Gdy w 2011 roku na targach E3 pokazano pierwszy trailer promujący nową Larę Croft oniemiałem z wrażenia. Ociekał gęstym, mrocznym i ciężkim klimatem, pokazując wyraźnie, w którym kierunku będzie zmierzać seria. Dość już przesadnie dużych krągłości, przez które seksapil aż wyciekał z ekranu. Kiedyś to bawiło i się podobało, jednak gusta graczy się zmieniły, stały się bardziej dojrzałe i oczekują czegoś więcej niż obfitych piersi!
Tak więc Square Enix wyszło społeczności na przeciw, prezentując odmienioną, młodziutką Larę, która wyrusza w poszukiwaniu przygód. Jednak to przygoda odnalazła dziewczynę. Teraz musi zrobić wszystko, aby przetrwać w zupełnie obcym i niebezpiecznym dla niej miejscu. Staje się zwierzyną, która za wszelką cenę chce ujść z życiem przed czyhającymi na nią niebezpieczeństwami.
Będzie więcej emocji również tych skrajnych. Nieraz ujrzymy grymas bólu, smutku czy bezradności. Pani archeolog zacznie być bardziej naturalna i prawdziwa. To jej przeżycia mają grać pierwsze skrzypce do przedstawionych wydarzeń, nie odwrotnie.
Tak wyobrażałem sobie nowego Tomb Raider na podstawie początkowych wieści i pierwszego zwiastuna. I faktycznie, każdy kolejny fragment rozgrywki zaczął potwierdzać, że tak właśnie będzie - produkcja ambitna i dojrzała. Wszystkie wcześniej opisywane elementy zaczęły się potwierdzać z tym, co właśnie oglądamy.
Twórcy, jednak poszli o krok dalej i zaczęli pokazywać, co rusz kolejne fragmenty rozgrywki, aby potwierdzić swoje słowa, że nowa Lara Croft to zupełnie nowa jakość. Przedstawiano polowanie na zwierzynę, ucieczkę z obozu bandytów, walkę, elementy skradankowe czy strzelanie z broni palnej. Jak na 3 miesiące przed premierą - dużo. Za dużo. Nawet, gdyby gra miała ukazać się jutro, poznałem zbyt dużo szczegółów, abym mógł w pełni wsiąknąć w gęsty klimat gry. Po prostu zdążyłem się już opatrzeć i "zaaklimatyzować" z dziką dżunglą. Oczywiście są to tylko fragmenty, które nie oddają wrażeń z całej gry, jednak utraciłem poczucie zaciekawienia tym tytułem w kwestii sposobu prowadzenia rozgrywki. Zobaczyłem zbyt dużo, aby ze ślinotokiem oglądać kolejne fragmenty. Gdyby był to inny rodzaj gry, który nastawiony jest bardziej na grywalność jak np wyścigi czy FPS to nie byłoby problemu. Tego typu tytuły wzbudzają w nas chęć wypróbowania broni samodzielnie czy wykonania paru okrążeń na słynnym torze. Tutaj przedstawia się graczowi wprost, co dostanie. Jednak gry pokroju nowej Lary, kładą nacisk na zupełnie inny aspekt - wzbudzeniu ciekawości jak będzie wyglądać, jak się potoczą dalsze losy czy jak się zakończy historia. Panowie ze Square Enix wyłożyli zbyt dużo kart na stół, a szkoda. Przestaje działać nasza wyobraźnia, która determinuje nas do poznania dalszej historii.
Takie sytuacje da się na szczęście uniknąć w bardzo prosty sposób - nie oglądać kolejnych prezentacji, choć bywa to naprawdę trudne w przypadku, gdy zniecierpliwieniem czekamy na grę. Zdarzają się, jednak sytuacje, kiedy jesteśmy zaskakiwani...negatywnie. Tak też było, gdy pojawiły się wieści o trybie wieloosobowym w nowej Larze. Pierwsza myśl? - niedowierzanie. Nie potrafiłem sobie wyobrazić jak miałaby wyglądać konfrontacja z graczami w takiej grze. Na (nie)szczęście swoją pomocą służą panowie ze Square Enix, prezentując kilkuminutowy zapis rozgrywki multi. Płacz i zgrzytanie zębów, tak można było określić moje odczucia płynące z tego , co widziałem na ekranie monitora. Gdyby nie tytuł filmu, który oglądałem, pomyślałbym, że to nowa część Uncharted, ale nie, to nowa Lara. Już w produkcji Naughty Dogs uważałem, że to średni pomysł, ale luźna atmosfera gry, pozwalała na taki zabieg bez utraty swojej tożsamości. W przypadku Tomb Raidera zatraca się sedno gry.
Z jednej strony rozumiem twórców, gdyż obecnie grze bez multi ciężko się wypromować i wybronić sprzedażowo. W końcu przy takiej rozgrywce gracze spędzają najwięcej czasu, więc wielką stratą byłoby go nie umieszczać. Poza tym, tryb wieloosobowy wymusza pewne zabezpieczenia, które w jakimś stopniu chronią tytuł przed piractwem, a to niestety wciąż jest na bardzo wysokim poziomie.
Z drugiej strony natomiast żal, że twórcy implementują rozgrywki sieciowe do gry, w której ma się to jak pięść do nosa. Nie rozumiem zasadności (od strony merytorycznej) wdrażania takiego trybu. Zaciera on postrzeganie tytułu jako ambitnego i sprowadza ją do poziomu zwykłej gry akcji, przed którą tak twórcy się bronili, robiąc restart serii.
Po tym wszystkim mój entuzjazm bardzo opadł od momentu, gdy pierwszy raz ujrzałem rewelacyjny trailer promujący nową Larę Croft. Nie to, że zawiodłem się na samej grze, bo tego ocenić jeszcze nie mogę, ale straciłem poczucie zaciekawienia. Wciąż chcę poznać przygody pani archeolog ze względu, że będzie to dobra gra, jednak nie oczekuję już efektu "Wow!". On już minął.