Pamiętasz moment który określił Cię jako gracza? - czort - 20 września 2012

Pamiętasz moment, który określił Cię jako gracza?

Bo ja swój tak.

Koniec lat 90., a może rok 2000 (dokładnie nie pamiętam), centrum Szczecina. Mniej więcej 10-letni chłopiec od dłuższego czasu wierci w brzuchu mamy dziurę. Chodzi o szare pudełko z klapką i napisem Plejstejszyn. Dzieciak dużo grał na tej, jak to mówią, „konsoli” u kolegów i bardzo chciałby mieć ją w domu. „Wyjdzie taniej, niż chodzenie na automaty” – mówi mamie. To prawda. Kto był pod koniec ubiegłego wieku w salonie Vegas World (chlip, chlip, ile wspomnień z tym miejscem) wie, jak łatwo było się wciągnąć albo stracić wszystkie pieniądze na rzecz starszych „kolegów”. Dopiero z czasem nasz bohater nauczył się, że najbezpieczniejszym miejscem w tym brutalnym świecie jest wnętrze skarpety.

Wybaczcie, za bardzo odbiegłem od tematu.

Aha, ten chłopiec to ja, gdyby ktoś się jeszcze nie domyślił.

Dobra. Któregoś dnia nasz chłopaczek wraca ze szkoły. To był listopad, okolice jego urodzin. Młody wchodzi do domu i widzi na stole spory karton opakowany ozdobnym papierem. Rzuca plecak, nie ściągą kurtki i butów (mama nie jest zachwycona, ale przymyka oko)i biegnie, żeby szybko rozpakować prezent. Wie, co jest w środku. Przynajmniej tak mu się w tej chwili wydaje.

Nigdy nie należał do subtelnych, więc pokój wygląda, jak po przejściu tajfunu. Ale cofnijmy się jeszcze na chwilę. Gdyby nie młodzieńcza euforia, już kształt pakunku wzbudziłby podejrzenia. Karton był bardziej prostokątny, niż kwadratowy. To zły omen. Zerwanie pierwszego kawałka papieru też nie powinno napawać optymizmem. Róg kartonu nie emanował stalową barwą, jak to było u kolegów. Był czarny.

Wszyscy już wiedzą, że coś jest nie tak. Tylko nie nasz Piotruś (tak mam na imię). W momencie, w którym zerwał ostatni fragment papieru świat na chwile zwolnił obroty. Coś jakby do mieszkania wmaszerował nagle John Woo. Spowolnione tempo, wszędzie latają wióry, najazd kamery na twarz małolata, gdzie uśmiech zamienia się w grymas. „Dostał PolyStation” – pomyśleli czytelnicy. Nie, aż tak źle nie było.

Uśmiech na twarzy zmazała jedna literka i dwie cyfry. N64. Taki napis widniał na opakowaniu. Rozwydrzony gówniarz? Może. Warto jednak nadmienić, że w tamtych czasach konsola Nintendo nie cieszyła się estymą wśród młodzieży. „Kartridże jak w Pegazie”, „gupi dżoj”, „Nintendo jest dla ciot” - tak podsumowaliby nowy sprzęt koledzy z podwórka. Nikt nie chciałby się wpraszać na partyjkę po lekcjach.

Rekonstrukcja wydarzeń

„Mamo, dziękuję, ale to nie jest to, co chciałem.” Piotrek nie wiedział wówczas, że te słowa tak mocno wpłyną na jego życie. Jeszcze tego samego dnia mama pojechała do sklepu i wymieniła nietrafiony prezent na konsolę marzeń – PlayStation. Nie dam głowy, ale chyba było to dla mamy korzystne, bo N64 było wówczas droższe. W każdym razie, tego wieczora w domu zagościł PSX z dwoma grami. Tekken 3 (wiadomo, pierwszy zakup szanującego się konsolomaniaka) i 007: Tomorrow Never Dies (teraz wiem, że to crap, ale w tamtym momencie to była najlepsza gra świata).

"Tata, zobacz, Pirs Brosnan!"

Koledzy długo nie widzieli wówczas naszego bohatera, ale była zima, więc i tak tylko by marzł na dworze (jeśli czytasz to w Krakowie, proszę – polu). I tak sobie nasz młodzik grał w gry, dorastał, w domu pojawiały się kolejne konsole: PlayStation 2 (dwa razy, czytniki w czarnuli to było coś), Xbox, Xbox 360, PS3. Widzicie pewną zależność? Otóż to, żadnej konsoli Nintendo.

Ale to nie jest tak, że nie lubię Ninny. Wręcz przeciwnie. Choć nigdy nie miałem ich sprzętów (chyba, że uznamy Pegasusa za NES-a. Wiem, naciągane), to uwielbiam ich gry. Mario, Starfox, Zelda, wszystko, co zrobiło Rare (na czele z Conkerem, którego mogłem obmacać dopiero na Xboksie) – mimo, że kontakt z nimi miałem okazjonalny to zawsze wymienię je w gronie „najlepszych gier ever”. Cały czas mówię sobie, że kiedyś kupię N64. Parę razy byłem blisko, zabrakło jednego kliknięcia w „kup teraz”. Zawsze dopadała mnie proza życia.  A to gry drogie jak zboże, a to nie mam CRT i piksele mnie zjedzą, a to to, a to tamto.

To Sony i PlayStation wprowadziło mnie w grową dorosłość, ukształtowało mnie jako gracza i nic już tego nie zmieni. Czy gdybym wtedy siedział cicho byłbym inny? Nie lubiłbym strzelania, wybuchów i cycków? Czy czekałbym na premierę WiiU z wywieszonym językiem zamiast na każdym kroku wyśmiewać politykę Nintendo? Nie wiem. I w sumie dobrze, że się nie dowiem.

No właśnie, a jakie wydarzenie/decyzja/zbieg okoliczności/przypadek zdefiniował Twoje growe ja?

czort
20 września 2012 - 13:07