Opowieść o leczeniu zombie miast zwykłego zabijania ich? 'In the Flesh' udowadnia że można! - Jaszczomb - 5 czerwca 2013

Opowieść o leczeniu zombie miast zwykłego zabijania ich? "In the Flesh" udowadnia, że można!

Ile razy już narzekaliśmy na przesilenie nieumarłych w mediach? Od Nocy Żywych Trupów Romero zdążyło powstać ponad 600 filmów, w których nieumarli przybierali różne formy i kształty. Ciężko jednak znaleźć obraz w tej tematyce, który odszedłby od gatunku horroru lub/i komedii. Inwazja zombie to przecież doskonały temat do rozterek moralnych – te jednak zostają zwykle umniejszane kosztem budowania poczucia bezsilności czy efektownych dekapitacji ożywionych zwłok.

Trzyodcinkowy serial BBC In the Flesh postanowił odrzucić podstawę gatunku - odwracające uwagę zabijanie zombie - stawiając na aklimatyzację leczonych zmartwychwstalców w świecie, który jakiś czas temu poradził sobie z ich masowym opuszczeniem trumn.

Rok po Powstaniu, do fikcyjnego, angielskiego miasteczka Roarton powraca nastoletni Kieren Walker (Luke Newberry). Wcześniej zombie, teraz leczony na Zespół Częściowego Obumarcia (Partially Deceased Syndrome) pomaga swoim rodzicom przywrócić pozory normalnego życia sprzed jego śmierci. Przyszłości jednak nie da się przywrócić, a już na pewno nie pomoże w tym jego siostra, Jem, członkini Ochotniczego Oddziału Ludzkiego (Human Volunteer Force), którego zadaniem jest patrolowanie okolicy i ukracanie życia po życiu niedobitkom, choć z braku akcji zadowolą się nawet Zgnilcami (Rotters – wyleczeni zombie).

To co wyróżnia In the Flesh od innych seriali czy filmów to trzymanie widza w napięciu bez uciekania, ukrywania się czy wybijania nieumarłych. Ani horror, ani komedia. Najbardziej pasuje mu miano zombie drama. Zgnilce wracają do społeczeństwa jednak muszą maskować bladą skórę make-upem, nosić szkła kontaktowe by ukryć zniekształcone źrenice oraz nie przyswajają jedzenia ani picia. Potrzebują także specjalnego lekarstwa zapobiegającego powrotom do dawnego stanu, nie bez skutków ubocznych.

Serial stawia na głowie odwieczne pytanie, jakie zadają sobie bohaterowie filmów przed zabiciem innej, przemienionej osoby – „Czy on jest jeszcze człowiekiem?”. Już samo to nie jest proste, a tu mają świadomość, że można taką osobę wyleczyć. Czy można wyleczonego uznać za człowieka, wybaczając wcześniejszy kanibalizm?

Uczestnicząc w obiadach rodzinnych, Kieren stara się przynieść spokój ducha rodzicom, mimo że nie jest w stanie trawić jedzenia.

Początkowy uśmiech politowania naiwnym „leczeniem zombie” zastąpiły uniesione brwi – twórcy umieją zaszokować. Postacie są wiarygodne i wiarygodnie nieprzewidywalne. Nic nie jest tutaj podane na tacy – każdy mieszkaniec Roarton ma własne zdanie na temat Powstania i Zgnilców, które możemy wyczytać z jego zachowania, lecz specjalnie się z tym afiszować nie będzie. Ruch Ochotniczy wciąż działa bezkarnie i z braku zagrożenia przyczepią się do czegokolwiek.
Można narzekać na niski budżet, miasteczka i okolice nie wyglądające, jakby przeszły inwazję zombie czy makijaż głównego bohatera. Tutaj jednak tematem przewodnim jest reintegracja społeczna tych, którzy dostali wątpliwą drugą szansę. Takiej wariacji wyświechtanego motywu nieumarłych warto dać szansę, tym bardziej że już w przyszłym roku powróci z drugim, bogatszym w odcinki sezonem.


Polskie nazwy wziąłem z nieoficjalnego tłumaczenia serialu, jeno ich „Gnidy” zamieniłem na „Zgnilców”. Tak czy inaczej – polecam oglądać w oryginale.

Jaszczomb
5 czerwca 2013 - 17:41