Dokąd idą kickstartery... - yasiu - 27 kwietnia 2012

Dokąd idą kickstartery...

Prawie całkowitym przypadkiem, trafiłem w środę na Warszawski Grochów gdzie razem z kolegami z portalu któregonazwyniemożnawymawiać nagrałem audycję – tak zwany przez nich pr0gram. Tematów poruszyliśmy co najmniej kilka, ale jeden z nich pasuje trochę mocniej niż pozostałe do tego, co pisałem u siebie na blogu wcześniej – crowd funding, kickstartery.

Masz pomysł, nie masz kasy - ruszaj tu. Tylko uważaj "Kowalskiemu" może być trudno.

Temat zbierania pieniędzy od przypadkowych ludzi na realizację mniej już przypadkowych projektów nie jest nowy. Niemniej, w branży gier wideo pojawił się stosunkowo niedawno i budzi całkiem spore emocje wśród graczy. Powodów jest co najmniej kilka, wielkie nazwiska i wytęsknione tytuły.

Na początek jednak chwila zastanowienia, skąd w ogóle wziął się pomysł, żeby za pośrednictwem strony internetowej, zbierać od ludzi – od tysięcy ludzi – grube pieniądze, aby zrealizować swój projekt. Sprawa jest stosunkowo prosta, nikt inny tych pieniędzy nie chce dać. Wielkim studiom zarzuca się wtórność, brak innowacyjności, brak rewolucji a co za tym idzie, skostnienie naszej ulubionej rozrywki. Ale, tak po prawdzie, nie ma im się co dziwić. Operując pieniędzmi inwestorów, rozliczając się przed radami nadzorczymi oczekującymi ładnie wyglądających słupków obrazujących zyski, firmy boją się inwestować czas i pieniądze w projekty które wedle wszelkich wskazań analityków, nie mają szansy na siebie zarobić. Wystarczy, że zerknę na półkę – świetny Enslaved, gra naprawdę ciekawa, ładnie pokazana, fajnie opowiedziana. Zysków nie przyniosła i nie ma co liczyć, że pojawi się gdzieś w przyszłości w rozpisce dużego wydawcy.

Twórcy, autorzy innowacyjnych gier, rewolucyjnych pomysłów pracujący w betonowych ramach korporacji tworzących gry (a nawet te, które tworzą gry świetne, mają swoje minusy) zaczynają mieć dość odbijania się od drzwi prezesów i decydentów którzy w wielkim skrócie mówią im – „nie, tego nie wydamy, bo rzecz jest zbyt ryzykowna”. Ewentualnie, nawet jeśli dają zielone światło, to co chwilę wtrącają się do projektu który pod koniec czasem ma niewiele wspólnego z tym, jak miał faktycznie wyglądać. Niestety, nie da się – albo jest to bardzo trudne – zrobić dużej, rozbudowanej gry po godzinach, pracując w garażu. Nie jest to bynajmniej prowokacja skierowana w miłośników gier niezależnych. Te, jak dobre by nie były, operują zazwyczaj na jednym, dwóch dobrych pomysłach i poziomem komplikacji nie dorastają wielkim produkcjom do pięt.

No ale, twórca jeden z drugim przyzwyczaił się, że małych rzeczy nie robi, ma wizję, ma chęci, zrobić coś ogromnego, co gracze będą wspominać przez lata. Super… Sączy poranną kawę, liczy z grubsza w głowie, ile potrzebuje i wychodzi mu, że z tego co ma w skarpecie, nawet procenta nie ufunduje. Tu z pomocą przychodzi właśnie kickstarter. Dobrze opisany projekt, tytuł, który gracze chcieliby zobaczyć – ale został ucięty z powodów opisanych wyżej – plus nazwisko mocno osadzone w branży to prawie pewny sukces. Potrzebują miliona, zbierają trzy i mogą ruszać do akcji ze świadomością, że mają już graczy, którzy na ich produkt czekają. Nie ma tu ryzyka związanego z wykładaniem własnych pieniędzy, te spływają w mniejszych lub większych porcjach z całego świata i składają się na budżet, który dobrze zagospodarowany może doprowadzić do stworzenia dobrej gry.

Oczywiście brzmi to fajnie, ale w rzeczywistości na pewno nie jest takie różowe. Na koszt produkcji gry składa się wiele elementów z których, jak się okazuje, wiele jest całkowicie zbędnych. Dzięki projektom takim jak kickstarter i konieczności uważnego zarządzania pieniędzmi może się okazać w całkiem niedługim czasie, że to co składa się na koszt produkcji gry z kategorii AAA jest przerośnięte do koszmarnych rozmiarów przez to, że nie ma jak oszczędzać, bo obowiązują procedury. Realizując projekt samemu twórca pozbawia się ogromnej części kosztów wewnętrznych, często zupełnie nie mających wpływu na jakość końcową produktu – usług prawnych, marketingowych i tym podobnych. Trzeba mieć łeb, albo dobrych współpracowników, żeby temat ogarnąć, ale jestem przekonany, że dzięki takim projektom okaże się, kto tak naprawdę w procesie tworzenia gry jest potrzebny, a kto tylko bierze kasę.

Popatrzcie - tworzenie gry jest takie proste!

Pozostaje jeszcze kilka kwestii nad którymi warto się zastanowić. Pierwsza, i o niej nie myślałem jeszcze wcale, odpowiedzialność. Co jeśli zbierze się na projekt kilka milionów zieleniaków – od konkretnych ludzi – a ten nie zostanie ukończony? Jak gracze będą oceniać produkcje w które czują się osobiście zaangażowani? Czy będą widzieć każdą, najdrobniejszą ich wadę, czy pozostaną bezkrytyczni? Ile osób zdecyduje się odejść z „dużej branży” do tego typu projektów i kto ich zastąpi? I dalej idąc, kiedy koło się zamknie? Bo jestem pewien, że rodzące się teraz środowisko twórców dużych – milionowych – tytułów, niezależnych od wielkich korporacji, wcześniej czy później dojdzie do modelu od którego sami uciekli.

Dalej, dla mnie to szczególnie ciekawe, kiedy pojawią się ludzie – nieznani, znikąd – mający świetne pomysły, ale nie mający środków na ich realizację. Kiedy kickstartery potrzebujące budżetów mniejszych niż Wasteland 2 zaczną budzić zainteresowanie ludzi. Na jakim modelu się oprą, czy oprócz crowdfundigu – znacznie łatwiejszego dla znanych nazwisk – będą też opierać się na społecznościowym tworzeniu gry – tzn. zbieraniu pomysłów od graczy zainteresowanych tytułem? W jaki sposób, człowiek znikąd, albo mający niewielkie osiągnięcia w dziedzinie gier wideo będzie w stanie zebrać pieniądze, kto mu je da? Powstaje teraz portal podobny do kickstartera mający dawać możliwość czerpania zysków zależnych od własnego wkładu finansowego. Czy znajdą się ludzie gotowi zaryzykować mniejsze lub większe pieniądze, żeby ktoś nieznany zrobił grę według swojego pomysłu? A jeśli wyłożą pieniądze, to czy przełkną to, że ktoś obcy robi grę na którą nie mają większego wpływu? A może będą mieli?

Żyjemy w ciekawych czasach, skostniała przemysł gier wideo przechodzi zmiany – dobre dla graczy, jestem przekonany. Do czego to doprowadzi, jak myślicie?

P.S. Być może do tego tekstu dopisze się jeszcze Clawz - z paroma uwagami ze strony naukowej, wielce jestem ciekaw, co będzie miał do powiedzenia.

yasiu
27 kwietnia 2012 - 09:42