Do serii Assassin's Creed czuję miętę. Ale nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Tak naprawdę dopiero przy zabawie w drugą część poczułem się, jakbym obcował z wyjątkowym produktem. Owszem, przygody Altaira powalały atmosferą - wyprawy krzyżowe, tajne bractwa... Toż to samograj. A jednak po ukończeniu Revelations mam wrażenie, że poczatek serii nie był do końca przemyślany pod względem fabularnym i później trzeba było żmudnie zapełniać nielogiczności. W kwestii mechaniki rozgrywki wiadomo - niewiele tam było ciekawego i chyba tylko ci najbardziej wytrwali skrzyżowali miecz z Robertem de Sable i jabłko z Al Mualibem.
Assassin's Creed II było czymś bardzo świeżym, ze świetną fabułą i zakończeniem zostawiającym nas z otwartymi ustami ze zdumienia. Brotherhood rozwijał część pomysłów z "dwójki" i Revelations również podążyło tym tropem rozwijając pomysły z Brotherhood. Element ekonomiczny i zabawa w wysyłanie asasynów na misje jednak przy tym tak spuchły, że moim zdaniem stały się już po prostu nużące. Co z tego, że Ubisoft zaproponował kolejne wielkie miasto, opanowane przez zupełnie inną kulturę niż włoskie "metropolie". Zmieniły się i troszkę wypiękniały krajobrazy, ale cała reszta pozostała bez żadnych zmian - tutaj zwyczajnie nawet pies tropiący nie wyczuje ani odrobiny zapachu Orientu.
Poniżej, aby uporządkować rzecz, umieszczam wykonany przeze mnie mój osobisty ranking Assassinów. Mam nadzieję, że część trzecia zerwie z tendencją zniżkową.
Jakkolwiek jednak nie psioczyłbym na Revelations, w trakcie zabawy w niego pobiłem swój rekord jednego posiedzenia przy grze. Siedemnaście i pół godziny świadczy albo o determinacji ukończenia, albo o głupocie. Nie próbujcie tego w domu.
Co mi się podobało?
Wizualnie gra trochę wypiękniała, co szczególnie obrazują różne dymy, mgiełki, połykacze ognia i światło przebijające się przez dach targowiska. Również woda jest znacznie ładniejsza niż wcześniej. Jej wygląd wymusiła oczywiście lokalizacja Konstantynopola nad Cieśniną Bosfor, w którym rozgrywa się większość akcji. Także śnieżna zadymka robi niezłe wrażenie.
Muzyka. Jesper Kyd jak zwykle stanął na wysokości zadania i przygotował świetną oprawę. Choć mam wrażenie, że nieco mniej jest w niej, w stosunku do poprzedników, charakterystycznych fragmentów.
Pnące się ku niebu maszty żaglowców, skrzeczące mewy, atmosfera nabrzeża i piękne, ciepłe światło słońca. Miód.
W końcu autorzy jednoznacznie opowiedzieli nam, co działo się z Altairem po jego walce z mentorem zakonu asasynów. Szczególnie ostatnie fragmenty dobrze się prezentują i kto wie, może nawet są w stanie kogoś wzruszyć?
Jestem pozytywnie nastawiony do mini-gry reprezentującej gatunek defense tower. Rozstawiamy obrońców atakowanych przez Templariuszy kryjówek asasynów, a potem na bieżąco staramy się kontrolować sytuację. Standard. Gorzej, kiedy atakowanych jest kilka kryjówek i każdą z nich trzeba mozolnie bronić, a po przegranej ponownie odbijać.
Podoba mi się system, według którego stajemy się bardziej rozpoznawalni w miarę wściubiania nosa w interesy Templariuszy. Ponowne ukrycie wymaga, tak jak wcześniej, choćby przekupienia herolda lub likwidacji urzędnika. Na szczęście zniknęło zupełnie durne zrywanie plakatów. I to mnie niezmiernie cieszy.
Co było takie sobie?
Fabuła, jak na tę serię, tym razem jest prosta jak budowa cepa. Ezio konkuruje z Templariuszami i szuka kluczy do skarbca w Masjafie, a gdzieś w tle trwa cicha wojna o tron po starzejącym się sułtanie. Żadnych niedopowiedzeń, wszystko jak na dłoni. Kawa na ławę.
Można polubić fragmenty, w których gramy jako Desmond. Rozgrywają się one w pierwszej osobie i trochę budzą skojarzenia z Portalem, choć żadnych portali w nich oczywiście nie ma.
Co mi się nie podobało?
W drugiej części i w Brotherhood chętnie rzuciłem się w wir zarabiania kasy i kupowania, kolekcjonowania, renowacji. Revelations zmęczył mnie na etapie ok. 30% posiadanej własności w mieście.
Wysyłanie asasynów na misje w Brotherhood było fajnym dodatkiem. Fajnym, bo nie wymagającym wielkiego zaangażowania, w tej, nomen omen, grze zręcznościowo-przygodowej. Niestety, dodanie do Revelations statusu wpływów w kilkunastu miastach, ich oblężeń przez Tempariuszy i innych dupereli skutecznie mnie zniechęciło po jakichś dwóch trzecich gry, że już więcej tam nie zajrzałem.
Liczba eksplorowanych podziemi jest tym razem szczątkowa. W ogóle liczba misji nie jest chyba szczególnie dużą, co już dało się odczuć w Brotherhood. Producent dłubie już od dawna przy Assassin's Creed III, a historię Ezio trzeba było jakoś zakończyć.
Mam nadzieję, że dłubie też nad nowym silnikiem graficznym i pojawią się choćby zmienne efekty atmosferyczne. Śnieg w Revelations jest fajny, ale cieszymy się nim raptem pół godziny. No i oczywiście obsługa DirectX 11.
Meczety, iglice. A gdzie muezini? Gdzie modlący się przed meczetami? Gdzie klimat islamu? Nie ma nic z Orientu. Żenada.