Trudno nie czuć sympatii do Wojciecha Pazdura, producenta z gliwickiego studia Farm 51, który poprowadził prezentację swojej nowej gry The Adventurer na imprezie Game Day 2012. Pazdur nie owija w bawełnę, nie nadużywa zwrotów w stylu „immersja” czy „innowacja i nie straszy nikogo PR-wym wygładzaniem każdego zdania. Jest przy tym jednym z nas – graczem.
Używając słów Pazdura, można powiedzieć, że The Adventurer to „przygodowe kino akcji, w którym awanturnicy piorą się z nazistami”. I to powinno powiedzieć Wam wszystko: dostaniemy efpeesa, jakiego dawno nie było. Uncharted lub Indiana Jones w konwencji pierwszoosobowej. Grę klasyczną (Wolfenstein?), ale jednak podaną w nowych szatach.
Czy w tych poszukiwaniach artefaktów uda się odnaleźć jakąś wartość dla współczesnych graczy? Możecie przekonać się sami – nawet jeśli ominęliście spotkanie w Sosnowcu.
Indiana Jones powraca
Przygodowe kino akcji ma się nieźle. To samo można powiedzieć o grach – przynajmniej na konsoli PlayStation 3, gdzie pojawiły się już trzy części przygód Nathana Drake’a. Wojciech Pazdur zauważył jednak, że podobnej gry, w dodatku ukazanej z perspektywy pierwszej osoby, nie znajdziemy na pecetach i konsolach. Farm 51 zamierza wypełnić tę lukę właśnie za pomocą gry The Adventurer, w której jeszcze raz wcielimy się w poszukiwacza skarbów, który na drodze spotka gatunkowo zakorzenionych przeciwników – Nazistów uganiających się za mitami.
Gra będzie opowiadała o losach niejakiego Victora „Vica” Chandlera i jego towarzysza Dicka Zimmermana, którzy z natury są poszukiwaczami skarbów i trochę niezdarnymi, ale urodzonymi pod szczęśliwą gwiazdą awanturnikami. Ich charakter został zarysowany już w scenie otwierającej, kiedy obaj panowie wypadli z samolotu w wyniku bójki z nazistami. Maszyna zawierająca cenny sprzęt rozbiła się gdzieś w Majańskiej dżungli, opanowanej przez hitlerowców prowadzących wykopaliska. Znamy doskonale te opowieści – o zainteresowaniu pradawnymi artefaktami i związanymi z nimi legendami. Podobnie jak w Poszukiwaczach zaginionej Arki i innych klasycznych filmach, część z nich okaże się prawdziwa.
Pazdur nie unika słowa klisza, bo The Adventurer to ewidentna mieszanka takich tropów jak Indiana Jones, Mumia, czy chociażby Kopalnia Króla Salomona. Mamy lekkomyślnego, charyzmatycznego bohatera, skarby, nazistów oraz pewne wątki paranormalne. Producent z Farm 51 obiecywał jednak, że motywy nadnaturalne będziemy oglądać raczej rzadko. Twórcy chcą zapanować nad tym aspektem po NecroVision, do którego wrzucono niemal każdy możliwy straszak. To dobre podejście, bo wspomniany Indiana Jones góruje nad Uncharted właśnie umiejętnym wykorzystaniem motywów fantastycznych. „To wisienka na torcie” – zapewnia producent The Adventurer.
Notatnik, mapy i kompas
Początkowo Farm 51 chciało stworzyć grę, w której eksploracja jest na pierwszym planie. Prototypy takiej rozgrywki okazały się jednak średnio interesujące, więc szybko skierowano się w stronę bardziej liniowej zabawy. Nie znaczy to jednak, że będziemy szli jak po sznurku. Poziomy pokazane przez producenta wydawały się obszerne i wypełnione sekretami. Tak przynajmniej było w Majańskiej dżungli, jednej z trzech nadrzędnych krain, jakie znajdą się w grze (każda z nich to kilka poziomów). Do celu prowadziła przeważnie jedna droga, ale podczas podróży można było zajrzeć w wiele miejsc, gdzie zresztą poukrywano przedmioty. Doskonałym przykładem jest jaskinia schowana za jednym z wodospadów. W środku znajdował się skarb oraz hiszpański galeon – wskazówka odnośnie jednego z wątków fabularnych gry (dotyczącego wypraw do Ameryki Południowej i konfiskadorów).
Eksploracja w The Adventurer zostanie ułatwiona za pomocą paru pomysłów. Przede wszystkim, będziemy mogli zdobyć mapy skarbów, jakie znajdują się w danej okolicy. W demie jedną z nich miał Niemiec przybity do drzewa pułapką. Po zebraniu świstka papieru gra wskazywała momenty, w których warto wyciągnąć kompas, aby namierzyć coś interesującego (czyli najczęściej złoto). Osoby, które lubią przeczesywać światy gier i odkrywać wszystko, co się da będą miały sporo roboty. Jednocześnie Farm 51 nie chce nikogo zmuszać do danego stylu rozgrywki – nie chcesz skarbów, nie musisz po nie biegać. Oczywiście zbieranie dodatkowych artefaktów będzie miało pewne przełożenie na zabawę, bo nasza postać najwyraźniej uzyska dostęp do pewnych ponadnaturalnych zdolności.
Ważnym aspektem eksploracji będą śmiercionośne pułapki/zagadki. W demie pokazano sporo z nich – większość pochodziła z wczesnej fazy gry, więc była prosta. Najczęściej wystarczyło trafić w przełącznik, użyć dynamitu, obrać odpowiednią drogę lub odczekać na odpowiedni moment. Zresztą twórcy nie zamierzają straszyć graczy przesadnie wygórowanymi wyzwaniami intelektualnymi. Chodzi nie o tworzenie trudnych zagadek, ale samego wrażenia, że bohater z takimi obcuje. W identyczny sposób do sprawy podeszło studio Naughty Dog w swoim Uncharted. Słynna seria jest dla Pazdura i studia Farm 51 niedoścignionym wzorem i przydatnym punktem odniesienia.
W bezpiecznym przedostaniu się przez podejrzane miejsca pomoże „szósty zmysł” podświetlający ukryte przełączniki i groźne platformy. Podobno będzie on dostępny tylko na niższych poziomach trudności – to budzi ogólniejszą refleksję, że The Adventurer zostanie uzbrojony w wymagający tryb dla hardcorowoców (po stosunkowo trudnym NecroVision wydaje się to oczywiste). W niektórych przypadkach wykorzystamy też zapiski z notatnika, aby np. dopasować wzory na przełącznikach. Tak jak pisałem wcześniej, ten element nie ma zniechęcać fanów strzelanek do dalszej gry, więc raczej będzie trzymany w ryzach. Deweloper ma na to prosty sposób – zaprasza trzech graczy do studia, daje im pady do rąk i obserwuje. Raporty przygotowane podczas takich sesji pomagają w zbalansowaniu poziomu trudności łamigłówek oraz bardziej prostolinijnych, bo zręcznościowych pułapek.
Walka z nazistami i... mumiami
Z nazistami się nie dyskutuje – głosi stara prawda strzelanek pierwszoosobowych, której hołduje się od czasów pamiętnego Wolfenstein 3D. W The Adventurer będzie podobnie i nie raz chwycimy za broń. Farm 51 chce żeby gra była czytelna w tym temacie, co oznacza, że dostaniemy klasycznego shootera w stylu Medal of Honor, czy Call of Duty. Będą hordy wrogów, walki z bossami, wybuchające beczki i potężne rodzaje broni (np. prototyp pepeszy). Wyróżnikiem gry ma być możliwość wykorzystania wspomnianych pułapek do zabijania przeciwników. Pazdur pokazał to zresztą w jednej ze scen, aktywując ogniowe głowy, które spaliły esesmanów. Przy okazji uciął krytykę przyznając, że to pokaz „kiepskiej” inteligencji przeciwników, chętnie włażących w niebezpieczne miejsca. Twórcy są tego świadomi i wyznają zasadę „coś za coś” - przecież mamy do czynienia z klasyczną, radosną strzelanką, w której trzeba dać graczowi jak najwięcej szans, aby zrobił coś fajnego i widowiskowego.
W grze trafimy nie tylko na ludzkich przeciwników, bo pojawią się też mumie i inni nadprzyrodzeni wrogowie. Zabandażowani przeciwnicy mają jednak być powiązani z konkretnymi sytuacjami (np. zaćmieniami księżyca) oraz specjalnymi skarbami. Pewne artefakty będą pełniły formę pieczęci trzymających te bestie pod ziemią – zbierając je obudzimy przedwieczne zło (w postaci zmumifikowanych zwłok). Właściwej walki z mumiami nie zobaczyliśmy, bo autorzy chcą pokazać ją później. Deweloper z Farm 51 podkreślił za to swoją ostrożność w kwestii gigantycznych lub zupełnie abstrakcyjnych przeciwników. Takich nie uświadczymy, chociaż pojawią się inni, humanoidalni bossowie – jeden z nich, nazywany roboczo Predatorem, był zresztą widoczny na krótkiej scence.
Sama walka wydawała się w porządku. Farm 51 celuje w produkcję, która będzie czymś, co nie wymaga szczególnej taktyki, ale nie jest też bezmyślnie głupie. Główny bohater gry to prywatny detektyw, uzbrojony w dwa pistolety. Oprócz nich wykorzystamy wiele różnych karabinów, broń białą (maczetę, nóż – pełniące funkcję szybkiego ataku z bliska) oraz bardziej wybuchowych dodatków (dynamit, granaty). W sumie będzie podobno około 30 rodzajów broni. Co ciekawe, w jednej ze scen pojawi się coś na kształt skradania się - podobno bohater straci dostęp do sprzętu i będzie musiał omijać przeciwników.
Multiplayer i „technikalia”
Pazdur potwierdził, że w The Adventurer znajdzie się miejsce dla trybu multiplayer (zresztą opcję rozgrywki wieloosobowej było widać na ekranie w menu głównym). Producent przyznał jednak, że z powodu ograniczonych środków zabawa w sieci jest dla niego kwestią drugorzędną. Wiadomo, że dostaniemy trzy tryby: Deathmatch, Team Deathmach oraz Treasure Hunt. Ostatni z nich to autorskie podejście do zbierania skarbów, wzbogacone o możliwość korzystania z pułapek i mocy. Zdaniem Pazdura te motywy sprawią, że rozgrywka stanie się bardziej taktyczna niż w kampanii solowej.
The Adventurer powstaje na bazie silnika Unreal Engine 3. Twórcy zrezygnowali z własnej technologii, bo po prostu im się to nie opłacało (Pazdur wyliczył, że wydłużyłoby to czas produkcji o 2 lata). Obecnie nad grą pracuje 30-40 osób, a więc stosunkowo niewiele jak na dzisiejsza warunki. Z tego względu twórcy zajmują się najpierw edycjami na pecety i Xboksa 360, które powinny zostać ukończone do końca roku. Pod koniec roku ruszy też praca nad konwersją na PlayStation 3 (Pazdur powiedział, że sprawiała ona pewne problemy).
Mały skarb
Na pokaz The Adventurer szedłem bez wielkich oczekiwań. Materiał pokazany przez Wojciecha Pazdura przekonał mnie, że możemy dostać sympatyczną i fajną produkcję. Grę, która nie obiecuje niewiadomo czego, a dobrze robi swoją robotę i oferuje ciekawe tło fabularne. Dobór stylistyki odpowiada mi w zupełności, rozgrywka wyglądała nieźle, pomysły z eksploracją i pułapkami były ok, a samo wykonanie wizualne mogło się podobać.
A to przecież dopiero „wczesna alfa”, więc sporo się zmieni. Miejmy nadzieję, że na (jeszcze) lepsze, bo The Adventurer może stać się prawdziwym skarbem.
Pokaz rozgrywki z Game Day 2012
Poniżej możecie zobaczyć główną część prezentacji gry The Adventurer – pół godziny rozgrywki.