Black Mesa G-Man Aperture Laboratories - Goozys - 12 grudnia 2011

Black Mesa, G-Man, Aperture Laboratories

Niezaprzeczalnym faktem jest, że gry, których akcja rozgrywa się w uniwersum Half-Life, zapisały się na kartach historii branży gier komputerowych jako gry kultowe. Dla wielu graczy, w tym także dla mnie, stały się wyznacznikiem wysokiej jakości oprawy audiowizualnej, a przede wszystkim fabuły. I tak w przypadku tej drugiej można pokusić się o stwierdzenie, iż programiści z Valve sięgnęli geniuszu.

Historia, którą zaserwowano nam w 1998 roku, i którą wręcz w mistrzowskim stylu kontynuowano do momentu wydania Half-Life 2 Episode Two sprawiła, że setki tysięcy graczy na całym świecie zaczęły snuć teorie na temat przeróżnych aspektów fabularnych gry czy też poszczególnych postaci. Na pierwszym planie znalazł się oczywiście osławiony G-Man, którego geneza pochodzenia, a także szemrane interesy względem ludzi i Kombinatu wzbudzają do dnia dzisiejszego największe zainteresowanie wśród najbardziej zagorzałych fanów serii. Również i mnie to nie ominęło. Sam posiadam własną teorię, związaną z osobą G-Mana, a także Half-Life i Portal, a która nurtuje mnie już od dłuższego czasu. A ostatnio nasiliło się to jeszcze bardziej, gdy stosunkowo niedawno odświeżyłem sobie pierwszą część serii. A oto i ona…

Jak wiadomo założycielem Aperture Laboratories był Cave Johnson i miało to miejsce w 1953 roku. Po zatruciu się rtęcią, stan jego zdrowia pogorszył się, następstwem czego była jego rzekoma śmierć. I może bym się tym człowiekiem nie zainteresował gdyby nie fakt, że jego nazwisko widnieje na szafce w szatni, w miejscu gdzie Gordon Freeman przywdziewa po raz pierwszy kombinezon HEV. I tym razem także nie zwróciłbym na niego uwagi, lecz w momencie gdy Freeman zjeżdża windą na niższy poziom kompleksu Black Mesa Research Facility w kierunku komory testowej, ów Johnson zostaje wywołany przez interkom. Niby szczegół, ale dlaczego właśnie osoba o nazwisku Johnson, a nie ktoś inny, skoro w szatni jest jeszcze sporo innych szafek z nazwiskami, a które mogły zostać wywołane? Oczywiście nadmienię od razu, iż nazwisko Johnsona, jak i cała reszta z szatni, pomijając oczywiście Freemana, należą do programistów z Valve (cyt. U.V. Impaler). No, ale teorii ciąg dalszy…

Aperture Laboratories po incydencie z Johnsonem, zmieniło kierunek swoich badań i zaczęło zajmować sie portalami przestrzennymi i być może już wtedy doszło do kontaktu z przedstawicielami Kombinatu. Było to w latach 1981-1985. Natomiast sam Johnson zniknął. Równie dobrze mógł on nadal przebywać na terenie placówki lecz pod zmienionym nazwiskiem.
W roku 1986 Aperture Laboratories dowiedziało się, że Black Mesa Research Facility także pracuje nad portalami. Dlaczego więc Cave Johnson nie mógł po prostu przejść do konkurencji?
Jak najbardziej mógł. Można się domyślać, że w tamtym okresie Black Mesa była bardziej zaawansowana technologicznie i stwarzała zdecydowanie lepsze warunki, do ewentualnego kontaktu z Kombinatem. Możliwe też, że w Black Mesa nikt nie wiedział lub też wszyscy zapomnieli o osobie Cave’a Johnsona, dlatego mógł zatrudnić się pod swoim prawdziwym nazwiskiem. Stąd jego nazwisko na jednej z szafek pracowniczych w szatni. I co jeśli faktycznie Cave Johnson miał kontakt z Kombinatem juz na terenie Aperture Laboratories oraz domówił się z nimi o ewentualnym ataku na Ziemię? Być może Kombinat sam nakierował Johnsona na Black Mesa, gdyż tam prace nad teleportami były bardziej zaawansowane, na co dowodem były wycieczki pracowników Black Mesa do świata Xen. I co jeśli tak naprawdę Cave Johnson to tajemniczy G-Man, pracujący dla Kombinatu? Jak wiemy, to on dostarczył próbkę do badań, która wywołała tragiczną w skutkach Kaskadę Rezonansową w Black Mesa, następstwem czego otwarte zostały w wielu miejscach na Ziemi portale, a tym samym Kombinat mógł swobodnie rozpocząć inwazję na naszą planetę. Można uznać to za bardzo naciągane myślenie, ale ja osobiście tego nie wykluczam. Wszyscy wiemy w jaki sposób Kombinat ingerował w człowieczeństwo – Stalkery, regulowanie płodności. G-Man może być „ulepszoną” wersją Cave’a Johnsona, pracującą niegdyś dla najeźdźców (cyt. William d’Troull).

Wielką niewiadomą pozostaje także tajemniczy lodołamacz Borealis, o którym dowiadujemy się zgłębiając historię Half-Life 2. Dowiadujemy się także, iż jest on własnością Aperture Laboratories, a na jego pokładzie rzekomo znajduje się tajemnicza broń o niewyobrażalnej mocy. O tak potężnej, że dr. Eli Vance chciałby, aby nie istniała. O tak potężnej, że dr. Kleiner chciałby jej użyć w wojnie przeciwko Kombinatowi. Czyżby Portal Gun? Jest to też jedyny wątek luźno wiążący uniwersum Half-Life ze światem gry Portal, ale poniekąd można teoretyzować, iż dwa tak odległe i różne od siebie światy, mogłyby w gruncie rzeczy stanowić całkiem spójną całość. Na dokładkę, co bardziej uważni gracze znajdą w Portal 2 sporo smaczków związanych ze wspomnianym wyżej lodołamaczem. Gdzie dokładnie? Nie napiszę… Nadmienię tylko, iż najwięcej jest tego w momencie gdy zaczynamy zabawę z żelami.

Tak mnie to nurtuje i nurtuje, i końca nie widać. Wiem, że trochę na wyrost te wszystkie domysły, ale historie opowiedziane w grach z serii Half-Life oraz Portal pozwalają właśnie na taką burzę mózgu. Dodatkowo drastycznie przerwana akcja w drugim epizodzie, stwarza całkiem klarowne pole do tworzenia teorii na temat ujętej w obu grach aury tajemniczości. Dodatkowo Portal 2 mimo iż w żadnym stopniu nie nawiązuje do wydarzeń towarzyszących Gordonowi, a na co w pewnym stopniu liczyłem, stał się powodem, by ponownie zadać sobie pytanie – „Co, jeśli na statku Borealis faktycznie znajduje się Portal Gun?”.

Na dzień dzisiejszy rok 2011 dobiega końca, Video Game Awards już za nami. Half-Life (Episode) 3 jak nie było, tak nie ma. Wracamy do punktu wyjścia…

Goozys
12 grudnia 2011 - 09:44