Bonfire - miniaturka RPG którą warto przeklikać - Hed - 26 kwietnia 2013

Bonfire - miniaturka RPG, którą warto przeklikać

Bonfire - polska miniaturka RPG w Twoim domu.

Kilka dni temu pojawiła się wersja alfa gry Bonfire, tworzonej przez studio MoaCube, założone przez Polaków. Obserwuję tego dewelopera od czasów Cinders, wizualnej noweli, która podobno trafiła do swojego niszowego odbiorcy (na marginesie dodam, że raczej nie byli nim gracze z naszego kraju). Tym razem mamy do czynienia z czymś, co teoretycznie może zainteresować prawie każdego gracza: miniaturkowym, dość zmyślnym RPG. Nie zamierzam nikogo przekonywać, że koniecznie musi w to zagrać. Jeśli jednak lubicie proste w obsłudze, a jednocześnie wymagające produkcje, zapraszam do dalszej lektury. Przysiądźcie się do ognia i posłuchajcie mojej historii…

...i witamy po krótkiej przerwie. Jednak kliknęliście, żeby dowiedzieć się więcej o Bonfire. I dobrze, bo zanudzać Was nie będę. Do rzeczy, panie i panowie, bo strawa nam stygnie a przepowiednia smoka głosi, że... Ok, kończymy z tym rolplejowym-high-fantasy bełkotem.

Bonfire to trochę tak jakby wyjąć system walki z typowego turowego jRPG i zbudować na tej bazie grę. Nie oznacza to całkowitej rezygnacji elementów erpegowych, ale raczej uproszczenie ich do granic możliwości. Dzięki temu nie będziemy potrzebowali całego akapitu na opis fabuły. Wystarczy jedno zdanie: grupa bohaterów rusza do walki ze złymi siłami. ŁUP ŁUP ŁUP - to kolejne rozdziały tej wielowątkowej i obfitującej w dramatyczne chwile historii (tak naprawdę z czasem pojawiają się pewne nowe wątki, ale na potrzeby tego wpisu zamierzam je pominąć).

Fabuła: undeady! Zabijmy je, PONOWNIE, ok?

Zamiast otwartego świata, miliona questów i wyborów moralnych, z których lubię szydzić na równi z Piotrem, dostajemy tu wiec szereg misji z przeciwnikami dobieranymi w pewnym zakresie losowo. Każde z zadań wieńczy też walka z bossem, który zwykle jest nieporównywalnie trudniejszy od regularnych pomiotów zła. Misje są podzielone na segmenty - bitwy, spotkania z innymi postaciami lub plansze ze skrzyneczkami, które zawierają pewne przedmioty. Nie wiem jak Wy, ale ja skrzyneczki ubóstwiam i jak tylko jakąś zobaczę, pędzę, żeby sprawdzić co jest w środku (spokojnie, do szafek i szuflad nikomu zaglądać nie będę).

Mówiłem już o tym, że wszystko jest tu uproszczone - dotyczy to także ekwipunku i rozwoju. Pomiędzy misjami możemy ulepszyć jedną z paru statystyk postaci lub odblokować specjalne dodatki, np. więcej miejsca na przedmioty (walutą jest złoto - spokojnie, zdobywane tylko w grze, mikroplatności tu nie ma). Samych przedmiotów nie gromadzimy - zdobywamy i używamy ich w toku danego zadania, po zakończeniu którego przepadają. Są też poziomy doświadczenia, a jakże, z tym, że zdobywamy je również w ramach poziomu. Wbrew pozorom są przydatne, bo eliminują "głębokie rany" i odnawiają życko... znaczy się życie postaci. Przeklęty klocuch i jego growe neologizmy...

Będzie łubudubu - nekromanci wkroczyli do akcji.

Siłą Bonfire jest sposób skonstruowania systemu walki i interfejs. Zacznę od drugiego elementu, bo jest on prosty jak kliknięcie myszką. Dosłownie, bo w grze wszystko obsługujemy jednym przyciskiem. Odlotowe kontekstowe rozwiązanie (zastrzegam sobie prawa autorskie do tego nośnego marketingowo sformułowania). Postacie dysponują zwykle trzema opcjami - dostępnymi kiedy nakierujemy kursor na nie same, na ich kompanów lub na wrogów. Przykladowy „Monk” (detektyw monk?) może więc kolejno rzucić czar sanktuarium (sprawiający, że wrogowie nie mogą go uderzyć w ich turach), uleczyć kogoś lub zadać cios penetrujący zbroję. W podobny sposób funkcjonują wrogowie - mają maksymalnie trzy opcje działania. Co ciekawe, możemy w każdej chwili je podejrzeć, aby przygotować się na to, co nas czeka. Składową systemu walki jest także inicjatywa, określająca kolejność ataków. Świadomości tego nabieramy w bitwie z duchami, których chuchnięcia „spowalniają” postacie.

Ci z Was wyposażeni w bogatą wyobraźnię i nieludzki intelekt zapewne połączyli sobie już w głowach powyższe informacje i wiedzą czym jest Bonfire. To wymagająca gierka, która premiuje zmysł taktyczny, ale też nie karze całkowicie za porażki. Nawet nieudana wyprawa jest nagradzana złotem i dostarcza doświadczeń. Z czasem uczymy się nowych, prostych taktyk, powiększamy drużynę i odblokowujemy sprzęt. Konstrukcja gry jest przez to przyjemna i doskonale pasuje do mojej sytuacji życiowej - na gry spoza zainteresowania zawodowego mam mało czasu, a tu mogę wpaść na kilkanaście minut, żeby rozegrać jakieś starcie. Przy tej niemal casualowej oprawie, sterowaniu i długości walk, Bonfire ma w sobie jakiś głębszy zamysł. Ma to coś, co odróżnia grę od wąchania kleju. Produkcja MoaCube może w podobnym stopniu zapewnić eskapistyczny moment, ale raczej nie ma tak druzgoczących efektów jak druga ze wspomnianych życiowych "atrakcji".

Skrzyneczkaaaaaaaa.

Przyznam, że nie zagrałbym w Bonfire widząc same obrazki i nie wiedząc, kto robi grę. Wyjaśniam od razu, że nie stylistycznie produkcja jest w porządku i doceniam pracę włożoną w stworzenie postaci i innych obiektów. Chodzi o to, że obecnie takie kolorowe, uproszczone wizualnie tytuły bardzo kojarzą się z Facebookiem. Natomiast gry z serwisu Zuckerberga przywodzą dość pejoratywne odczucia. Przypomniał mi się chociażby Dragon Age: Journey, z którym spędziłem kilkadziesiąt minut i dzisiaj tego żałuję. Gra była w zasadzie ok, ale cały czas grając oczami wyobraźni widziałem biznesmanów tarzających się w stercie pieniędzy zarobionych na bogu ducha winnych graczach. Postanowiłem nie być jednym z nich.

Bonfire jest na szczęście inny - czuję tu grę, a nie aplikację do wyciągania kredytów i budowania „społeczności”.  MoaCube stworzyło małą, pomysłową i całkiem uzależniającą rzecz. Z tego względu pozwolę sobie na małą odezwę i poradę wykraczającą poza temat gier: nie dajcie zwieść się pozorom. Nie każda gra, która na obrazku wygląda jak aplikacja z facebooka jest kiepska. Bonfire jest wręcz naprawdę interesujący, o czym świadczy to, że nieprzymuszony przez nikogo piszę ten tekst (autor gry obiecał, że wypuści moją rodzinę jak będą superlewa… superlatywy).

Wygraliście! Dotrwaliście do końca artykułu. Prawie, bo ostatnie zdanie to:

Zażartowałbym, że MoaCube rozpaliło we mnie ogień, ale boję się, że po tym steku bzdur i kiepskich żartów nie wytrzymacie kolejnego tak głodnego kawałka.

 

Bonfire obecnie znajduje się w wersji alfa, którą można kupić za niecałe 8 dolarów. Na stronie oficjalnej znajduje się też darmowe demo dla PC/Mac.

Hed
26 kwietnia 2013 - 08:33