CW, amerykańska stacja telewizyjna, która odpowiada między innymi za „Tajemnice Smallville”, serial o przygodach młodego Supermana, w tym sezonie postanowiła ponownie postawić na superbohatera. Tym razem postacią, której przygody możemy zobaczyć na małym ekranie jest Green Arrow.
"Smallville", serial o wyczynach młodego Clarka Kenta, po dziesięciu latach dobiegł końca. Nic więc dziwnego, że CW by wypełnić lukę po Supermanie tworzy nowy serial o superbohaterze. Tym razem na tapetę postanowiono wziąć mniej znaną postać, co początkowo wydawało mi się ryzykowne, ale po obejrzeniu pilota "Arrow", muszę przyznać, że był to strzał w dziesiątkę.
Green Arrow nie należy do najpopularniejszych komiksowych postaci. Prawdę mówiąc sam dowiedziałem się o jego istnieniu przy okazji przeglądania nowinek ze świata seriali. Zainteresowany najnowszą produkcją ze stajni CW postanowiłem poczytać trochę na temat nieznanego mi dotąd superbohatera. W ten sposób dowiedziałem się, że jest to postać z bardzo długą historią, która zaczyna się w 1941 roku. Wtedy to Zielona Strzała pojawia się w jednym z zeszytów z serii DC Comics. Green Arrow wzorowany był na Robin Hoodzie, legendarnym bohaterze, który okradał bogatych i rozdawał biednym. Arrow, tak jak obrońca z Sherwood, posługuje się głównie łukiem, co zresztą ostatnio jest bardzo modne. Na dodatek samodzielnie opracował różne rodzaje strzał: wybuchowe, oślepiające, gazowe, zamrażające i wiele, wiele innych. Przez pierwsze 25 lat swojego istnienia bohater nie należał do znaczących postaci i zmieniło się to dopiero w latach sześćdziesiątych. Scenarzyści postanowili połączyć jego przygody z Zieloną Latarnią, innym bohaterem uniwersum DC. Pomysł ten bardzo się spodobał i przygody obu postaci zaczęły stawać się coraz popularniejsze.
W pierwszym odcinku serialu "Arrow" poznajemy Olivera Queena, młodocianego miliardera, który od pięciu lat uznawany był za zmarłego. Zostaje odnaleziony na bezludnej wyspie, gdzieś na Pacyfiku. Był on jedynym, któremu udało się przeżyć sztorm podczas rejsu z ojcem i przyjaciółmi. Oczywiście ostatnie lata jego życia bardzo go zmieniły, w trakcie swojej walki o przetrwanie w nieprzyjaznym środowisku wyostrzył on swoje zmysły i umiejętności. Po powrocie do domu postanawia użyć ich w walce z przestępczością w skorumpowanym mieście Starling City. Olivier za dnia jest słynnym, rozpuszczonym miliarderem a gdy zapada zmrok staje się Strzałą, mścicielem starającym się zaprowadzić porządek w mieście oraz wykonać misję zleconą przez ojca zaraz przed śmiercią.
Tak w wielkim skrócie i bez zbędnych spojlerów wygląda wstęp do fabuły serialu. Nie spodziewajcie się w pierwszym odcinku jakichś wielkich rewolucji. W końcu miliarder, który po utracie bliskich zostaje superbohaterem, to oklepany pomysł, ale tutaj jest on zrealizowany zaskakująco dobrze. Dostajemy na dzień dobry dużą ilość akcji, bohatera który nie boi się zabić swoich przeciwników i fajny, tajemniczy klimat. Muszę przyznać, że momentami pilot bardzo przypomina film "Batman: Początek", ale potraktujcie to jako duży plus. Jedyne do czego mogę się przyczepić to obsada, której aktorstwo nie powala, ale z drugiej strony w pierwszym odcinku nie było zbyt dużo pola do popisu.
I to na razie tyle jeśli chodzi o wrażenia po pilocie "Arrow". Pierwszy sezon zakończy się po dziewięciu odcinkach. Jeśli jesteście fanami produkcji o superbohaterach, to jest to pozycja obowiązkowa, a jeśli szukacie prostego serialu z dużą ilością akcji, to również polecam. Sam osobiście bardzo chętnie obejrzę kolejny odcinek, jak tylko się ukaże. Ta produkcja ma naprawdę duży potencjał i mam nadzieję, że nie zostanie on zmarnowany.