odkrywanie nowych okolic). Zdecydowanie jedna z perełek lat 90., która mogłaby odświeżyć skostniały rynek nudnych "postapo".

Szanse na remake: Nie ma to szansy, a przynajmniej nie słyszałem, żeby ktokolwiek się interesował marką lub prowadził pracę nad przeróbką. 

Remake sprawdziłby się na komórkach – gra nie wymagała zbyt wielkiej wprawy w obsłudze klawiatury. Większość akcji wykonywaliśmy na myszce.

Gdzie ją znaleźć: W serwisie DotEmu za 1,90 euro. Moim zdaniem warto, bo gra nie postarzała się aż tak bardzo i nadal może zainteresować zdeterminowaną osobę.  

 

Gry, które powinny powrócić: Quarantine | Transarctica 

Wszelkie uwagi odnośnie cyklu i samej gry są mile widziane. Złapiecie mnie w komentarzach lub na Twitterze.

Hed
22 września 2011 - 20:45