Dwa miesięce temu opisywałem Wam pierwszy epizod przygodówki The Walking Dead. Na kolejną część dzieła Telltale Games poczekaliśmy nieco dłużej niż pierwotnie przewidywano, przez chwilę nawet zasiało się we mnie zwątpienie, czy w związku z tym będę w stanie odpowiednio „wczuć się” w historię, czy mój entuzjazm przypadkiem nie osłabł, a wreszcie – czy wydłużony czas produkcji nie jest spowodowany niską jakością drugiego epizodu? Odpowiedź na wszystkie te pytania, to wielkie, ogromne, kolosalne NIE.
Druga część gry The Walking Dead, zatytułowana „Starved for Help” powala na kolana i nie pozwala się z nich podnieść. Ani zasnąć.
Ekipę znaną z pierwszego odcinka zastajemy w ciężkiej sytuacji. Ugrzęźli oni na zabezpieczonej przez siebie stacji benzynowej, gdzie borykają się z brakiem żywności. Dowiadują się także czegoś szokującego o samej zarazie (kto zna fabułę serialu/komiksu, już wie o co chodzi). Grupę rozszarpują wewnętrzne konflikty – Lilly nie lubi Kenny’ego, z wzajemnością, Larry nie lubi nikogo, poza swoją córką, a my próbujemy pogodzić wszystkich, często obrywając ogniem krzyżowym.
Teraz dopiero zdałem sobie sprawę z tego, że pilotażowy odcinek pozostawił mnie niewinnego i czystego. Chociaż na swojej drodze spotkaliśmy postaci, dbające przede wszystkim o własne dobro, to żyłem w przekonaniu, że pomimo krytycznej sytuacji, istnieją granice, których ludzie nie przekroczą. Drugi odcinek nie pozostawił żadnych wątpliwości – w świecie opanowanym przez zombie, to nie amatorzy świeżych mózgów są największym niebezpieczeństwem.
Nie wiem w jaki sposób opowiedzieć o „Starved for Help” bez psucia Wam zabawy, inaczej niż poprzez emocje. Czułem się absolutnie zmanipulowany przez twórców, który zręcznie grali na mojej podejrzliwości, przetykając podejrzliwość, z przyzwyczajeniami ze świata nie znającego jeszcze apokalipsy zombie. Klimat zrobił się zdecydowanie cięższy, niż w poprzednim odcinku. Pojawiają się bandyci, bezlitośnie walczący o przetrwanie. Kiedy wydaje nam się, że już nic gorszego być nie może, gra sprzedaje nam cios obuchem w głowę. Twistu w końcowej fazie gry się spodziewałem, ale przez kilkanaście minut wmawiałem sobie, że jest inaczej. Miałem nadzieję, że jest inaczej. Pierwszy raz od dawna, tak mocno przeżywałem jakąkolwiek grę. The Walking Dead to zresztą nie tylko gra. To dzieło.
Wszystkie zalety, jakie wymieniałem w poprzednim tekście, są obecne również w „Starved for Help”. Świetna (lepsza!) fabuła, reżyseria, muzyka, styl graficzny, kreacja postaci. Mam wrażenie też, że drugi epizod jeszcze mniejszą uwagę przywiązuje do stricte gameplay’owej części zabawy i coraz dalej mu do gry przygodowej, a bliżej do interaktywnego serialu. Czy to źle? W żadnym wypadku. Zalegalizować marihuanen? W żadnym wypadku.
Coraz trudniejsze stają się wybory moralne, które przychodzi nam podejmować. Głównie z tego powodu, że coraz większą uwagę przykładamy do przeżycia. Im dalej zagłębiam się w świat The Walking Dead, tym mniej ludzki się staję. Przeraża mnie to i pociąga jednocześnie.
Zastanawiam się jak daleko mnie to zaprowadzi. Telltale Games, kolejny odcinek proszę!
Uwaga MINI-SPOILER!
Jedynym mankamentem jest fakt, że większość tego odcinka została zainspirowana najstraszniejszą sceną z filmu/książki „Droga”. To właśnie naprowadziło mnie na trop tego, co się wydarzy w końcówce.
KONIEC MINI-SPOILERA!
Jeżeli podoba Ci się mój materiał to będę Ci wdzięczny, jeżeli polubisz mój profil na Facebooku, albo zafolołujesz mnie na Twitterze. Wrzucam tam sporo rzeczy, które nie pojawiają się na Gameplay'u, albo pojawiają się ze sporym opóźnieniem.