O trzecim Wiedźminie i pochopnych wnioskach Anity Sarkeesian - Gawełko - 1 czerwca 2015

O trzecim Wiedźminie i pochopnych wnioskach Anity Sarkeesian

Jak głosi pewna sympatyczna (lecz nie do końca wiarygodna) anegdota, w latach 70. XX wieku chiński premier zapytany przez Henry’ego Kissingera o skutki wielkiej rewolucji francuskiej, odparł ze spokojem, iż jest jeszcze za wcześnie, żeby można było coś na ten temat powiedzieć. To zaskakujące, a na gruncie myśli zachodniej komiczne twierdzenie, mogłoby stanowić piękny przykład wschodniej powściągliwości, uczącej jak ważny jest dystans i perspektywa przy wyrażaniu sądów o rzeczywistości społecznej. Zdaje się, że podobnej dyscypliny trzyma się cały gameplay.pl, na którym do tej pory nie znalazłem najmniejszej wzmianki o sprawie GamerGate, żadnego komentarza, ni w jedną ni w drugą stronę. Rozumiem i doceniam – możliwe, że jest jeszcze za wcześnie na rozsądną analizę  osobiście jednak, jako impulsywna dusza i znany mąciwoda, dłużej tej ciszy nie wytrzymam i muszę sobie pozwolić na drobny komentarz. Zresztą chyba niepotrzebnie biję teraz pianę. Afera #GG będzie tylko tłem do trochę innej opowieści. Tak naprawdę chciałbym napisać o niebezpiecznych skutkach zachłyśnięcia się własnymi racjami, czyli o tym skąd u Anity Sarkeesian tyle pochopnych wniosków na temat Wiedźmina 3. Ale żeby do tego dotrzeć, trzeba będzie zacząć od początku.

1.

Z kronikarskiego obowiązku oraz przez wzgląd na czytelników nieśledzących całego zamieszania, wypadałoby wyjaśnić kim jest Anita Sarkeesian i dlaczego od dłuższego czasu znajduje się na językach graczy na całym świecie. Zatem w telegraficznym skrócie: pani Sarkeesian to założycielka Feminist Frequency, strony zajmującej się analizą i krytyką współczesnej popkultury przy wykorzystaniu metodologii i narzędzia koncepcyjnych wypracowanych w ramach klasycznej teorii feministycznej. To skrupulatna robota polegająca na dokładnym rozdrabnianiu wytworów popu i uważnym przyglądaniu się kawałeczkom, odmierzając stężenie patriarchatu, tudzież wyłapywaniu co bardziej seksistowskich stereotypów.

źródło: feministfrequency.com

Jakiś czas temu Anita, razem Jonathanem McIntoshem, udali się na platformę Kickstartera z inicjatywą stworzenia serii filmów na temat stereotypowych kobiecych ról w medium gier wideo. W sumie cała rzecz sprowadzała się do przeprowadzenia prostej analizy, z jakiej FemFreq była do tej pory znana. W każdym odcinku wyróżniony został pewien typ idealny stereotypu, np. "dama w opresji", "dekoracja tła", po czym przystępowano do przyporządkowania kolejnych, mniej lub bardziej znanych kobiecych postaci ze świata gier do danej kategorii. Zabieg miał na celu dobitne zilustrowanie myśli krytycznej, wedle której: kobiety w przytłaczającej większości gier wideo są postaciami jednowymiarowymi, a twórcy gier zbyt często ograniczają się do powielania uproszczonych schematów.

2.

Jestem zdania, że twórczość krytyczna bez względu na dziedzinę, której dotyczy, powinna w pierwszej kolejności stanowić wyraz subiektywnych przemyśleń i upodobań krytyka, stojącego na straży własnych wartości estetycznych. W tym sensie seria Tropes vs Women in Video Games, postrzegająca branżę gier wyłącznie przez pryzmat akademickiej teorii wypracowanej ponad 20 lat temu (tzw. feminizm trzeciej fali), nie mogła okazać się projektem wnoszącym jakąś szczególnie świeżą perspektywę. Z drugiej strony autorzy z FemFreq wcale nie mieli takiego zamiaru.

Intencje Anity Sarkeesian zawsze wydawały mi się szczere, a jej ogólna diagnoza czy też przesłanie, jakoby współczesne gry stanowiły przygnębiająco homogeniczne medium dla dużych chłopców, stanowiło wartościową opinię w szerszej dyskusji o stanie branży, której tak czy inaczej należą się srogie baty za nieustające powielanie tych samych, dawno spłowiałych klisz. Owszem, niektóre z podawanych przez FemFreq przykładów sprawiały wrażenie naciągniętych pod tezę, ale nie wydaje mi się by można było mówić tu o złej woli czy celowej dezinformacji. Z treścią tych filmów można się zgodzić, można mieć zarzuty do pewnych kwestii, można też wzruszyć ramionami i dalej dobrze się bawić. Tak czy tak, poglądy Anity na temat gier stanowiły przynajmniej jakiś wyraz niezadowolenia części odbiorców z obecnego stanu branży. I to samo w sobie miało już pewną wartość.

3.

Sam odbiór materiałów FemFreq w znacznej mierze okazał się jednak daleki od wartościowego. Wszystko za sprawą pojawienia na scenie zorganizowanego ruchu niezadowolonych graczy, znanego jako GamerGate. Okoliczności powstania, postulaty i obecna działalność ruchu to sprawa dość złożona, dlatego jeżeli nie słyszeliście o samej aferze to gorąco zachęcam do lektury opracowań, najlepiej z różnych źródeł. Dość powiedzieć, że wśród ludzi kontestujących obecny stan branżowego dziennikarstwa znalazła się również wyjątkowo radykalna grupa (to daleko idący eufemizm), biorąca na celownik wielu dziennikarzy, którym dorobiono gębę, tak zwanych, Social Justice Warriors. Do grona SWJ zaliczona została również Anita, od tamtej pory zmagająca się z nieustającym strumieniem paskudnej mowy nienawiści, wyrażanej głównie poprzez media społecznościowe.

actuallyethics.tumblr.com

Jestem pewien, że w innych okolicznościach materiały Anity mogłyby okazać się przyczynkiem do ciekawej dyskusji i cywilizowanej polemiki, jednak w obecnej sytuacji większość “argumentów” po obu stronach sprowadza się wyłącznie do przejawów jawnej agresji i plucia jadem. Szansa na zdrową dyskusję przestała istnieć, a konflikt światopoglądów przerodził się w wojnę totalną między coraz bardziej spolaryzowanymi stanowiskami. Nie trzeba wiele wysiłku, by zrozumieć, że z perspektywy Anity, cała sytuacja od dawna musiała wyglądać tak jakby ona i jej zwolennicy znaleźli się w oblężonej twierdzy, dokoła dostrzegając wyłącznie rozwścieczonych przeciwników, z którymi nie można się dogadać. Z takiej perspektywy wszystko zaczyna przypominać zagrożenie i każda okazja wydaje się dobra do potwierdzenia swoich racji. 

4.

W tych niefortunnych okolicznościach pojawia się Wiedźmin 3. Pierwsze krytyczne uwagi ze strony FemFreq, podane w maksymalnie skrótowy sposób za pośrednictwem twittera, ograniczają się do ogólnikowych oskarżeń, mających bardzo nieprofesjonalny posmak. Jonathan McIntosh uważa, że główny bohater jest typowym, niewyrażającym emocji twardzielem bez serca, natomiast Anita zwraca uwagę m.in. na to jak bandyci walczący z Ciri nie oszczędzają jej wyzwisk degradujących status kobiety. Te oraz inne, wysoce kłopotliwe zarzuty, zostały już poddane ostrej krytyce ze strony Adriana Chmielarza oraz Erika Kaina z Forbes. Odnoszę zresztą wrażenie, że każdy kto miał już okazję zagrać w Wiedźmina, intuicyjnie rozumie jak dalece krzywdzące i niesprawiedliwie okazują się w tym wypadku uwagi FemFreq. Charakterystyczne jest też jak oskarżenia o propagowanie przez CDP Red szkodliwych patriarchalnych wzorców zostały wygłoszone automatycznie, niejako z rozpędu zaciągając Wiedźmina pod pręgierz za winy innych wysokobudżetowych produkcji.

Odtąd w tekście pojawi się kilka drobnych spoilerów z regionu Velen.

źródło: games.on.net

Kiedy w recenzji Polygon znalazłem wzmiankę o tym jak jedna ze scen przedstawiających męża znęcającego się nad żoną została wykonane w sposób niepokojący i niesmaczny, pełen dobrej woli dla opinii autora zakładałem, że będziemy mieć do czynienia z jeszcze jednym przejawem fabularnego upośledzenia gier. Bo też i nie byłby to pierwszy ani ostatni przykład nieporadności wielkich produkcji przy przedstawianiu zawiłych kwestii społecznych w przesadnie uproszczony sposób. Teraz, mając niemal pewność, że autor recenzji Arthur Gies miał na myśli ciąg zadań dla Krwawego Barona, popadłem w nie lada zagwozdkę. Oto bowiem relacja między postaciami Barona i Anny okazują się być jednym z najbardziej zniuansowanych przedstawień przemocy rodzinnej (zarówno fizycznej jak i psychicznej) w grach w ogóle, a twórcy podeszli do tematu z odpowiednią dozą wrażliwości, starannie oddając skomplikowane relacje ludzi uwikłanych w toksyczny, wyniszczający związek. Sytuacja wydaje się być więc zupełnie odwrotna niż wynikałoby to ze słów Giesa. I w tym tkwi cały problem. Doceniam wysiłki ludzi starających się wytykać branży wszelkie przejawy męskiego szowinizmu. Wiem również, że zwolennicy FemFreq chcą pozytywnej zmiany i przełamania status quo w wielu kwestiach, które nadal tego wymagają. Ale przecież tego typu krytyka nie może ograniczać się do przyjmowania postawy feministycznej wersji psa Pawłowa, formułującego wnioski na zasadzie bodziec-reakcja, gdzie bodźcem jest każdy, choćby nie wiem jak powierzchowny przejaw seksizmu, a reakcją moralne oburzenie i oskarżenia produkowane na jedno kopyto. Postępując w ten sposób krytycy w najlepszym razie narażają się na śmieszność, w najgorszym na zakłamanie. W obu przypadkach podkopując własny autorytet.

5.

Jest w nowym Wiedźminie takie humorystyczne zadanie. Starsza pani prosi Geralta o pomoc przy naprawie zniszczonych kapliczek pewnego bóstwa. Okazuje się, że za dewastacją stoi grupka przemądrzałych żaków z Oxenfurtu, na których Geralt natrafia przy ostatniej, jeszcze niezniszczonej rzeźbie. Dumny przywódca grupy podchodzi do wiedźmina, wypluwając lakoniczną formułkę o „śmierci bogów” i pozbywaniu się „opium dla ludu”. Ot taki zlepek haseł z Nietzschego i Marksa, wypowiadany z typowym manieryzmem studenta, który po przeczytaniu kilkustronicowego streszczenia jest już przeświadczony o własnej intelektualnej i moralnej wyższości (oj, zna się to z autopsji).

Początkowo zadanie skojarzyłem z wykorzystywanym przez Sapka motywem naśmiewania się z oderwanych od rzeczywistości jajogłowych teoretyków, mieszających się w sprawy, o których w gruncie rzeczy nie mają pojęcia (np. rozmowa na barce o potworze z rzeki w “Krwi Elfów”). Teraz mam wrażenie, że przedstawiona tam sytuacja stanowi niezłą ilustrację zachowania niektórych zwolenników FemFreq (nie tylko ich). Teoria feministyczna na przestrzeni lat bez wątpienia odegrała znaczącą rolę w walce o równouprawnienie kobiet. Niestety każda teoria społeczna sprowadzona do garstki efekciarskich frazesów może stać się niebezpiecznym narzędziem. Sugestywny obraz bandy nadgorliwców umilających sobie czas bezmyślnym przetrącaniem kulturowych artefaktów, usprawiedliwiając ten przejaw głupoty odwołaniem do idei, których na dobrą sprawę nie rozumieją, to uniwersalna i wciąż nazbyt aktualna przestroga.

Gawełko
1 czerwca 2015 - 15:58