'Czarny Pryzmat' Brent Weeks - evilmg - 26 października 2013

"Czarny Pryzmat" Brent Weeks

Magia w książkach fantasy jest wykorzystywana nagminnie. Wielu znawców tematu rzeknie, że jest ona znakiem rozpoznawczym gatunku. Nic więc dziwnego, że przerobiliśmy już różne, różniste podejścia do tematu. Magia była biała, czarna, różowa, bojowa, dobra, zła, neutralna itd. Każdy autor miał własne podejście. Tymczasem "Czarny Pryzmat" serwuje nam coś zupełnie innego, a jest to tym ważniejsze, że czary są nieodłącznym elementem życia głównych bohaterów "Pryzmatu". Magia daje moc, ale nie za darmo... 

Gavin jest pryzmatem. Nie, nie chodzi mi o ten fikuśny dyngs, który dzieli światło, choć zasada jest podobna. W wykreowanym przez Weeksa świecie magowie zależni są właśnie od światła. Każdy z nich specjalizuje się w innym rodzaju magii – reprezentowanych przez wszystkie kolory tęczy i dwie barwy niewidoczne gołym okiem. Żeby być w stanie używać swych niezwykłych umiejętności magowie potrzebują światła i rzeczy w barwie ich specjalizacji, która posłuży za swoisty katalizator. Dowcip polega na tym, że używanie tych mocy odciska swoje piętno na psychice krzesiciela (tak tu magów nazywają) co prędzej czy później doprowadzi go do szaleństwa. Pryzmat jest doskonalszą formą krzesiciela – potrafi używać każdego koloru i dysponuje znacznie większą mocą, ale i on prędzej czy później zostanie zniszczony przez swą moc. Żeby dopełnić obrazu całości trzeba dodać, że pryzmat jest postrzegany też jako pośrednik między ludźmi, a lokalnym bogiem, Orholamem. Właśnie ten człowiek, piekielnie potężny krzesiciel i pomazaniec boży odkrywa pewnego pięknego dnia, że ma syna.

Bękart stanowi problem dla każdego mężczyzny z wyższych sfer, a co dopiero dla kogoś takiego jak pryzmat. Kip, bo tak ma na imię dzieciak, automatycznie ląduje centrum życia politycznego całego świata i odkrywa, że nie jest to wcale tak przyjemne jak można by zakładać. Jego ojciec ma wielu wrogów. Ludzi, którzy z różnych powodów go nienawidzą, ale dzięki jego mocy i pozycji nie są w stanie go tknąć. Kip to co innego. Każdy kto zechce ukarać pryzmata za jego błędy będzie mógł mścić się za doznane krzywdy na bezbronnym dzieciaku. Co ciekawe postać Kipa wymyka się poza standardowy szablon młodocianego bohatera, który odkrywa, że jego przeznaczeniem jest wielkość. Kip ma niewiele wspólnego z szlachetnymi od urodzenia bohaterami bez zmazy i skazy. Chłopak ma sporą nadwagę, jest niezdarny, niezbyt rozgarnięty i ma zdecydowanie zbyt długi jęzor, słowem: nadchodzą kłopoty.

Weeks świetnie operuje słowem dzięki czemu „Czarny Pryzmat” czyta się bardzo dobrze. Fabuła wciąga, jest pełna zwrotów akcji i zaskakujących wydarzeń. Obrazu dopełniają dobrze zbudowane postaci, które mają własne słabości, sekrety i zwyczaje. Czytając „Czarny Pryzmat” miałem wrażenie, że autor dołożył wszelkich starań by uczynić swoich bohaterów jak najbardziej realistycznymi. Skutkiem tego jest złożoność ich charakterów – tutaj właściwie nie ma postaci, którym bez wahania przykleiłbym łatkę „złych” czy „dobrych”. Szybko poznajemy motywy kierujące postępowaniem poszczególnych bohaterów i tajemnice, które chcą chronić. Dzięki temu wiemy do czego mogą się posunąć by osiągnąć swoje cele, a czego nigdy nie zrobią. Wszyscy balansują gdzieś między dobrem a złem. No, może poza Kipem, który czasem wydaje się zbyt głupi żeby zboczyć na złą ścieżkę ;)

Myślę, że „Czarny Pryzmat” można z czystym sumieniem polecić każdemu fanowi fantasy jako dobrą odskocznie od naszego szarego świata. „Pryzmat” jest świetnie napisaną książką i ciekawym wstępem do nowej sagi Weeksa. Miło zobaczyć, że autor ten nie zamyka się w świecie skrytobójców znanych z Trylogii Nocnego Anioła.

evilmg
26 października 2013 - 22:34