RPG monopol - myrmekochoria - 27 listopada 2012

RPG monopol

Czemu przychodzi mi narzekać na doskonały stan RPG? Nie mam pojęcia, ale może się to zaraz wyjaśni. Nie będę sięgał do prastarej historii gatunku tj. papierowych sesji ani Ultimy z Lordem Britishem na czele, ponieważ zajęło by to wieki, a z pewnością nie posiadam tak sporej wiedzy. Ostanie piętnaście lat może wystarczy, aby wykazać mój marudzący i pokrętny punkt widzenia. Nie będę też skupiał się na historii, samych grach, pracownikach, egzemplifikacja posłuży mi do jakiegoś tam wniosku.


Black Isle, Bethesda, BioWare to pionierzy, znaczący gracze w rynku współczesnego gamingu, chociaż nikt się nie obrazi jeżeli dorzucę do zestawu Piranha Bytes.
Dzięki Black Isle światło dzienne ujrzały najlepsze RPG w historii: Fallout 1 i 2, Planescape: Torment, Icewind nie był zły, ale Baldur’s Gate był wcześnije (Bioware). Kiedy zlikwidowano studio naprawdę poczułem, że coś się skończyło w historii grania, nawet jeżeli wielu pracowników i tak znalazło pracę. Logo Black Isle jakoś wpisało mi się w pamięć.
Ktoś mówi Piranha Bytes myślę Gothic, chociaż ostanie odsłony zawodzą, to linię dawnych Gothiców kontynuuje dumnie RISEN, więc ciężko znaleźć powody do narzekania w tym wypadku.

Two Worlds i Wiedźmina odpuszczę sobie. Wiedźmin jest wspaniały, choć może pierwszy akt w wiosce jest nieco przydługawy i nie nastraja do dalszej gry. IV akt i romantyzm naszego narodu z ironią dnia dzisiejszego jest całkiem smakowity. Wiedźmin 2 zdobył już swą sławę. Do dziś nie mogę zapomnieć widoku z murów zamku. Armia, obóz, drzewa wyglądały niczym zdjecie satelitarne przesiąknięte bogatymi kolorami w ciągłym ruchu i fluktuacji.
Bethesda na swoim koncie ma ogromną ilość produkcji, większość kojarzy firmę z Starszymi Zwojami, ale ich dzieła to całe mnóstwo produkcji, kilka z nich nie ukazało się w Polsce np. Redguard.  Wielu graczy miało za złe Bethesdzie, że „zniszczyła” serie Fallout tj. zamieniła ją FPS, pozbawiła klimatu, założyła tylko inną tapetę na Obliviona. Bethesda prawdopodobnie musiała się zmagać jeszcze z niezadowoleniem związanym z likwidacją Van Burena, czyli oryginalnego Fallout’a 3. Burza wokół nowej serii Fallout wciąż trwa, jednak musze przyznać, że New Vegas ma dawny posmak Nowego Reno. Pamiętam pierwsze screeny z Obliviona, mało nie umarłem z zachwytu, ale padłem po trosze ofiarą marketingu. Nie wiem czy zliczę czas poświęcony Oblivionovi i Morrowindowi, Skyrimowi ale każdy kto zetknął się z tymi grami wie o czym mówię. Razem z ich gargantuicznymi rozmiarami idą wady, jednostajność, kilku tylko lektorów, problemy z questami, kopiowane levele, trochę pokraczne animacje, ale nie można im odmówić tego niewiarygodnego rozmachu i magnetyzmu, który zmuszał was do rezygnacji z wszystkich planów.

Bioware to jest zasłużonym tytanem i głupio mi cokolwiek pisać na ludzi, którzy stworzyli takie cuda jak Baldur’s Gate, Neverwinter Nights, (najbardziej cenie nie za samą grę, ale za edytor przygód), KOTOR, czy Mass Effect 2. Firma zmienia się razem z rynkiem i graczami, czasy dawnych rpgów odeszły, choć NW było kontynuacją tej linii. Nadszedł chyba największy przełom w historii „nowożytnych” rpgów. Mam na myśli KOTOR. Po tej grze większość produkcji Bioware opiera się na podobnym schemacie, (zresztą nie tylko ich bo Rise of the argonauts). Mamy statek, członków drużyny, których odnajdujemy i w raz z progresem fabuły poznajemy ich osobowości, każda z nich ma wstydliwy sekret, tam pojawia się, nie po raz pierwszy, ważny wątek romansu, poświęcenia członków załogi, zaskakujący zwrot akcji, filmowy scenariusz i montaż scen. Czym byłbym Mass Effect bez KOTOR’a, prawdopodobnie nawet by nie powstał. Ebon Hawk zamienił się w Normandie, Moc w biotyke, uniwersum i rasy są nieco do siebie podobne. Osobiście uważam oba KOTOR’y za doskonałe rpgi, zwłaszcza pod względem fabularnym, a druga odsłona uderza w bardzo ciekawe tony. Fabuła jest dojrzała, mroczna, pełna skrzywdzonych ludzi szukających jakiegoś oparcia na autorytecie, który jest niestabilny i może poprowadzić ich do zniszczenia, ciągle unosi się demoniczna obecność Krei, ludzka słabość, zawierucha wojenna i ciągłe dylematy moralne, których nie da się tak łatwo rozwikłać. Pierwszy Mass Effect zawiódł mnie na całej linii, ale druga część jest prawdopodobnie jednym z najlepszych gier dwudziestolecia. Właśnie gier, bo nie RPG’ów. Seria ME nie jest już rpgiem, ale doskonale skrojonym filmem akcji z mechaniką Gears of War. Jeżeli mam być szczery, to jedyne, co ciągnęło mnie do skończenia ME2 to fabuła, postacie i ostateczne rozstrzygnięcie, wszystko inne raziło mnie, widziałem to w dziesiątkach innych produkcji. Scenarzyści, pisarze, wykonali doskonałą robotę, bo to dzięki ich pracy gra zyskuje ten doskonały status. Mass Effect 3 dla mnie jest porażką na całej linii. Jest zaprzeczeniem wszystkich obietnic i możliwości jakie zarysowano nam na początku naszej podróży. Seria zamieniła się w krowę do dojenia DLC. Mass Effect zebrał w sobie wszystkie najważniejsze elementy science-fiction ostatniego pięćdziesięciolecia, więc o zaskoczeniu fabularnym nie można mówić, ale koniec serii był naprawdę żenujący. Dragon Age to powrót do korzeni jeżeli idzie o mechanikę. Może ze mną jest coś nie tak, ale tworzona atmosfera grozy w grze rozśmieszała mnie na potęgę, nie traktowałem poważnie tego „mrocznego thonu”, poza tym nie ma tam żadnej ciekawej postaci poza Morrigan i jej matki, która jest prawie identyczną kopią Krei.

Od czasów KOTOR’a jesteśmy karmieni tym samym schematem tworzenia drużyny i relacji między nimi. KOTOR2 opracował tą metodę do perfekcji, reszta gier Bioware to klony tej samej mechaniki, w żadnym wypadku nie jest ona zła, ale powoli zaczyna nużyć, a kto inny, jak nie Bioware może zmienić coś na rynku RPG. Zawsze wymyślali ciekawe formy prowadzenia, fabuły, relacji z postaciami, więc chyba pozostaje tylko czekać, bo wiem, że potrafią to zrobić.

Pozostaje pewna obawa, że sprawdzone metody nie będą zmieniane, (a la Call of Duty) będziemy ofiarami stylu i konwencji wielkich spadkobierców serii (Elder Scroll, Mass Effect) i ich wytwórców (Bethesda, Bioware) i to właśnie rozumiem przez monopol, ale niezawiniony, ponieważ twórcy potrzebują pieniędzy i wolą nie ryzykować. Skończyły się czasy, w których gry tworzone były przez kilka osób, teraz nad projektem pracują setki osób, gra musi się sprzedać, w innym wypadku firma po prostu bankrutuje. Dlatego też RPG firm wchodzących na rynek są podobne do tych wysoko budżetowych (Two Worlds), zaskakiwanie nowymi rozwiązaniami często kończy się niezasłużoną porażką, okrzyk na cześć Deathspanka kompania wydać!

myrmekochoria
27 listopada 2012 - 15:11