Nonkonformista Mario. Rzecz o polityce Nintendo [Level 1-2] - Whiteman - 29 sierpnia 2012

Nonkonformista Mario. Rzecz o polityce Nintendo [Level 1-2]

{Poprzedni level dotyczył przede wszystkim przyczyn niekwestionowanego sukcesu wielkiego N w postaci Nintendo Wii i DS-a.}

Zwrot akcji w dotychczasowej, sielankowej opowieści, nastąpił w zasadzie po premierze kolejnej konsoli przenośnej – Nintendo 3DS. Jej ujawnienie na targach E3 w roku 2010 tradycyjnie nie obyło się bez „achów” i „ochów” ze strony branżowych mediów. Zresztą nie bez powodów, bo line-up tytułów, które miały pojawić się na trójwymiarowym ekranie był naprawdę obiecujący (w tym serie Metal Gear Solid, Resident Evil).

Williams w urokliwej reklamie Zeldy i 3DS-a. Równie urokliwa co Penelope Cruz w najnowszej, która promuje New Super Mario Bros 2.

Diabeł oczywiście tkwi w szczegółach, a tymi okazały się tytuły startowe, wśród których nie było system-sellerów. W pierś uderzył się sam Miyamoto, który na łamach EDGE zaznaczył, że Nintendo nie było gotowe na premierę 3DS. Łyżką dziegciu okazała się również zaporowa cena, która stanowiła sporą przeszkodę w powtórzeniu startowych rezultatów poprzedniczki. Stąd też desperacki krok, który przyniósł znaczną obniżkę systemu oraz „program lojalnościowy” dla tych, którzy wysupłali mamonę już w dniu premiery. Ostatnie decyzje firmy to mniej lub bardziej kontrowersyjne „przedsięwzięcia”. Do nich niewątpliwie należy zaliczyć subtelną przystawkę do konsoli w postaci dodatkowego analoga (Circle Pad Pro), czy niedawny debiut powiększonej wersji sprzętu (kuriozum stanowi natomiast fakt, że ładowarkę do tej wersji dokupujemy osobno). Obecnie ilość sprzedanych sztuk zamyka się w liczbie 19 mln (wliczając 7 mln w samej Japonii), mimo wszystko dopiero od początku bieżącego miesiąca firma nie będzie dopłacała do każdej sprzedanej sztuki.

Targi E3 w roku 2011 przyniosły zapowiedź nowej konsoli stacjonarnej o wyjątkowo „enigmatycznej” nazwie, nie wywołując jednak takiego stopnia zachwytu jak poprzedniczka. Ba, po oficjalnej prezentacji część udziałowców zwątpiła w nowe dziecko koncernu, co poskutkowało spadkiem akcji o 7,5%, wracając do stanu z maja 2006 roku. Umiarkowane przyjęcie było podyktowane przede wszystkim znikomą ilością informacji na temat samego sprzętu. Nie pomógł nawet złotousty Reggie Fils-Aime, ani też obietnica kolejnej rewolucji.

Jedno z treściwych "podsumowań" ostatnich targów E3.

WiiU stanowi niejako kontynuatorkę idei przyświecających starszej siostrze, nie tylko ze względów nazewniczych, ale również przypisując „świeżość, innowacyjność” nowemu kontrolerowi. Przedłużeniem idei i tytułowego nonkonformizmu jest również specyfikacja techniczna, która przez znaczny okres czasu była owiana tajemnicą poza faktem, że hydraulik zaprezentuje się w końcu w wysokiej rozdzielczości. Sami oficjele Nintendo gasili dyskusje na ten temat, uciekając do tradycyjnych zdawkowych kwestii, które mówiły o „nowej jakości”. Ostatnie E3 całkowicie rozwiało wątpliwości, przynosząc również interesujące wypowiedzi ze strony istotniejszych person w branży, jak i samych developerów.

Przede wszystkim dużo mówi się o podobieństwie WiiU do konsol obecnej generacji. Mając oczywiście na myśli możliwości graficzne i architekturę konsoli. Sam Iwata doskonale zdaje sobie sprawę, że produkty konkurencji będą bardziej zaawansowane technologicznie, zaznacza jednocześnie, że „jakościowa różnica” nie będzie tak rażąca jak w temacie Wii i rynkowych oponentów. Analogię względem wiodących „sprzętów do grania” potwierdza również Pro Controller, który do złudzenia przypomina Gamepad do X360. O osobliwym podobieństwie wspomniał Phil Spencer (wiceprezes Microsoft Game Studios), zaznaczając z przekąsem, że wspomniany kontroler będzie stanowił doskonałe uzupełnienie nowej konsoli Nintendo w kontekście jej „mocy przerobowych”. Myśl przewodnia: zdecydowanie łatwiejsza konwersja i przeniesienie tytułów znanych z biblioteki X360.

W opiniach analityków można zauważyć umiarkowany ton i zrozumiałą wątpliwość w powtórzenie sukcesu poprzedniczki. Podobny trend towarzyszył zresztą oczekiwaniu na Wii, choć nie przypominam sobie „wróżb”, które mówiły o Nintendo w kategoriach firmy skupiającej się tylko i wyłącznie na produkcji gier. Takiego zdania jest William „Bing” Gordon – swojego czasu dyrektor kreatywny w EA, obecnie zaś członek zarządu w Amazonie, Ngmoco i Zyndze. Bierze pod uwagę taką ewentualność, mając w pamięci błędy popełnione przez Segę i zmianę profilu firmy. Zwraca jednak uwagę na „subtelne” różnice, a konkretnie na to co aktualnie wyróżnia Nintendo: 1) solidny model biznesowy 2) nieprzeciętny talent twórczy i bezpośrednio z tym związana osoba 3) Shigeru Miyamoto, którego produkcje są wystarczającym argumentem na to, ażeby na konsolę wysupłać odpowiednią kwotę.

Systematyczne przeczenie branżowym wróżbom to w zasadzie specjalność koncernu z Kioto.

Oficjele wielkiego N są wyjątkowo pewni kolejnego rynkowego sukcesu, zgodnie zapewniając branżowe media i inwestorów o rewolucyjności sprzętu (captain obvious strikes again!). Hasła rewolucji, która ma nadejść brzmią następująco: nowe formy rozgrywki, głębsze doświadczenia i w końcu rewolucyjny multiplayer. Ostatnie brzmi dość buńczucznie, mając na uwadze nieco kulejące Nintendo Network i całkiem sporą przepaść względem konkurencji w zakresie infrastruktury online. Krokiem milowym z pewnością nie będzie zapowiadana kurtyna, która wydaje się swoistą wersją serwisu społecznościowego, a więc właściwy kurs ku Web 2.0. 

Pytanie czy to wystarczy jest równie bezzasadne jak wspomniane w poprzednim levelu (Quo vadis Nintendo?). Firma hydraulika po raz kolejny wybiera niekonwencjonalną ścieżkę, która przeczy technologicznemu wyścigowi i logice analityków. Złotym środkiem wydaje się odpowiednie wyważenie biblioteki gier, która ponownie zadowoli casuali, jak również przywróci nadszarpnięte zaufanie graczy hardkorowych. Koronnym argumentem może okazać się cena, która (u)kształtuje się w granicach 250 dolarów. Tanio jak na start nowego systemu. Niezbyt okazyjnie biorąc pod uwagę fakt, że next-genem jest konsola posiadająca technologiczny potencjał current-genów. Odzwierciedleniem słuszności obranego kierunku okażą się najprawdopodobniej tegoroczne święta Bożego Narodzenia. Przekonamy się również, czy tytułowy nonkonformizm nadal jest w cenie.

Whiteman
29 sierpnia 2012 - 02:36