Socialbajery w PlayStation 4! Przemyślenia na marginesie nadciągającej generacji. - Gawełko - 23 lutego 2013

Socialbajery w PlayStation 4! Przemyślenia na marginesie nadciągającej generacji.

Niezależnie od tego jak w waszych oczach wypadła odsłona Tego, co zaprezentowało Sony, myślę, że możemy się zgodzić przynajmniej co do jednego. Udało im się stworzyć atmosferę oczekiwania na prawdziwe Wydarzenie. Niemal słychać było jak zmęczona sprzętową stagnacją branża wstrzymuje oddech na moment przed zwiastowaniem nowej generacji pod znakiem PlayStation. Poziom branżowego głodu technologii i innowacji (odczuwany przez developerów i media w niemal równym stopniu) zdaje się być tak wielki, że każdy potencjalny kąsek Nowego nagle zaczyna przypominać smakowity, pełnowartościowy posiłek. W tej sytuacji wypadałoby tylko przypomnieć, że bezpośrednia korelacja między technologią a innowacją w grach już dawno przestała stanowić oczywistą oczywistość. Śmiem nawet twierdzić, że bez wyraźnych ograniczeń technologii (przymusowych lub przyjętych celowo), z reguły nie ma co liczyć na innowację rozgrywki… Mam niepokojące przeczucie, że właśnie przez takie podejście, nagradzające prężenie graficznych muskułów, przynajmniej na początku następnej generacji ogólny rozwój tego medium będzie wyglądał dokładnie tak samo jak przy generacji obecnej, czyli jeden (graficzny) krok w przód i dwa (rozgrywkowe) kroki w tył.

Dobra, w zasadzie niema co dramatyzować przedwcześnie… tak naprawdę ważne jest to, że nadchodzi postęp i mimo wszystko jest co świętować. A jeżeli idzie o samo Wydarzenie, wszyscy już z pewnością wyrobili sobie zdanie na temat treści tam zaprezentowanych. Osobiście  mogę tylko napisać, że momentami odbiór rozpadł mi się na dwie kompletnie odrębne opowieści. Pierwsza napawała optymizmem, a co do drugiej... to chyba nawet lekko mnie wystraszyła, ale  o tym może na sam koniec. Oprócz tego mile zaskoczyło mnie, gdy na scenę wyszedł Johnatan Blow wreszcie pokazując The Witness w ruchu, śmiałem się, gdy Media Molecule wystawiało koncert cybermarionetek, a na widok imponującego Deep Down pewnie nawet oblizałem się dyskretnie.

Równie fascynujące okazało się obserwowanie przyjęcia dobrej nowiny przez – nazwijmy to umownie – mainstreamową prasę zachodnią. Weźmy na warsztat choćby ten barwny, prawdopodobnie wywołujący największe oburzenie, cytat od New York Times:

New features cannot hide the fact that PlayStation 4 is still a console, a way of playing games on compact discs that was cool when cellphones were not smart.

Co w luźnym tłumaczeniu znaczy: “Czyli PlayStation 4 nie będzie tabletem? W takim razie to chyba raczej DinoStation 4”.

Takie z grubsza stanowisko przyjęte zostało w większości sceptycznych podsumowań. Brak konkretnej daty premiery, brak ceny, i co najgorsze, ten nieszczęsny brak konsoli w namacalnej postaci. Zaczynam podejrzewać, że wielu dziennikarzy przyzwyczajanych do dynamicznej marketingowej narracji w wydaniu Apple, na konferencji Sony ziewało już po pierwszej godzinie.

Pozwolicie, że proroctwa analityków zwiastujących nieuchronną i całkowitą dominację Przenośnego, które to niebawem połknie całą branżę elektronicznej rozrywki jednym kłapnięciem, umieszczę zaraz obok równie imponującej przepowiedni mówiącej o przyszłości wszystkich gier jako aplikacji na Facebooku. Rozumiem pokusę szafowania wyłącznie KATEGORYCZNYMI i TOTALNYMI twierdzeniami w mediach, czasem tak trzeba. Rzecz w tym, że coraz częściej zdarza mi się czytać silące się na autorytatywność analizy tej branży, zarówno od strony ekspertów grających jak i niegrających, gdzie argumenty konstruowane są wyłącznie w celu forsowania popularnej akurat tezy. I często nawet przyjemnie się to czyta, tylko próżno potem szukać pola do merytorycznej dyskusji. Zostawmy więc głównonurtowych ekspertów, w ich całkowicie mobilnym, całkowicie połączonym świecie. Oczywiście moje oczekiwania będą wyglądały inaczej, bo dla mnie każda konsola stacjonarna, tak jak i każda inna platforma sprzętowa, to tylko środek, a nie cel sam w sobie. Prawdziwym celem zawsze będą (niespodzianka!) dobre gry. 

Dlatego, mimo tych kwaśnych uwag na początku tekstu, byłem zadowolony kiedy na konferencji usłyszałem, jak Sony mówi do developerów:  “Hej, ostatnim razem trochę nawaliliśmy, ale tym razem robimy wszystko z myślą o was. Będziecie mogli robić gry na przyjaznej i znajomej architekturze. Damy wam tyle mocy ile trzeba. Macie dosyć dławienia się na pamięci operacyjnej? Wrzucimy do tej maszynki 8 GB kosmicznego GDDR5, tylko proszę zróbcie dla nas dobre gry”. Tak odebrałem ten przekaz i ucieszyłem się, bo mimo wszystko mam nadzieję, że nowe możliwości zostaną wykorzystane z rozwagą, ambicje twórców urosną proporcjonalnie, a my otrzymamy tytuły, które pchną wszystko w zupełnie nowe kierunki.

A później usłyszałem przekaz skierowany bezpośrednio do mnie i znowu coś zazgrzytało: “Hej, hej ty tam, nasz potencjalny konsumencie, nie zapomnieliśmy o tobie. Zobacz, będziemy pomagać ci w zakupach, zintegrujemy nasz system z twoimi portalami społecznościowymi, ułatwimy ci komunikację i interakcję z przyjaciółmi. Będziesz mógł nagrywać filmy i dzielić się nimi z calutkim światem, zobaczysz będzie fajnie”. Mam wrażenie, że te wszystkie socialbajery są już adresowane do zupełnie innego odbiorcy i nawet trochę mi głupio, że najwyraźniej nie pasuję do modelowego gracza z wizji Sony, a prawdopodobnie jeszcze mniej do przyszłej kontrwizji Microsoftu. Znaczy, tyle zgrabnie brzmiących featerów, a mi jakby one zupełnie do niczego.

No tak, skoro już jestem przy temacie to zanim zdejmę płaszczyk konserwatywnego gracza żyjącego przeszłością, chciałbym podzielić się jeszcze jedną refleksją. W całe to spotkanie, gdzieś ukradkiem wkradła się subtelna ironia. Przynajmniej trzy prezentowane gry (cztery jeżeli uznać, że technologiczne demo Agni’s Philosophy przeistoczy się w coś konkretnego)  wykorzystało jak najbardziej aktualne źródła niepokoju w nowoczesnym, globalnym społeczeństwie: atak terrorystyczny (Killzone), totalna kontrola i inwigilacja ze strony rządu (Infamous) oraz zanik prywatności w obliczu wszechogarniającej sieci (Watch Dogs). W trakcie prezentacji motywy te miały chyba służyć jako znajome i skuteczne haki emocjonalne na publiczność. I kiedy tak wsiąkało we mnie przesłanie zawarte w Watch Dogs, nie mogłem się nie uśmiechnąć, przypominając sobie jak kilka chwil wcześniej Andrew House roztaczał przed publiką wizję konsumenckiej utopii, w której PlayStation 4 miałoby skrzętnie gromadzić informacje o naszych upodobaniach i preferencjach, do tego stopnia zresztą, by mieć możliwość z wyprzedzeniem rozpoznawać nasze potrzeby. Załóżmy przez moment, że systemy te będą działać tak dobrze jak chcieliby tego spece od marketingu. Wyobrażam sobie, że gdyby moja konsola, niezależna ode mnie, była w stanie z wyprzedzeniem ściągnąć gry, którą dopiero zamierzam kupić, by w ten sposób zrobić mi niespodziankę, udowadniając przy tym jak dobrze mnie zna… byłoby to ciekawe, choć jednocześnie dziwnie niepokojące doświadczenie.

Kiedy Nate Fox reprezentujący studio Sucker Punch, wyszedł na scenę, by ze spojrzeniem natchnionego poety naszkicować tło wydarzeń najnowszej odsłony Infamous, wygłosił   pompatyczną, ale przecież niepozbawioną prawdy przemowę o zagrożeniach wynikających z nadmiernej kontroli społeczeństwa. Zakończył dobrze znaną i uniwersalną formułką: ceną jaką przychodzi nam zapłacić za bezpieczeństwo, często bywa nasza wolność. Tymczasem Sony w trakcie konferencji zaproponowało wielokrotnie banalniejszą transakcję, tę samą zresztą, którą od lat oferują nam wszyscy potentaci techno-informatycznego biznesu. Oferta brzmi: więcej wygody w zamian za mniej prywatność. Wybaczcie jeżeli brzmi to jakoś wyjątkowo naiwnie,  naprawdę zdaje sobie sprawę jak do tego typu wymiany dochodzi dyskretnie i bezboleśnie od pewnego czasu. Uderzyło mnie tylko jak Sony postanowiło wyraźnie zwerbalizować warunki tej transakcji, gładko wchodząc w niemal huxleyowską retorykę szczęśliwego konsumenckiego nadzoru. Nie wiem czy przestanę się kiedyś dziwić jakim to sposobem udała się ta sztuka; to co jeszcze do niedawna mogło wydawać się  niepokojącą i przykrą koniecznością w jednej chwili przemienione zostało w innowacyjną i pożądaną usługę.

Nagle poczułem się staro.

Gawełko
23 lutego 2013 - 01:04