Oprócz pisania o szeroko pojętej rozrywce i kulturze, sam także staram się ją tworzyć, a ten news jest dowodem na to, że chcę się nią dzielić. Oto czwarta część pierwszego z moich opowiadań pt. "Ecce Homo", które wygrało kilka konkursów literackich. Opowiada ono o tym jak podejmowane przez nas kluczowe decyzje wpływają na naszą przyszłość. Kolejne części już wkrótce. Opowiadanie będzie można przeczytać w lutowym periodyku "Prób. Nieregularnik Literacki".
Rozdział IV
Wielki Piątek 1993
Gdy schodził z piątego piętra, na jednej z klatek schodowych, minął się z panią w niebieskiej garsonce i berecie na głowie. Nie zdołał przyjrzeć się bliżej beretowi (zdaje się, że był moherowy), ponieważ jego właścicielka, mieszkająca piętro pod nim, zmroziła go pełnym jadu spojrzeniem. Gdyby nie jej przysadzista fizjonomia, wyglądałaby w tym momencie jak bazyliszek. Należała do tego typu ludzi, którzy najpierw oceniają i wyrażają sądy a później dopytują się, o co chodziło. Wiedziała tylko tyle, że nie spotkała pana Jakuba w kościele, czyli zgodnie z jej tokiem rozumowania, był on wyznawcą nie wiadomo czego, może nawet samego szatana. Gdyby miała u boku koleżankę, to na pewno zaniosłaby w niebiosa gromką modlitwę za zbłąkaną owieczkę. Brak publiczności sprawił, że na razie nim pogardziła.
Wczoraj nie starczyło mu sił, aby wyjść z domu. Dziś natomiast, nie było już śladu po tamtej paraliżującej zmysły melancholii. Założył szary garnitur (co prawda, nadgryziony przez zębem czasu, a także zębem moli) i czarne pantofle. Nie spieszył się, miał jeszcze dużo czasu, choć szedł bardzo okrężną drogą.
Był spokojny.
Doszedł do przejścia dla pieszych oddalonego kilkadziesiąt metrów od bloku, w którym mieszkał.
Czerwone światło.
Rozejrzał się.
Droga pusta.
Ruszył.
Wtem gdzieś za nim rozległ się ryk niemieckiego Messerschmitta.
„Już po mnie” – pomyślał i zastygł w miejscu.
- Boże ratuj – szepnęła Maria.
Pierwsza bomba spadła jakieś 150 metrów od nich wyrzucając ziemię w powietrze na kilka metrów. Druga, sam nie wie, gdzie spadła; już biegł. Mignęło mu przed oczyma kilka obrazów: Maria, która skręciła kostkę, zaczepiwszy o konar drzewa; on sam, który musiał nieść ją na plecach aż do domu. Ważniejszy od tych obrazów był jednak strach towarzyszący ucieczce. Przytłaczający i obezwładniający.
Kierowca zatrzymał się kilka centymetrów od niego. Mimo, iż trąbił przez kilka sekund intensywnego hamowania, przechodzień nie chciał się ruszyć.
Sam pan Kiliński niewiele zapamiętał z tego, co się stało. Jakiś człowiek w przepoconym białym podkoszulku zaczął skakać obok niego. Potem pamiętał, że bez udziału własnej woli został przeniesiony na chodnik.
Ani śladu po Messerschmittach.
Wrócił do domu. Usiadł w zgniłozielonym fotelu naprzeciw szarej ściany.
- Mario, czemuśmy wtedy nie zginęli. Tak byłoby lepiej dla nas obojga.
- Ty, który umarłeś za nas na krzyżu, dlaczego nie zabrałeś nas do siebie.
- Nie miałbym wtedy tak wiele na sumieniu…
Opublikowane do tej pory części
Jeśli chcecie być na bieżąco z tym co robię w sieci to zapraszam do: