Don't look don't look - O The Crow: Special Edition - Pita - 1 lutego 2012

Don't look, don't look - O The Crow: Special Edition

To nie samotność jest najstraszliwszą na tym świecie. Są od niej rzeczy znacznie gorsze. Tragedie, które na zawsze naznaczają duszę człowieka – i z pewnością taką tragedią jest utrata ukochanej osoby. Szczególnie jeżeli wina spoczywa na Tobie. Być winowajcą śmierci ukochanej osoby to grzech niewybaczalny – a za takiego zbrodniarza uważał się Eryk, bohater komiksu The Crow. Oraz James O'Barr, autor owego komiksu.

Chociaż mogło się to wydawać jedynie skokiem na kasę przymierającego głodem artysty to tak nie jest. The Crow w swojej specjalnej edycji czyni rzecz niebywałą – pokonuje oryginał, komiks kultowy oraz dzieło, które wywarło na mnie ogromny wpływ. Historia Eryka oraz Shelly, pary kochanków, którzy trafili w złe miejsce w złym czasie staje się wreszcie w pełni zamknięta. Najlepsza revenge story? Przypuszczalnie. Najpiękniejszy komiks o miłości jaki czytałem? Z całą pewnością. Nie tylko uczta wizualna, lecz piękne oczyszczenie dla duszy.


Victims, aren't we all?


O'Barr to artysta, którego cenię. Ważne dla odbioru The Crow, czy też ważne dla zrozumienia dlaczego The Crow budzi aż tak spore emocje w czytelniku jest pojmowanie faktu, że nie narodził się on po prostu w głowie autora. Ów autor, wychowany w domu dziecka, pracowity samouk, po odnalezieniu miłości swojego życia nie miał odpowiedniej dozy szczęścia. Jego narzeczona zginęła w wypadku spowodowanym przez pijanego kierowcę, jadąc odebrać Jamesa po tym, jak ją o to poprosił. On sam nie mógł kierować z powodu braku ubezpieczenia, co doprowadziło do tragicznego finału ich związku. Oskarżał się o jej śmierć. Przecież mógł zadzwonić 10 minut później. Mógł ubezpieczyć samochód.  Jak sam napisał – nie mogąc odnaleźć sprawiedliwości w prawdziwym świecie postanowił ją stworzyć.  Nie trudno zauważyć, że nie mogąc się odnaleźć w smutku najpierw uciekł do wojska, a następnie imał się różnych prac przez kilka lat rysując i szukając wydawców na The Crow.

Eryk i Shelly – główni bohaterowie komiksu, główni chociaż nie żywi, to tak naprawdę O'Barr i dziewczyna-która-była-Shelly. Wspólnych mianowników jest nazbyt wiele, żeby wypisywać je wszystkie – warto jednak zaznaczyć, że The Crow, jest momentami mocno autobiograficzny. Intymny. Spora część nowych scen w Edycji Specjalnej (która oryginalnie miała się nazywać Edycją Autorską i doprawdy jest tym wszystkim co autor mógł jeszcze dodać w tym temacie) dotyczy właśnie intymności jaka zachodzi pomiędzy parą ludzi – sfery bardzo osobistej, zbyt osobistej na pokazywanie się z nią do końca za czasów kiedy powstawał oryginał. I bez wątpienia są to wspaniałe, piękne sceny – lekkie, banalne, lecz zarazem takie, które są solą i chlebem każdego udanego związku. Nie stanowią jednak one osi komiksu – raczej powodują w nas tęsknotę oraz pozwalają mocniej wczuć się w skórę Eryka.

Trzeba zaznaczyć, że mimo ogromnej dawki subtelnie podanego romansu The Crow to nade wszystko komiks dorosły, chory i brutalny – nie wolno zapominać, że Eryk wrócił zza grobu nie po to, aby wspominać swoje poprzednie życie, nie po to, aby pomagać ludziom, chociaż czyni to, lecz po to, aby się mścić, mordować, bezlitośnie, sadystycznie i brutalnie traktować tych, którzy odebrali życie jemu oraz Shelly po wcześniejszym zgwałceniu dziewczyny. Eryk wraca nie będąc jednak w pełni żyw, zaś jego Bogiem staje się zemsta…

Don't look, don't look


Kruk opowiada równolegle dwa wątki, splecione w jedną historię. Pierwszy to historia Eryka oraz Shelly, pary której nie zniszczyła ani proza życia, ani inne liczne problemy. Pary, która kochała się ponad życie, i która, niestety, pojawiła się w złym miejscu i w złym czasie. Los sprawił że ich samochód stanął w miejscu, gdzie trafili na bandę ludzkich śmieci, którzy szybko zwiastują kłopoty. Eryk umiera. Shelly umiera. Oprawcy żyją, mają się dobrze, wciąż nie odczuwają choćby odrobiny skrupułów.

Eryk wie, Eryk czuje, Eryk wierzy, że to jego wina. Eryk umierając widzi gwałt Shelly, jej śmierć i bezczeszczenie zwłok. A w szpitalu przychodzi po niego Kruk, rozkazując mu odpuścić własne cierpienia. I tak Eryk umiera. Ale to dopiero początek jego historii. Mija rok. Mija rok, od czasu ich morderstwa i Eryk wraca zza grobu aby dopełnić swojej zemsty – i stać się z ofiary oprawcą. W końcu czyż nie wszyscy jesteśmy ofiarami?


Mścicielowi towarzyszą tytułowy Kruk oraz Skull Cowboy, postacie niecodziennie, lecz odgrywające ważną rolę – przewodników oraz doradców, ponieważ każda zemsta ma swoją cenę, ale na tą Eryk zdaje się już nie zwracać. Przecież jemu teraz pozostaje tylko owa zemsta, prawda? Chora, pełna bezsilnej nienawiści żądza prowadzącą go wprost do czeluści piekła. Oraz wspomnienia o ukochanej, które z tej czeluści zdają się go wyrywać.

O'Barr czuł się winny śmierci dziewczyny-która-była-Shelly.  Pogrążony w smutku i bezsilności zamknął się, przegrywając z własnym bólem. Wtedy też rozpoczął pracę nad The Crow. Jak sam wspomina – każdy kadr, każda linijka były dla niego destrukcyjne. Mimo to kontynuował pracę, przelewał emocję na papier. Stworzył świat tak prawdziwy w swej nierealności, przemawiając świetnym połączeniem rysunku i dialogu. Komiks brutalny, brudny, chory i dorosły w każdym aspekcie tego słowa. O'Barr czuł się winny śmierci ukochanej, ponieważ to on zawalił sprawę z samochodem.


Samochód Eryka oraz Shelly zgasł. Przez to zginęli – przynajmniej tak uważał nasz kruczy przyjaciel. Z tego powodu zgwałcono, zbezczeszczono i zabito Shelly. Eryk patrzył na to umierając. Patrzył, chociaż Kruk, którego słyszał radził mu żeby nie spoglądał. Don't look, don't look – rada do której się nie zastosował. I przewodnie słowa The Burn, od The Cure, napisanego do ekranizacji Kruka, która wiązała się ze swoją własną tragedią. Kruk nie przynosi szczęścia. Przynosi czarne nowiny i wielkie myśli.

Czarne skrzydła, czarne wieści


Fenomen tego ponadczasowego komiksu polega na jego wielowymiarowości. Z pozoru chodzi tylko o zemstę Eryka, który nie mogąc pogodzić się ze swoim losem, coraz brutalniej zabija swoich oprawców, pogrążając się w szaleństwie. Jednak Kruk to coś więcej, to poezja zaprezentowana za pomocą obrazów. Eryk nie może znieść straty Shelly. Płonie z żądzy zemsty, umiera tęskniąc, niszczy się od środka. Mimo to nie chce o niej zapomnieć. Nie może o niej zapomnieć, bo to z nią dotknął nieba, prawda? Jak pisałem – to revenge story. W zasadzie bardzo proste i bez żadnych twistów fabularnych. Fabuła jest banalna – Eryk morduje. Ale nie chodzi tutaj o to, że zemsta się dokonuje, ale o to z jakich powodów się dokonuje. Co czuje Eryk.

Czuje wiele – nienawiść. Do świata, siebie i innych. Cierpienie. Melancholię. Miłość. Smutek. Jest szalony, ironicznie uśmiechnięty, tragicznie żywy, a w jego głowie – jak sam przyznaje – zazwyczaj pada deszcz. Czasem ten oczyszczający. Eryk wyraża swoje uczucia w gestach i czynach, słowach własnych oraz cudzych – poprzez poezji, poprzez czynne wspominanie Shelly, czy wreszcie swoje morderstwa. „Rzeczy, które robię dla miłości”...


Patrząc z jednej strony na brutalne egzekucje na ludzkim syfie, z drugiej zaś na poezję życia z Shelly zastanawiałem się nad pytaniem – jakie jest w końcu przesłanie The Crow? Wspomnienia o ukochanej? Ponadczasowość prawdziwych miłości? Mścij się na swych oprawcach? Bądź kimś? Nie wątpię, że każdy po troszkę. Ale najważniejsze przesłanie tej nietypowej noweli jest ważniejsze.

Przerażające i fantastyczne w Kruku jest także to, że mimo swojej całej mrocznej, czerpiącej z fantasy, horroru i gotyku otoczki jest powieścią o licznych znamionach realizmu. Tacy ludzie żyją – zarówno tacy jak Eryk i Shelly, jak i ich oprawcy, ludzkie śmieci, jakich nie brakuje w tym nie najlepszym ze światów. Są i ludzie, którym pozostaje tylko rozpacz lub zemsta. Są tragedie, wyniszczające nas od środka. To komiks o życiu i o radzeniu sobie z nim.

Uczta dla oka. Uczta dla Wron.  


Grafika w komiksie jest czarno-biała i z pozoru surowa, jednak autor doskonale odzwierciedla charaktery postaci, mroczny klimat gotyku, syf i bezprawie panujące w mieście. Pięknie wpisuje się w „zepsutą” modę, nie popadając w przesadę i mhrok typowy dla wielu  opowieści zemsty. Niejednokrotnie podziwiamy piękne, niemalże nieme kadry, czy niepozorne obrazy z przeszłości Eryka… Jednak tutaj każdy rysunek ma swoje znaczenie, z każdego kadru wylewa się jakaś treść. Struktura jest chaotyczna, zmienna, często niekonwencjonalna – i nade wszystko udana.

Autor pokazuje wiele - niejednokrotnie prezentuje kadry przyozdobione wierszami takich artystów jak Arthur Rimbaud, Robert Smith, Rose Fyleman. Wielokrotnie podziwiamy kadry, przyozdobione tą poezją, lub te ciche, z pozoru nic nie znaczące obrazy z przeszłości Eryka Doskonale komponują się z klimatem komiksu, zmuszając do chwili refleksji… O’Barr pokazał jak słowo i obraz mogą współgrać, jak razem nabierają coraz większego sensu. Kruk jednak czepie głęboko z innych rzeczy – z westernów, literatury, grafiki. I z muzyki, poezji XX wieku.


Wystarczy przypomnieć, że pierwszy fragment Kruka, z czasów wydania w pięciu zeszytach był dedykowany Curtisowi z Joy Division, a Eryk jest mieszanką Petera Murphego z Bauhausa i Iggiego Poppa... Nie zapominajmy także że makijaż Eryka to nie mniej, nie więcej a sama antyczna Ironia, która często zdaje się przeistaczać również w Ból i Rozpacz. Nawiązania są delikatnie. Kruk ani razu nie musi krzyczeć „jestem sztuką”. On nią jest.

Ten komiks to takie kółeczko kultury – czerpiąc inspirację z poezji i muzyki, posiadając wiele bezpośrednich odnośników do literatury, sam inspiruje. Pomińmy już filmy oraz serial, nawet pierwszy, świetny film „Kruk”, który stał się także przyczyną tragedii, a śmierć Brandona była kolejnym wielkim ciosem dla Jamesa. The Crow przeniknęło do kultury – do muzyki. Do wrestlingu. Do gier wideo, gdzie mamy choćby Blooda odwołującego się kilkakrotnie do The Crow.


Nie bez powodu Eryk Draven już na zawsze wpisał się do kanonu najbardziej tragicznych postaci w sztuce. Młodzieniec mściciel, rozpaczający za ukochaną i jego czarny ptak to jedna z najbardziej niecodziennych par jakie pojawiły się w komiksie. The Crow to uniwersalna opowieść, na którą składają się w równej mierze słowa, jak i obrazy, dzieło ponadczasowe, piękne i smutne. James O’Barr udowodnił, że komiks to nie tylko superbohaterowie i ich rozterki. Pokazał, że opowieść w obrazkach może poruszać równie mocno, jak film i słowo.


Quoth the Raven  


Eryk to opuszczony kochanek i mściciel, lecz nie bohater, bowiem jak sam O'Barr pisze:"Nie wierzę, aby Eric był bohaterem. Potrafi on być absolutnie zimnokrwisty i bezwzględny. Gdy wchodzi do pomieszczenia aby dopaść jedną osobę, wszyscy inni w tym pomieszczeniu prawdopodobnie także zginą. Myślę, że to co robi można by nazwać strasznie romantycznym, ale nie nazwałbym go bohaterem." Ma rację. Dlatego to tak realistyczna postać, mimo że kule go nie pokonują, mimo że ma sylwetkę młodego Boga i determinację człowieka zza grobu.

Edycja Specjalna jest dla mnie czymś niesamowicie nieuchwytnym – geniuszem, polepszeniem czegoś co i tak już wielbiłem. Ciężko jest zauważyć sporo z nowych plansz, które wpasowują się zarówno graficznie jak i fabularnie w dotychczasowy materiał – wyjaśniając parę wątków, oraz odrobinę symboliki, która pozostawała dla mnie nieodgadniona w oryginale. Z pewnością zasługę ma w tym także sposób rysowania przez Jamesa, ponieważ nie używa on komputerów. Od strony graficznej jest doprawdy niepowtarzalnie i pięknie, a nowe oraz przerysowane sceny zachwycają. Jednak to treść, wykonanie, fabuła i przesłanie tego komiksu deklasują dla mnie wszystkie inne graficzne nowele jakie dotychczas moje oczy widziałem – ponieważ The Crow jest spełnionym dziełem szaleńca, katharsis dla jego ówcześnie umęczonej duszy i wielkim pomnikiem wybudowanym dla miłości. Chociaż Eryk jest bezwzględnym mścicielem, to wszystko co robi, robi z miłości. Z miłości wraca na ten świat.

Edycja Specjalna zawiera także ważną scena dotyczącą wybaczenia winy. Eryk w pewien sposób jest w końcu w stanie wybaczyć sobie śmierć Shelly. James również w końcu wybaczył sobie śmierć ukochanej. Dziewczyna-która-była-Shelly nazywała się Beverly. I on ją zapamięta na zawsze.

Nevermore


Na koniec chciałbym jeszcze napisać coś bardzo osobistego. James, podobnie jak wielu autorów dziękuje w komiksie swoim fanom – za to że są, za to że go wspierają i dają mu siebie. Ja chciałbym podziękować Jamesowi, za komiks który nie tylko zmienił sporo w moim widzeniu świata, nie tylko dał mi sporo przemyśleń, ale nade wszystko za to, że ofiarował mi cząstkę swojego twórcy. Oby żadne z nas nie przeżyło takich tragedii – zarówno tej Jamesa jak i Eryka. Oby do nas nie przylatywał Kruk, czy Wrona.

Wiem, że wiele osób nie podchodzi poważnie do komiksów, uważając je za dziecinadę, czy „jedynie” rozrywkę. Ba! - wiele osób przecież podchodzi tak do gier wideo. Ale można przełamać takie opinie i warto je przełamywać bo ludzie czasami nie wiedzą co tracą, a ja sam wierzę w wychowanie oraz polepszanie życia przez kulturę. Taki już ze mnie dziwak. Wracając do tematu Kruka to jeżeli jest jeden komiks, jedna jedyna nowela graficzna, jaką miałbym polecić komuś nieprzekonanemu do tego medium – bez mrugnięcia okiem wybrałbym Kruka.

Odpowiadając na zadanie samemu sobie pytanie - jakie zatem jest najważniejsze przesłanie noweli? Ono jest pięknie proste i banalnie prawdziwe... Ci których naprawdę kochamy żyją na zawsze w naszych sercach.

Dziękuję za uwagę.

Pita
1 lutego 2012 - 09:13