Don’t Starve to bardzo intrygująca i oryginalna gra. Połączenie Minecrafta, Harvest Moon, survivalu i atmosfery żywcem wyjętej z filmów Tima Burtona.
Cel w Don’t Starve jest całkiem prosty – mamy przetrwać. Nie jest to jednak proste, ponieważ odzyskujemy świadomość w bardzo dziwnym, choć pragmatycznym, świecie. Całe szczęście nasz nowy wymiar jest pełen surowców, które będziemy mogli łączyć w pomysłowe kombinacje; narzędzia, pułapki, kapelusze (niech żyje moda nawet w zaświatach!), pancerze, schronienie, magia, broń, kuchenne klamoty, potężne machiny alchemiczne. Crafting jest bardzo pomysłowy i wciągający. Świat jest bogaty w surowce, co nie oznacza, że łatwo je zdobędziemy. Nieraz będziemy musieli się naprawdę napocić i nachodzić za kilkoma elementami. Wole nie opisywać wszystkich zależności, ponieważ mają one całkiem logiczne konsekwencje, aby je poznać czasem będziemy musieli stracić życie. Przetrwanie w tym osobliwym świecie sprowadza się do dbania o nasz żołądek. Dzięki zaradności będziemy mogli polować na króliki, ptaki, świnie i wiele innych dziwacznych stworzeń. Jeżeli brzydzicie się krzywdzeniem zwierząt a kochacie przemoc wobec roślin, to możecie postarać się kroczyć ścieżką zen. Jagody, nasiona, marchewki z pewnością sprostają tej diecie. Wraz z progresem będziemy mogli tworzyć własny warzywniak, ogród czy pszczelą pasiekę (wiwat Harvest Moon, ale bez prognozy pogody codziennie nad ranem). Uniezależnienie się od kultury zbieracko-łowieckiej nigdy nie było tak przyjemne. Zanim jednak dojdziemy do takiego luksusu, to będziemy musieli przetrwać niejedną noc. Po pracowitym dniu czeka nas, jak to bywa, ciemność. Przeżyjemy ją tylko dzięki blaskowi ognia, jeżeli wyjdziemy poza nikłe światło, to możemy pożegnać się z naszą (nie)egzystencją. Zagrożenie wydaję się przewidywalne? Cóż, nie wszystkie stworzenia będą do nas pokojowo nastawione podczas grabieży ich legowisk. Pająki, czasem świnie, dziwne macki zamieszkujące bagna, hybrydy słoni, bizonów i ptaków. Moim ulubionym przeciwnikiem jest Deerclops, czyli jeleń z jednym okiem. Poza tym nawiedzi nas czasem zabójcza wataha wilków. Wysepka, na której się znajdujemy ma kilka stref geograficznych i klimatycznych, choć to bardzo szczodre określenie na tereny różniące się podłożem i wegetacją w Don’t Starve, ale zmiana krajobrazu jest zawsze miła dla oka.
Skoro mówimy o wizualnych przyjemnościach, to muszę wytłumaczyć się z tytułu owego tekstu. Gra ma w sobie ten niepokojąco-komediowy klimat wyciągnięty z filmów Burtona. Czarny humor, zaświaty, dziwność. Poza tym Wilson, pierwsza postać w grze, jest uderzająco podobna do demonicznego balwierza Sweenyego Todda. Nie mogę też pominąć pewnej konotacji: rysów twarzy Wilsona z pewną piłką, którą tak bardzo upodobał sobie Tom Hanks w pewnym filmie. Gra wygląda niewiarygodnie. Animacje są piękne i proste, fale otaczające wyspę biją kreskówkowym charakterem greckich waz, nikły blask ognia oświeca swym promieniem skrawki terenu, odgłosy rąbanego drzewa roznoszą się lekkim echem, pomruki z ciemności mrożą krew w żyłach. Nad grą unosi się jednak wspomniany czarny humor, który zamienia trwogę w intelektualną zabawę. W Don't Starve można dopatrzyć się również znamion baśni, ale odbitych w krzywm zwierciadle. Komentarze postaci są bardzo erudycyjne, złowieszcze i inteligentne. Mój ulubiony cytat pojawia się po ścięciu trawy : „I cut it down in the prime ot it’s life” (Kochanowski gdzieś płacze w kącie). Zresztą muzyka w menu jest esencją całej gry.
Don’t Starve jest pozytywnym zaskoczeniem, ponieważ pochodzi z Klei Entertainment. Studio znane jest z serii Shank i Mark of the Ninja, które również posiadają ciekawą szatę graficzną. Jak już pisałem wcześniej: proces uniezależnienia się od kultury zbieracko - łowieckiej nigdy nie był tak przyjemny, więc czemu nie mielibyście spróbować?