David Bowie, człowiek kameleon, człowiek instytucja... ale czy człowiek ? Odkładam na regał suche pytania retoryczne, a skupiam się na najnowszym singlu Bowie'go. Singiel zaskakuje, sam fakt, że jest, wyszedł, to niemałe zaskoczenie dla fanów. Cały świat łkał, że nie ma Bowiego, opuścił nas, obraził się na współczesną muzykę. Otwarty list NME, nagranie The Flaming Lips z Neon Indian - pierwsze lepsze przykłady, że tęsknimy za Ziggym Stardustem, człowiekiem, który spadł z Nieba. Kochani, David Bowie powrócił.
Po dziesięciu latach ciszy. Bez szumnych zapowiedzi, fajerwerków, wielkiej maszyny promocyjnej i odwlekania w nieskończoność premiery płyty. Obyło sie bez raportów w studiu, Bowie'go uśmiechniętego, prowadzącego niezobowiązujące rozmowy o pogodzie ze swoja gosposią. Bowie wraca z klasą, a muzyka mówi sama za niego.
As long as there's sun
As long as there's sun
As long as there's rain
As long as there's rain
As long as there's fire
As long as there's fire
As long as there's me
As long as there's you
Piękne, prawda ? Uroczy, klasyczny refren, pełen melancholii, przemijania. Bowie jest tutaj niepewny, schowany gdzieś z tyłu, wspomina swój ukochany Berlin (gdzie nagrał swoje największe dzieła - trylogia berlińska). Jednak wyraźnie deklaruje- jestem. Jednak gdzie ? Ten 66 letni człowiek z rozbrajającą szczerością przyznaje, że wątpią w niego czy trafi na pociąg z Placu Poczdamskiego... a droga jest dziecinnie prosta, spójrzcie sami
"Panie, idziesz Pan prosto i trafisz spokojnie". Wystarczyło spytać przechodnia, Panie Bowie, przecież to tak blisko, pewnie tubylcy znają drogę.
Jednak David Bowie nikogo o zdanie nie pyta. Wydaje ascetyczny singiel, wspomina w nim swoje ulubione miejscówki w Berlinie, zadaje dziecinne pytania retoryczne. Bowie jest tutaj pomarszczony, melancholijny, po prostu stary. Deklaruje starość, wspomina młodość.
Boje się, że cała płyta będzie mieć taki dziadkowo-kapciowy charakter, jaki reprezentuje najnowszy singiel. Nie mówię, że jest zły, czy czegoś mu brakuje... jednak zaskakuje swoją zwykłością. Nie wykluczam, że to kolejny chwyt człowieka-kameleona, mający wprowadzić w stan konsternacji. Bombowa płyta 66letniego dziadka, udającego przybysza z innej galaktyki ? Możemy być mile zaskoczeni, jednak i to nagranie jest... urokliwe. David Bowie nie uciekł starości, smutnym rozmyślaniom nad butelką Geriavit Pharmaton i trzeszczącej płycie Leonarda Cohena (który jest jeszcze starszy i ciągle daje rade). Wzruszmy się przy refrenie (ta przeciągła, piszcząca gitara- zapada w pamięć), popatrzcie na starego Bowiego z videoklipu i... cieszmy się, bo nadchodzi Bowie, a kiedy on wydaje płytę to sam-wiesz-co.
Nie mogłem odpuścić. Sprawdziłem wszystkie miejsca o których wspomina David Bowie w swoim tekście.
Zaczynając od domu towarowego, przez most na granicy Berlina zachodniego i wschodniego, kończąc na dyskotece Nurnberger. Berlin się zmienił, Bowie się zmienił. Wszystko płynie, a zarazem trwa. David Bowie już dawno postawił swój exegi monumentum. Kto jak kto, ale On może nas częstować z lekka czerstwymi balladami o swoich zmarszczkach i siwiźnie.
Ja ich wysłucham, a Wy ?
Tam, na dole, wrzucam śmieszne kotki
Premiera płyty - 11 marca