Hej, świadomy konsumencie gier! Tak, mówię o Tobie. Przypomnij sobie kiedy ostatnio zaskoczyło Cię coś w długo wyczekiwanej grze? Minęło trochę, co? Chcemy tego czy nie, siedzimy w branży żyjącej z tego, że nie ma żadnych tajemnic. Autorzy sami wytrzepują wszystkie asy z rękawów na długo zanim gra trafi do sprzedaży. Nie potrzebują do tego gradobicia pytań i dziennikarskich śledztw. Rola pismaków jest marginalna. Jesteśmy tylko pośrednikami.
Gry są trudnym produktem do reklamowania. Olbrzymie budżety na produkcję (i niejednokrotnie jeszcze większe na marketing) to z jednej strony duże możliwości , ale z drugiej oznaczają, że jeśli koszty mają się zwrócić to promocję trzeba zacząć szybko. Przez pół roku regularnego bombardowania treściami nie ma wyjścia, trzeba pokazać wszystko. W grze jest coś nowego? Super, ale musimy się tym pochwalić graczom, bo skąd się o tym dowiedzą. Nie ma nic nowego? Nie ma problemu, wrzucimy najlepsze momenty gry do wybuchowego zwiastuna i z głowy.
Śmieszne wydają się w tym świetle podchody i próby utrzymania czegoś w tajemnicy za wszelką cenę. Niedawno popis dało Activision usuwając oferty ze sklepów i profile na LinkedIn byle tylko, jak najdłużej utrzymać w tajemnicy istnieniee Black Ops 2. Ludzie, przecież i tak wszystko nam wyśpiewacie do premiery. Skończcie tę szopkę. Znamienne są najczęściej słyszane słowa tej branży „w tej chwili nie możemy o tym mówić”, co znaczy „za miesiąc/dwa/trzy/whatever wypuścimy o tym zwiastun albo dziennik deweloperski.”
Same dzienniki deweloperskie to też niezła szopka. Sadzamy na krześle najbardziej charyzmatycznego członka ekipy plus paru mnie wygadanych, ale wiedzących coś o grze, nagrywamy jak gadają o nieistotnych sprawach, przekazując zero konkretów. Przesłanie wzbogacamy słówkami typu „epicki”, „przełomowy”, „ekscytujący”, a całość przeplatamy 10 sekundami gameplayu, w żadnym razie nowego. Ta-dam, mamy 5 minutowy filmik i szum w mediach na kilka najbliższych dni.
Nawet pierwsze wrażenie nie jest już pierwszym wrażenie. Marketingowcy sami chętnie wypuszczają filmiki prezentujące pierwsze 15/30/60 minut z grą przed premierą. Chcemy tego czy nie, zaskoczenie umarło. I biorąc pod uwagę rosnące budżety gier raczej nie wróci.
Można też znaleźć dobre strony. Nie kupujemy kota w worku. Wiemy dokładnie czego spodziewać się po grze za którą płacimy 200 złotych. Taki sposób promocji jest suplementem do przeczytania recenzji, a nawet jej zastępstwem. Obejrzymy zwiastuny i gameplaye, posłuchamy obietnic, a potem tylko sprawdzimy oceny czy ich dotrzymano. Ogranicza zatem rolę osób trzecich w promocji do absolutnego minimum. Wydawcom w to graj.
Jakimś wyjściem jest omijanie stron o grach szerokim łukiem lub mniej drastyczne omijanie newsów o szczególnie oczekiwanych grach. Ale bądźmy poważni, kto ma na tyle samozaparcia żeby nie obejrzeć trailera z GTA V? No właśnie.