Gościnnie damskim okiem: Moje ulubione postacie do bicia - Yoghurt - 14 sierpnia 2012

Gościnnie damskim okiem: Moje ulubione postacie do bicia

Dziś felieton gościnny, gdyż ja jestem obecnie zajęty tworzeniem arcydzieła z plasteliny na konkurs ogłoszony przez najlepszego polskiego vloggera. Przywitajcie więc brawami Molly Clock, weterankę mordobić, miłośniczkę urządzania hekatomby greckiemu Panteonowi i wierną fankę Vito Scaletty, tyleż zdolnej w obsłudze pada, co urodziwej. Panna Molly udowodni wam, że kobieta też gracz, i to cholernie dobry. Tak, panie Buja, ubieranie avatarów na X-Boksie i Singstar to nie jedyne wysoko notowane rozrywki płci pieknej. Dzięki autorce dowiecie się, jakie postacie panie grywające na codzień w mordobicia najbardziej cenią i dlaczego. Miejscami będzie zaskakująco.

Molly, oddaję ci głos.

 

Bijatyka to rodzaj gry, który szczerze uwielbiam. Relaksuje mnie, sprawia dużo frajdy, jednocześnie nie wymagając ode mnie regularności - jeżeli akurat nie mam czasu na prowadzenie ciągłej rozgrywki dzień po dniu, jest idealną odskocznią od stresów realnego świata. Szczególnie dobrze gra mi się w nie po trzecim kieliszku wina - zamieniam się wówczas w jednego z tych absurdalnych mutantów z uber-skillem, którego każdemu z nas zdarzyło się spotkać grając w sieci. Dziś chciałabym zaprezentować Wam moich ulubieńców.

 

Cammy (Street Fighter)

Dat Ass

Jest szybka, zwinna, ma długie nogi i ciosy układające się w widowiskowe Combosy. Jest to postać, którą po prostu lubię grać, bez zagłębiania się w historię i dorabiania ideologii. Muszę jednakże przyznać, że zawsze niezwykle śmieszył mnie jej strój, a konkretnie odważnie odsłonięte pośladki, które z chęcią eksponuje po wygranej walce.

 

Ken Masters (Street Fighter)

Dół, skos, lewo, kopniak

Kiedy po raz pierwszy włączono mi Streeta, to właśnie Ken był postacią, którą wybrałam celem odbycia dziewiczego starcia. I natychmiast się w nim zakochałam. Nie wiem dlaczego - nigdy specjalnie nie gustowałam w chłopaczkach o typie urody kalifornijskiego surfera. Może dlatego, że Kenem walczy się szalenie prosto. Haduokeny prześcigają się z Hurricane Kickami sprawiając, że gra cieszy i wciąga nawet osobę trzymającą pada po raz pierwszy w życiu. A kiedy zadebiutujemy naszym pierwszym Shoriukenem, natychmiast czujemy się jak najlepszy player świata i przyrzekamy sobie, że nigdy w życiu nie zagramy nikim innym. 

Oczywiście wszystko to kończy się w momencie, kiedy włączymy sobie rozgrywkę sieciową. Ale o tym nie warto wspominać. 

 

Zangief (Street Fighter)

Russian wrestling always number one!

Ten wojownik jest chyba najzabawniejszą postacią w całej serii. Uwielbiam w nim wszystko: od interesującego owłosienia na ciele, poprzez jego historię, aż po uradowane okrzyki wznoszone po wygranej walce (bolszoj pabieda! [Co po raz kolejny udowadnia, że Japończykom tylko wydaje się, że znają języki obce - przyp. Yoghurt]). Jest to jedna z dwóch postaci, których wejścia na arenę nie przewijam - "I am a Red Cyclon" stało się jednym z moich ulubionych powiedzonek.

Według street fighter wiki do jego hobby należą zapasy z niedźwiedziami grizzly, tańczenie kozackiego tańca (jak pokazano w zakończeniu dwójki, Zangief zwykł tańczyć go nawet z prezydentem Gorbaczowem), jedzenie barszczu i picie wódki. Nasz bohater szczerze nienawidzi pocisków, oraz faktu, że niedźwiedzie niezbyt dobrze radzą sobie z wrestlingiem.

Poza tym sterowanie Zangiefem jest banalne. Nie bez kozery ludzi, którzy wybierają go do walki nazywa się cheaterami i skazuje na towarzyski ostracyzm. No bo bądźmy poważni.

 

M.Bison (Street Fighter)

Bileciki do kontroli!

M. Bison jest również dosyć zabawną postacią i to nie tylko dlatego, że wygląda jak konduktor. Co niemalże uniemożliwia mi walkę z nim to fakt, iż wydaje on z siebie diabelski śmiech, pełen złośliwej radości, który sprawia, że i we mnie taki nastrój wzbiera, co mój oponent (jeżeli jest rozważny) natychmiast wykorzystuje. Bardzo polubią go gracze, którzy grając w bijatyki stosują strategię zwaną w niektórych kręgach "kiszeniem ogóra". Nazwa tylko pozornie powinna się kojarzyć z przetworami, ponieważ istotą tej techniki jest ustawiczne blokowanie, a w ostateczności również podcinanie przeciwnika. M.Bison jest królem podcinki - potrafi na niej przejechać przez całą planszę potrącić przeciwnika czterokrotnie w międzyczasie przyrządzić kawę i wysłać pocztę, a całość zakończyć zgrabnym piruetem.

 

El Fuerte (Street Fighter)

Myślisz, że masz ADHD? Sprawdźmy to.

El Fuerte jest drugą postacią, której scenek nie przewijam. Ten sympatyczny chłopczyna wpada bowiem na arenę z patelnią w ręku wołając: "It's super dynamic cooking time!". Tak, zgadza się - ów niepozorny zawodnik z zabawnym kucykiem (lub, jakby to nazwał klocuch12, "warkoczykiem") jest kucharzem, co więcej - kucharzem pochodzenia meksykańskiego! Kuchnia meksykańska to coś, co szczerze uwielbiam, dzięki czemu zapaśnik zyskuje na tle pozostałych wojowników. Walczenie Fuerte przypomina sterowanie okiem cyklonu, chaos, który rozsiewa na ekranie jest nieogarnięty. Jest to najszybsza postać, jaką kiedykolwiek widziałam w jakiejkolwiek grze. Yoghurt nienawidzi grać naszym meksykańskim szefem kuchni, przeważnie zamyka oczy i wciska wszystko, co mu się pod palec nawinie. [Sama prawda, nie ogarniam jego ciosów - przyp. Yoghurt]

Ponadto, po zwycięskiej walce El Fuerte raczy nas kulinarnymi komentarzami, np dotyczącymi prawdziwości tortilli.

 

Smoke (Mortal Kombat)

Stolik dla palących, poproszę.

Podobnie jak miało to miejsce w prezentowaniu postaci ze Street Fightera, tutaj również zacznę od osoby, którą najbardziej lubię grać. Smoke jest idealny - zwinny i dosyć szybki (oczywiście uwzględniając fakt, iż nie jest typową śmigającą po planszy panną jak Jade, czy Kitana). Podoba mi się, że został wyposażony w kilka haszaszyńskich tricków - ot, choćby możliwość zniknięcia w samodzielnie przez siebie utworzonym dymie. Cenię także dobre wykorzystanie motywu przewodniego - wszystkie special movesy Smoke'a związane są... no właśnie, ze smoke'iem. ;) Dzięki temu postać jest spójna i charakterystyczna, a takie lubimy przecież najbardziej.

 

Baraka (Mortal Kombat)

Ominąłeś kontrolę dentystyczną? Rób tak dalej, a nigdy nie będziesz miał takich ząbków jak ja!

Baraka zwany przez niektórych Basraką zauroczył mnie swoim fantastycznym uśmiechem. Sen z powiek spędza mi pytanie, jak wdzięcznie wyglądałoby dziecko jego i Mileeny (choć osobiście podejrzewam, że ten stateczny przedstawiciel rasy Tarkatan nigdy nie związałby się z tą wariatką).

Za co lubię Barakę? Jest silną i bardzo zrównoważoną postacią, jednocześnie dosyć wytrzymałą i nie najwolniejszą. Idealny średniak, który dodatkowo posiada interesującą mutację w okolicach przedramion, sprawiającą, że z przeciętniaka staje się ulubieńcem. Oprócz tego - nie oszukujmy się -  zadbane uzębienie sprawia, że od razu zwraca się na niego uwagę. Zauważyłam to obserwując całe mnóstwo osób płci obojga, które wpadły do mnie i Yoghurta "na kawkę", a skończyły przy Mortalu. Zawsze wybierano go w jednej z pierwszych trzech walk.

 

Raiden (Mortal Kombat)

Really? Myślisz, że oszukasz kogoś tym kapelusikiem? Że ktoś uwierzy, że jesteś ryżochłopkiem?

Raidena uwielbiałam już jako mała dziewczynka. Kiedy w wieku lat 8 udało mi się w końcu dopchać do komputera zza pleców starszego brata i kuzyna, zawsze włączałam Mortal Kombat 1 i wybierałam Raidena. Lubiłam go, ponieważ jego sunięcie w powietrzu, lotem równoległym do planszy było chyba najprostszym ciosem w historii świata. Do teraz pamiętam, jak wiele razy kombinacja "tył przód", poprowadziła mnie do zwycięstwa. W pierwszej rundzie w ogóle nie trzeba było robić nic innego! Co prawda w drugiej przeciwnik już się uczył i należało wyprowadzić jakiś inny cios, ale nie zmienia to faktu, że połowa rozgrywki była już wygrana.

Bardzo lubiłam go w starej wersji - w zwykłym płóciennym stroju,  nie miał nawet tych ochraniaczy na kolana, które widzimy na powyższym zdjęciu. Do tego jego charakterystyczny kapelusz ryżochłopka. Nie podoba mi się, że teraz obudowano go w pancerz, który sprawia, że wygląda IMO po prostu idiotycznie. Przecież jest bogiem piorunów, na co mu taka zbroja, do pioruna?!

 

Sindel (Mortal Kombat)

Też umiem lewitować i co? Że niby Storm lepsza?!

Sindel to kolejna postać, która niesamowicie oddziaływała na moją wyobraźnię kiedy byłam mała. Nie wiem, czy większe wrażenie robiły na mnie ciosy, które wykonywała przy pomocy swoich włosów (dość mocnych, należy dodać  ;)), lewitacja plus świecące oczy na kształt Ororo Munroe, X-menowej Storm, czy też może po prostu fakt, że wszystkie jej ataki były bardzo babskie (ha, posiadała przecież nawet tzw. bitch slap). Do dziś pamiętam Fatality, jakie Sindel wykonywała w Trilogy... Strach się bać! Takiej postaci brakuje mi w Street Fighterze!

 

Motaro (Mortal Kombat)

Centaury to magiczne stworzenia, nie przeszkadzaj mi, ja teraz będę wróżył z gwiazd.

Motaro, niezależnie od tego, czy przyjmuje akurat postać minotaura, czy centaura, jest, był i będzie - w mojej opinii - najbardziej przerażającą postacią z Mortal Kombat, a może i w ogóle. Jego rogi i kopyta napawały mnie strachem za każdym razem, kiedy musiałam się z nim zmierzyć. Później trochę mi przeszło, ale jak mam być szczera to jego imię nadal budzi we mnie pewien respekt. To dlatego go tu umieściłam. Po prostu boje się jego zemsty.

Myślę, że mój strach brał się stąd, że kiedy grałam w MK w mojej okolicy krążyła urban legend o postaci zwanej Kopyciorzem (względnie Kopytnikiem), który zwykł jeździć czarną wołgą (wedle niektórych wersji w parzyste dni białą). Modus operandi Kopyciorza polegał na tym, że pytał o godzinę. Jeżeli mu ją podałeś, następnego dnia o tej godzinie umierałeś. Do tego dochodziła cała masa pobocznych historii np. jedna z nich dotyczyła szycia przez niego butów celem zamaskowania kopyt i marnego losu, jaki czekał szewca, do którego się udał. Ale to już tylko smaczki. Tym niemniej - właśnie w Motaro widziałam naszego swojskiego Kopyciorza i bałam się go panicznie.

 

Kratos (Mortal Kombat)

Nie został mi już żaden z bogów greckich, pora wziąć się za te azjatyckie pipki.

Na szczególną wzmiankę zasługuje Kratos, postać dodana jako bonus do Mortal Kombat na Playstation. Jestem prawdopodobnie największą fanką God of War na świecie, uważam, że Kratosowi należy się miejsce w każdej grze, jaka się ukazuje. Co bardzo podoba mi się w mortalowym ujęciu tematu to fakt, że nasz bóg wojny posiada większość interesujących gadżetów, jakie udało mu się zebrać przez całą serię. Mamy tu między innymi świecącą głowę Heliosa, łuk Apolla, buty Hermesa i rękawice Herkulesa. Przez to Spartiata jest mocno przegięty, ale założę się, że żaden z fanów nie będzie miał tego za złe twórcom.

 

To tyle, jeżeli chodzi o moje typy. Oczywiście pominęłam tu postacie z Marvela i DC, które pojawiają się gościnnie (Kratosa pominąć nie mogłam, bo go kocham). Olałam także Tekkena, bo go nie lubię i nigdy nie będę w niego grać. No dobra, może kiedyś zagram, ale póki co - nie ma mowy. [Tekken jest dla lamusów - przyp. Yoghurt]

_______________________________________

To tyle od Molly. Jeśli damskie spojrzenie na gry video spotka się z pozytywnym odzewem (innego się nie spodziewam), być może kiedys znów wyręczy mnie w pisaniu.

Yoghurt
14 sierpnia 2012 - 09:14