Nuklearna apokalipsa nastała niespodziewanie. W mgnieniu oka świat, który znaliśmy, obrócił się w gruzy. Niedobitki ludzkości schroniły się w podziemnych enklawach. Pozbawieni wody i jedzenia, pogodzeni z losem; ich jedynym skarbem i nadzieją są wspomnienia. Czyżby to był opis Fallouta? Nie, to jedna z jego inspiracji – La Jetée (w polskiej wersji Filar) Chrisa Markera, czyli w mojej opinii jeden z najlepszych krótkometrażowych filmów science-fiction jaki kiedykolwiek powstał.
APOKALIPSA, czyli fabuła. Nie dajcie się zwieść pozornie błogiemu obrazowi lotniska z początku filmu. Przytłaczająca muzyka i głos narratora od razu wprowadzają nas w nastrój ostatnich chwil przed trzecią wojną światową, a obrazy zniszczonego Paryża są preludium do podróży w klaustrofobiczne podziemia, w których po nuklearnej zagładzie schroniły się resztki ludzkości. Niedobitkami rządzą bezwzględni ludzie o beznamiętnych twarzach. Bohaterem filmu jest nieznany z imienia mężczyzna. Zostaje on poddany eksperymentowi, który ma na celu przeniesienie go do przeszłości, gdzie ma znalezć sposób na zapobieżenie apokalipsie. Jest on tylko pionkiem – wielu przed nim próbowało osiągnąć ten cel. Pośród szeptów swoich oprawców i strzępów wspomnień odkrywa on nowy wymiar istnienia i ostatecznie rzuci wyzwanie swoim prześladowcom oraz czekającej każdego „królika doświadczalnego” śmierci. Jaki będzie tego finał? O tym lepiej przekonać się samemu.
DIAPORAMA, czyli technika wykonania i gatunek. Francuski termin, który oznacza serię następujących po sobie diapozytywów, którym towarzyszy oprawa dźwiękowa. Stworzony w 1962 roku film Chrisa Markera należy do podgatunku kina francuskiego znanego jako Nouvelle vague, czyli „Nowa fala”. Reprezentowany przez takich mistrzów jak Jean-Luc Godard czy François Truffaut, dążył do „zachwycenia się prawdą”, co w praktyce oznaczało unikanie tematów związanych z bieżącą sytuacją polityczną i nawiązywanie do pojęć uniwersalnych. Filmy miały skupiać się na osobie reżysera i podkreślać przede wszystkim wartości estetyczno-stylistyczne. La Jetée Markera jest „powieścią fotograficzną” – jak sam nazwał film jego twórca – dotykającą problemów wolności człowieka, znaczenia pamięci i wspomnień, relacji z czasem i innymi ludźmi, a także kontaktów z otaczającym nas światem. W cztery lata po premierze angielski pisarz James Graham Ballard tak pisał o tym wyjątkowym dziele: „Ten dziwny, poetycki film łączy w sobie opowieść fantastyczną, wątki psychologiczne i technikę fotomontażu, tworząc na swój wyjątkowy sposób serię trudnych do wyrażenia wewnętrznych obrazów czasu”.
PONADCZASOWOŚĆ, czyli znaczenie filmu. Obraz francuskiego reżysera do dzisiaj zadziwia i pobudza wielu twórców. Jego wyjątkowa atmosfera i na pozór prosta, ale zarazem zaskakująca i ponadczasowa metoda wykonania wywołała u mnie niezatarte wrażenie. Po jego obejrzeniu wpada się w ten wyjątkowy stan zastanowienia i zdziwienia, jak choćby po obejrzeniu Łowcy androidów, Odysei kosmicznej czy Matriksa. W świecie sztuki filmowej obraz Markera stał się inspiracją dla kultowych Dwunastu małp Terry’ego Gilliama. Natomiast w świecie gier atmosferę La Jetée można częściowo dostrzec w serii Fallout. Jak przyznał jeden z jej czołowych twórców, Tim Cain – dyrektor artystyczny gry wielokrotnie oglądał film Markera i był zachwycony przedstawioną w nim wizją postapokaliptycznego świata. Początek filmu zachęcił mnie także do powrotu do moskiewskich podziemi w Metro 2033. Jeżeli nie mieliście jeszcze okazji obejrzeć La Jetée, poniżej znajdziecie link do filmu z angielskimi napisami (po otworzeniu filmu w serwisie Youtube) – te 30 minut na pewno nie będzie stracone!
Dla równowagi - opinia bartha89, autora blogu growo&owo:
Przede wszystkim chcę podkreślić, że film jest... dziwny. Zdecydowanie eksperymentalny, zdecydowanie nowatorski. Właściwie nie wiem, czy można określić go mianem filmu. Jak dla mnie nie jest to jakieś szczególne "dzieło". Zdjęcia fenomenalnie oddają emocje aktorów, muzyka idealnie wpasowuje się w klimat, a zakończenie porusza. Jak podsumowałbym film? Nie jestem wybrednym odbiorcą i żaden ze mnie znawca kina, ale La Jetee to produkcja ciekawa i nudna zarazem. Aż strach powiedzieć, że to żadne arcydzieło, by ludzie nie oskarżyli mnie o bezguście ;)