ANNO 1404 jest wspaniałą podróżą w pozornie nieznane. Z wolna rosnące miasta i osady. Przywiązanie uwagi do detali. Rosnąca w niebo katedra Cudowna muzyka, żywe, piękne miasta, tętniące szczęśliwym życiem ulice, bogaty patrycjat, uśmiechnięci mieszczanie, rumiani chłopi.
Takie jest właśnie marzenie całej serii ANNO. Nie będę krytykował jej za przywiązanie do realiów, ale za coś równie fundamentalnego, mianowicie za współczesną perspektywie postrzegania epoki. Świat ANNO kręci się wokół prawa podaży i popytu, jakiegoś dziwnego współczesnego materializmu. Religia jest przedstawiona jako zło, które blokuje rozwój ku lepszemu światu (tu niech każdy sam sobie odpowie na to pytanie, postać kardynała Lucjusza jest przecież prostą alegorią). Kontakty z Orientem prezentowane są jak gdyby obie cywilizacje nic o sobie nie wiedziały. To prawda, że wspólny zysk jest potężną siłą, ale czy naprawdę, stosunki układały się tak wyśmienicie? Począwszy od najprostszych przykładów. Krucjaty, bitwa pod Lepanto, kłótnie o zakurzone wersety będą trwać przez stulecia, masakra na wyspie Chios i dalej... . Och Albigensi!
ANNO 1404 zostało stworzone przez niemieckie studio i tu nachodzi mnie pewne niezbyt na miejscu skojarzenie. Nikt grając w ANNO pewnie nie pomyśli o Wojnie chłopskiej, Thomasie Muntzerze, podłym losie chłopów, którzy dźwigali na swoich barkach cywilizację europejską przez setki lat, a ich marzenie o byciu równym ciągle nie nadchodziło.
Dlatego nie mogę przejść obok ANNO tylko z zachwytem, jest grą wspaniałą. Wielu powie, to tylko gra, ale jakoś nie mogę obojętnie spojrzeć na ten obraz świata. Być może marzeniem twórców było spojrzenie na historię przez pryzmat współpracy i efektów wspólnego wysiłku. Zapomnieli jednak zupełnie o zbrodni u podstaw cywilizacji.