Moje wrażenia ze Szlachetnej paczki - Ja tu tylko PISZĘ #3 - Floyd - 10 stycznia 2013

Moje wrażenia ze Szlachetnej paczki - Ja tu tylko PISZĘ #3

Otwieram tylną klapę ciężarówki. Widzę kilka paczek zapakowanych w czerwony papier. Z mroku wyłania się postać kierowcy w niebieskich ogrodniczkach. Podaje mi mniejsze pudełka i pyta: „Lodówka i pralka to też tutaj?”. „Tak”, odpowiadam. Schodząc z podestu, kiwa głową z uznaniem dla gestu darczyńcy. Wspólnymi siłami próbujemy przetransportować lodówkę pod drzwi bloku. Wciskam cyfry jeden i cztery na domofonie. „Czy to się dzieje naprawdę?” – retoryczne pytanie unosi się echem z głośnika. Pani Barbara* samotnie wychowuje córkę Natalię. Od czasu śmierci męża, dwa lata temu, z trudem wiąże koniec z końcem. Jak mówi: „Pieniędzy brakuje na wszystko. Żyję się biednie, ale jakoś trzeba sobie dać rade…”.

Para prezydencka rokrocznie przygotowuje własną paczkę.

„Święty Mikołaj naprawdę istnieje!”, odpowiadam głosem pełnym entuzjazmu. Słychać skrzypnięcie i drzwi się otwierają. Teraz przed nami najtrudniejsze zadanie – wtaszczyć to wszystko na górę. Tak, to zadanie, jest najbardziej wymagające. Rozmowy z rodziną, spisywanie formularzy i przepisywanie ich w internetowym panelu czy kontakt z darczyńcą nie są trudne. Wystarczy chwilka wolnego czasu i trochę chęci wypływających prosto z serca, a można zdziałać naprawdę wielkie rzeczy. Tak a propos, ta lodówka jest naprawdę duża, z piętra na piętro łamie fundamentalne prawa fizyki – staje się coraz cięższa. W końcu jesteśmy. Piąte piętro bloku, który najlepsze lata ma już dawno za sobą (o ile kiedyś je miał). Naciskam dzwonek i po kilku sekundach drzwi się uchylają. Widzę panią Barbarę. Powiedzenie o niej, że jest „cała w skowronkach” naprawdę nie oddaje choćby w części radości, jaka emanuje z jej postaci. Zza jej ramiona wystaje kilka kosmyków włosów, opadających na błękitne oczy Natalii. Ośmioletnia dziewczynka jest chora na autyzm. Teraz po niej tego nie widać, ale przeszła bardzo długą drogę. Jak wspomina jej mama, terapia była bardzo pracochłonna. „Każdą wolną chwilę przeznaczałyśmy na ćwiczenia, nie chcę, aby to że Natalka urodziła się chora, napiętnowało całe jej życie”. Pani Barbara musiała zrezygnować z pracy, aby opiekować się córką. Niesamowitą satysfakcję przynosi jej zaskoczenie, jakie maluję się na twarzach rozmówców, kiedy temat schodzi na chorobę – dziś nikt nie daje wiary temu, że zachowanie dziecka z autyzmem może nie odbiegać od tego jak rozwijają się rówieśnicy.

            Wnosimy prezenty. Kąciki ust pani Barbary zaczynają drgać kiedy pokazuje nam miejsce przygotowane na nową pralkę. Słowo „dziękuję” pada z jej ust co chwila. Darczyńca przekazał jej nowe okulary, stare już dawno stały się zbyt słabe. Natalka rozpakowuje lalkę Barbie i zaczyna się nią bawić. „Mamo, popatrz!” – dziewczynka wykrzykuje na widok nowej kurtki. Pozostałe ubrania kładziemy na kanapie, zasłaniając tym samym dziury w tapicerce. Mieszkanie jest tak duże, że można w nim swobodnie rozprostować ręce. Jeden pokój, kuchnia i łazienka; wszystko bardzo ubogo umeblowane, sprzętami z przecen lub drugiej ręki. Dochody rodziny na które składa się  jedynie renta Natalii w ogromnej części przeznaczane są na opłacenie czynszu. Na życie zostaje bardzo niewiele, nie wspominając w ogóle o rozrywkach. Nawet żywność, którą wypełniamy szafki jest przyjmowana z otwartymi ramionami.

            Natalia przygotowała mały upominek dla darczyńcy. Narysowała laurkę i rozczulająco koślawo podpisała ją gorącymi podziękowaniami. Gdy przekazywała mi ją do dostarczenia, a potem zarzuciła ręce na szyję, poczułem się najwspanialej na świecie. Skoro swoimi działaniami mogę wyzwolić tyle pozytywnych uczyć u rodzin tak doświadczonych przez los, to moje życie zaczęło nabierać głębszego sensu. Poczułem szczęście, które nie wynika tylko z przyjemności konsumpcji jakichś dóbr, ale z możliwości przekazywania ich naprawdę potrzebującym.

Pomagają sportowcy, artyści, piosenkarze, celebryci, a także zwykli ludzie.

            „Może wypijecie herbatkę?”, zapytała pani Barbara. Chciałbym, móc dłużej cieszyć się ich radością, ale dalsze obowiązki wzywają. „Bardzo dziękujemy, ale mamy jeszcze kilka rodzin do obdarowania”, odpowiedziałem. Wychodząc ostatni raz spojrzałem na twarze matki i córki. Obie zwilżone łzami szczęścia. Czy jeszcze kiedyś je spotkam? Czy ich droga stanie się mniej kręta? Naiwnością, byłoby twierdzić, że tych kilka (gwoli ścisłości kilkadziesiąt) artykułów diametralnie zmieni życie rodziny. Na pewno ułatwi je w wielu aspektach, ale ruch należy do obdarowanych. Czy Szlachetną Paczkę wykorzystają jako bodziec do wyrwania się z błędnego koła ubóstwa? Czy poczują, że dla tego świata nie są jeszcze spisani na straty? Przypominając sobie teraz szeroko uśmiechnięte twarze pani Barbary i Natalii nie śmiem twierdzić inaczej.

*imiona zmienione


Jeśli chcecie być na bieżąco z tym co robię w sieci to zapraszam do:

Floyd
10 stycznia 2013 - 10:57