Są gry, które zapisały się złotymi zgłoskami w historii komputerowej rozgrywki. Zostały okrzyknięte hitami mimo trawiących je bugów i dziwnych rozwiązań. Taką grą jest bez wątpienia "Gobliiins" ze stajni francuskiego studia Coktel Vision. Jeśli komuś na dźwięk tytułu przed oczami stanęła archaiczna wersja "Overlorda" to niestety muszę rozwiać jego nadzieje. "Gobliiins" to wydana w 1991 roku gra przygodowa, zawierająca wiele przełomowych rozwiązań, niezłą oprawę audiowizualną i całą masę humoru. Zainteresowani? Zapraszam dalej!
W świat gry wprowadza nas intro przedstawiające ucztującego w otoczeniu dworzan króla. Uczta zostaje gwałtownie przerwana, gdy monarcha nagle zaczyna się dziwnie zachowywać: jego wysokość w jednej chwili krzyczy przerażony, w innej zwija się z bólu by w końcu wybuchnąć głośnym śmiechem. Na władcę rzucono zły urok i nieznany sprawca wyżywa się na nim przy pomocy laleczki voodoo! Na pomoc monarsze wyruszają trzy gobliny. W sumie nie ma pewności czy główni bohaterowie to gobliny, bo wyglądają jak krasnoludki, narrator lubi nazywać ich elfami, a gra nosi tytuł „Gobliiins”.
W czasie rozgrywki przyjdzie nam kierować wspomnianą już trójką. Tak! Wszystkimi naraz! Pod nasze skrzydła trafiają: stary czarodziej Hooter, sprytny Dwayne i wojownik imieniem BoBo. Każdy z naszych podopiecznych dysponuje innymi umiejętnościami: Hooter używa czarów (dla nas to niekoniecznie dobre wieści), BoBo lubi komuś, lub czemuś, przywalić poza tym jako jedyny potrafi się wspinać, ostatni z "herosów". Dwayne, spełnia funkcję złotej rączki - używa przedmiotów zdobytych bądź stworzonych przez pozostałych. Sumując cechy każdego z bohaterów mamy do dyspozycji cztery podstawowe akcje: poruszanie się, czarowanie, niszczenie i używanie przedmiotów. Wydaje się, że jest to mało, ale w praniu sprawdza się całkiem nieźle.
Świat przedstawiony w „Gobliiins” przypomina trochę niektóre poznańskie uczelnie. Wystarczy posłużyć się małą parafrazą Dantego: „Porzućcie wszelką logikę, wy, którzy tu wchodzicie”. Świat goblinów jest naprawdę pokręcony! Jeśli cokolwiek wydaje Ci się logicznym wyjściem z danej sytuacji to prawdopodobnie sprowadzi to zagładę na twoich podopiecznych. Tym samym dochodzimy do wad tej produkcji
Absurd wylewający się z ekranu falami potrafi bawić, ale częściej jest zwyczajnie irytujący. Przygodówki to gry które zazwyczaj zmuszają gracza do myślenia, „Gobliiins” sprawia, że gracz próbuje łączyć przedmioty ze sobą na oślep w nadziei na pchnięcie fabuły choć trochę do przodu. Sytuacji nie poprawia fakt, że akcja „Gobliiins” rozgrywa się zawsze tylko na jednym poziomie, nie ma możliwości przejścia z jednej lokacji do drugiej bez uporania się z dotychczasowymi zagadkami. Na domiar złego często nawet nie wiadomo po kiego grzyba znajdujemy się w danej lokacji. Taka sytuacja ma miejsce już na samym początku, po skończonym intro spotykamy gobliny w pobliżu jakiegoś dworku i nie wiadomo o co właściwie chodzi, gdzie się udać, ani nawet jak kierować grupką, którą przyszło nam dowodzić!
Kolejną wadą tej gry jest sposób prezentowania postępów gracza, od czasu do czasu pomiędzy kolejnymi etapami pojawia się art i kartka z kilkoma zdaniami opisującymi aktualną sytuację. Nawet animacja końcowa mogłaby być zwykłym animowanym gifem, bo jest to w zasadzie statyczne tło z kilkoma ruchomymi elementami. Jest jeszcze jeden problem, z nieznanej przyczyny ktoś uznał, że w grze przygodowej niezbędny jest pasek życia, niemal żywcem przeniesiony z popularnych bijatyk. Gdy pasek spadnie do zera przegrywamy, nie byłoby tak źle gdyby nie to, że niektóre zagadki konczą się utratą cennego życia nawet gdy rozwiążemy je poprawnie!
Powyższa wyliczanka wad potrafi zniechęcić, ale o dziwo "Gobliiins" potrafi nadal bawić i wciągnąć gracza na godzinę lub dwie... ewentualnie siedem.