Kierunek? Powiśle - Globtroter#3 - Cristal - 20 maja 2013

Kierunek? Powiśle - Globtroter#3

Leniwe sobotnie popołudnie jest świetną okazją do odkrycia innego oblicza Warszawy. Stolica w ostatnich latach przeżywa renesans i ciekawe inicjatywy wypełniają przestrzeń publiczną. Chcemy  (wspólnie z moją dziewczyną) wyróżnić miejsca szczególnie zasługu­jące na uwagą, więc zapraszam Was na wyprawą po Powiślu - jednej z najintensywniej żyjących dzielnic Warszawy.

Ponieważ prawdziwą przyjemność sprawia mi jedzenie i odkrywanie nowych smaków, pierwsze kroki skierowałam ku klubokawiarni sto900 (ul. Solec 18/20). Pamiętałam zachwyt mo­jej przyjaciółki Magdy nad weekendowymi brunchami, gdzie za 24 zł „jesz, ile chcesz”. Według innych znanych mi łakomczuchów, cena, mimo że wydaje się być wygórowana, jest jak najbardziej adekwatna do jakości i różnorodności proponowanych przysma­ków. Lokal sam w sobie to bardzo przyjem­ne miejsce i zachęca do spędzenia leniwego poranka z dobrą gazetą i kubkiem peł­nym kawy. W ciepłe dni można wygrzewać się na patio dzielonym z klubem 1500 m2 i obserwować warszawskie trendseterki od­wiedzające położony w tym samym podwór­ku butik Love&Trade (ul. Solec 18/20).

Kiedy już z delikatnym uśmieszkiem na twarzy dokonałam oceny ich wymyślnych, na pierwszy rzut oka, bardzo niekomfor­towych kreacji, sama weszłam do środka. (A co mi tam!) Gdyby jeszcze tylko mój port­fel był trochę zasobniejszy to przysięgam, znalazłabym się w „siódmym niebie". Nie mniej, skończyło się jak zawsze. Odłożyłam wszystko na wieszak, dokonawszy uprzed­nio skomplikowanych obliczeń jednoznacz­nie wskazujących, że na nic mnie nie stać. Pomimo mojej płytkiej kieszeni, będę mia­ła w pamięci ten adres (polecam zaintere­sować się asortymentem również panom!). Z pełnym i bardzo zadowolonym brzusz­kiem, wybrałam się na spacer wzdłuż uli­cy Solec, skręcając następnie w Ludną.

Idąc cały czas prosto dotarłam do osiedla „Lud­na", będącego przykładem pięknego powo­jennego modernizmu. Budowę rozpoczęto w latach 60. i zgodnie z ówczesnymi zało­żeniami, starano się zachować jak najwięcej przyjaznej dla mieszkańców zieleni (osiedle zbudowano na terenie dawnego Parku Kul­tury i Wypoczynku). Skierowałam się na­stępnie w stronę dobrze znanego wszystkim lubiącym weekendowe rozrywki PKP Powi­śle (ul. Leona Kruczkowskiego 3B), które o tej porze roku świeciło pustkami. Zresztą, odkąd lokalna społeczność postawiła ostre warunki dotyczące swojej koegzystencji z rozpasanymi bywalcami wieczornych im­prez, „Warszafka" przeniosła się gdzie in­dziej.

Szłam dalej wzdłuż pasażu handlo­wego Arkada, w którym nie mieści się nic godnego uwagi oprócz znanego szerokiemu spektrum sklepu Destylatornia (ul. So­lec 81b). Nie wiem, czy to królestwo alkoholi otwarte jest całą dobę, ale na pewno wtedy, kiedy inne sklepy są już zamknię­te. Trochę nieporadnie stanęłam na skrzy­żowaniu ulicy Solec i Alei 3 Maja. Skuszo­na pozytywnymi opiniami, skierowałam się ku knajpie, którą właściciele sami określają jako „miejsce dla ludzi z otwartymi głowa­mi oraz pasją do przyjemnego i kreatywne­go spędzania wolnego czasu”. O ile otwarte głowy będą przydatne do próbowania naj­różniejszych fuzji smaków serwowanych w Solec 44 (nazwa zainspirowana adresem) przez odważnego szefa kuchni, Aleksandra Barona, to miejsce kusi przede wszystkimmiłośników planszówek.

Chciałoby się po­wiedzieć, żc to nic jest kawiarnia, ani na­wet klubokawiarnia, lecz świetlica sku­piająca miłośników spokojnej rozrywki z całego miasta. Jednak „im dalej w las, tym więcej drzew”. Przemieszczając się w stronę BUW-u, coraz więcej jest miejsc, które aż proszą o uwagę. Przede wszystkim bezkon­kurencyjny dla mnie Czuły Barbarzyń­ca (ul. Dobra 31), który oprócz kawiarni jest miejscem pełnym ambitnej literatu­ry. Dodatkowo, jest to niewyczerpane źró­dło inspiracji na gwiazdkowo-urodzinowo-imieninowe prezenty. Na półkach, oprócz książek, znajdziemy bogaty wybór filmów i... Moleskine'ów.

Kilkaset metrów dalej, w dawnej stajni, otworzona została klu­bokawiarnia WarsAndSawa (ul. Dobra 14/16). Miałam przyjemność zawitać tam tylko raz, przy okazji koncertu organizo­wanego przez moich znajomych w bliźnia­czo położonej pracownii ceramicznej. Nic zdążyłam nic zjeść, ale słyszałam zapew­nienia, żc warto pokusić się o małą degu­stację - według właścicieli wszystko jest przygotowywane tylko domowymi sposobami. Wierzę im na słowo, bo ten lokal jest tak przytulny, że czułam się jak podczas wizy­ty u bardzo dobrych sąsiadów. WarsAndSawa ma chyba większe ambicje niż zostanie kolejną klubokawiarnią. Stara się animo­wać życie lokalnej społeczności i udostęp­nia swoje progi dla kreatywnych młodych ludzi, więc warto trzymać rękę na pulsie i interesować się życiem tego małego miej­sca z wielkim potencjałem.

Przepysznym zwieńczeniem dnia okazała się dla mnie wizyta w, bodajże, najlepszej włoskiej re­stauracji w Warszawie mieszczącej się nie­daleko BUW-u. Dziurka od Klucza (ul. Radna 13) jest małą knajpą, którą Maciej Nowak określa jako „miejsce idealne dla księżniczek . Dawno wyrosłam z takich za­baw, ale wiem, że nic nie przebije papardelle z kurczakiem w sosie śmietanowym połączonego z zielonym pesto, miodem i peperoncino dodanym dla smaku. Wi­sienką na torcie jest klasyczna już desero­wa propozycja - rozpływające się w ustach tiramisu Limoncello. Nazwa może być my­ląca - nie znajdziemy tam kawy, lecz na­sączony cytrusową nalewką biszkopt przy­kryty słodkim kremem. Wszystko jest warte grzechu.

Cristal
20 maja 2013 - 20:25