Podczas odbywającej się aktualnie imprezy technologicznej CES 2013 firma Nvidia, jeden z największych producentów elektroniki komputerowej zaprezentował swoją pierwszą przenośną konsolę - Nvidia Shield.
Branża jest w tej chwili tak wyposzczona, że połowa dziennikarzy growych na myśl o "nowej konsolo" nerwowo przebiera nogami z podniecenia. Podczas gdy nie ma do czego, bo Nvidia Shield jest przegrana już na starcie. Zaryzykuję stwierdzenie, że będzie to fiasko na miarę Nokii N-Gage. Dlaczego? Oto pięć najważniejszych powodów.
1. Z pustego i Salomon nie naleje.
Na drodze do zakupu przenośnej konsoli czeka na konsumenta wiele zagrożeń i pułapek. Hardkorowy gracz, a do takich osób kierowane jest właśnie to urządzenie, w pierwszej kolejności nabędzie - PCta, konsolę stacjonarną, smartfona i tablet. To są absolutne must-have. Do tego dodajmy, że niektórym już marzy się posiadać zestaw ultrabook + desktop.
Nvidia Shield prawdopodobnie nie zejdzie z ceny poniżej 150$, a i na to są małe szanse. Zaryzykuję stwierdzenie, że wyceniona zostanie na około 250$. To nie będzie tani sprzęt. Stać nas na kolejny "nie tani" sprzęt? Wątpię.
2. Właściwie to mam na tablecie dziesięć gier, których nawet nie odpaliłem.
Mamy więcej niż potrzeba mobilnych urządzeń do grania. Nie są dedykowane grom, ale skutecznie zapełniają nam czas, który kiedyś poświęcaliśmy graniu na handheldach. Telefony i tablety, które mamy zawsze przy sobie. Gdzie w torbie czy plecaku jest miejsce na kolejne urządzenie? W dodatku o tak nieergonomicznym (w kwestii transportu) kształcie.
3. Shield posłuży nam tylko do grania.
Tylko jedno zastosowanie? W czasach kiedy konsole stają się czymś więcej niż maszynkami do grania i spełniają rolę domowych centrów rozrywki, a telefon i tablet służą nam do wszystkiego, od słuchania muzyki, przez oglądanie filmów, siedzenie na Facebooku, czytanie księżek do grania? Zakup drogiej elektroniki jest inwestycją - inwestowanie w nieznaną platformę, która w dodatku służy stricte rozrywce, gdy w kolejce jest masa bardziej uniwersalnego sprzętu staje pod wielkim znakiem zapytania.
4. Streamowanie tylko dla wybranych.
Jedną z fajniejszych funkcji Shielda jest streamowanie obrazu z ekranu komputera na pięciocalowy monitorek doczepiony do "pada". Niby fajnie, bo można kontynuować sesję w Hawkena w łóżku. Niestety tego luksusu doznają wyłącznie posiadacze kart Nvidia GTX 650, lub lepszych. Wziąwszy pod uwagę modę na laptopy i brak potrzeby posiadania drogich komponentów (w dużej mierze spowodowany schyłkową fazą życia obecnej generacji konsol), to liczba osób, które z tej funkcji skorzystają drastycznie nam maleje.
5. Ni to pies, ni wydra.
Większość tytułów tworzonych na Androida jest pisana z myślą o ekranach dotykowych. Zmuszenie tysięcy deweloperów, żeby dostosowali swoje tytuły do Shielda jest zwyczajnie niemożliwe. Będziemy co prawda mieli Tegra Market, ale mam wrażenie, że Nvidia przecenia swoje możliwości wpływu na rynek.
Nvidia Shield nie będzie niczym innym, jak tylko ciekawostką. Eksperymentem firmy, która może chce po prostu wypromować nieco swój nowy układ - Tegra 4 (który, na marginesie mówiąc, prezentuje się bogato). Niestety sama koncepcja Shielda jest dostosowana do myślenia gracza sprzed dekady - użytkownika, którego nie rozpieściły jeszcze smartfony, tablety i wielozadaniowość.
Brakuje tylko, żeby sprzęt ten działał na paluszki.
Jeżeli podoba Ci się mój materiał to będę Ci wdzięczny, jeżeli polubisz mój fanpage na Facebooku, może nawet zasubskrybujesz mój prywatny profil, albo zafolołujesz mnie na Twitterze. Wrzucam tam sporo rzeczy, które nie pojawiają się na Gameplay'u. Reaktywowałem też niedawno swojego prywatnego bloga.