„Rozgwiazda” to debiutancka powieść Petera Wattsa i pierwszy tom trylogii ryfterów. Jak się dowiadujemy ze wstępu (napisanego specjalnie dla polskich czytelników) to powieść, której nie chciano wydać w Niemczech i Rosji, ponieważ była… zbyt mroczna. To już brzmi nieźle, ale czy w porównaniu ze „Ślepowidzeniem” nie wypadnie blado?
Ziemia w stosunkowo niedalekiej przyszłości. Jak można wywnioskować ze skąpych wzmianek nękana licznymi klęskami: katastrofy naturalne, plagi, uchodźcy, brak surowców to codzienność. Największą władzę mają korporacje. Jedna z nich buduje na dnie oceanu stacje geotermalne, aby rozwiązać problemy energetyczne. I tak oto poznajemy załogę stacji Beebe, mieszczącej się na grzbiecie Juan de Fuca.
Bohaterowie, a może raczej antybohaterowie, to grupa wyrzutków społecznych, dobranych specjalnie pod kątem nietypowych (łagodnie mówiąc) cech psychicznych, dzięki którym doskonale nadają się do pracy w warunkach ekstremalnych – trzy kilometry pod powierzchnią oceanu. Kto normalny zgodziłby się na życie w ciągłym stresie, mroku, izolacji, na daleko idące modyfikacje ciała? Nikt. Dlatego najlepiej wysłać tam ludzi, którzy w odosobnieniu będą się czuli lepiej niż w społeczeństwie i za którymi nikt na powierzchni nie będzie tęsknił. Tym sposobem losy misji (a w pewnym momencie i ludzkości – Juan de Fuca kryje bowiem pewną nieprzyjemną tajemnicę) zależą od m.in. ofiary przemocy czy pedofila. Przy czym żaden z bohaterów nie jest stereotypowy. Z jednej strony trudno jest się z nimi utożsamić, kibicować im, a z drugiej nie da się oderwać od ich losów.
Doskonale wykreowane postaci to najmocniejsza strona tej powieści. Do tego dodajmy jeszcze naprawdę mroczny klimat i wciągającą warstwę naukową, zrozumiałą nawet dla ludzi nieznających się na biologii i mamy powieść prawie doskonałą. Prawie, bo mam jeden zarzut: trochę za dużo miejsca zajmują opisy życia na stacji (nie powiem, ciekawe) a właściwa intryga rozkręca się odrobinę zbyt późno: pod koniec zaczyna się naprawdę dużo dziać, może nawet za dużo w porównaniu z dotychczasowym rozwojem akcji. A, muszę jeszcze pochwalić wydawcę za klimatyczną i dobrze dobraną okładkę.
Nie jest to powieść tak genialna jak Ślepowidzenie”, ale bez wątpienia warta uwagi. Wielu innym pisarzom można tylko życzyć takich „słabszych” pozycji. Oczywiście nie mogłam nie patrzeć na tę powieść przez pryzmat „Ślepowidzenia” – „Rozgwiazda” to jakby poligon doświadczalny – już tutaj Watts bawi się motywem wampira, inteligentne żele wydają się być prototypem wężydeł, można też dostrzec pewne podobieństwa w kreacji świata.
Polecam fanom ambitnej s-f.
„Rozgwiazdę” (i pozostałe części cyklu) można pobrać za darmo w wersji angielskiej ze strony autora: http://www.rifters.com/real/STARFISH.htm