Jestem prawdopodobnie jednym z największych fanów studia Arcen Games w Polsce. To nie brak skromności, lecz fakt, że ten deweloper ma tylko jedną naprawdę rozpoznawalną grę: AI War. Na moim blogu opisywałem ich kolejne produkcje – dwie odsłony A Valley Without Wind. Pierwsza z nich zapowiadała się nieźle, ale okazała średnia. Druga, zapowiadała się średnio, a okazała się naprawdę dobra (o czym pisałem w recenzji A Valley Without Wind 2). Deweloperzy udowodnili, że potrafią przyznać się do błędu, mówić o tym otwarcie i wyciągnąć wnioski na przyszłość.
Nawet ja, osoba całym sercem sprzyjająca Arcen Games, nie byłem w stanie nadążyć za ich tempem i odpuściłem dwie kolejne gry: podobno niezłego Shattered Haven i świetnego zdaniem wielu Skyward Collapse. Po Bionic Dues, najświeższej produkcji studia, nie mam wątpliwości, że będę musiał nadrobić zaległości. Powód jest prosty: to bardzo ciekawa i dobra gra, przez którą ze dwa razy wstałem wcześniej niż zwykle, żeby trochę pograć przed pracą (czyli graniem w coś innego, chociażby GTA Online, o którym pisałem niedawno).
Dlaczego ciekawa? Czemu dobra? I co to do cholery jest Bionic Dues?
Tyle roboty, tak mało czasu
Bionic Dues można opisać w paru prostych zdaniach, bo gra z premedytacją została zaprojektowana jako coś stosunkowo niewielkiego i nie wymagającego poświęcenia dziesiątek godzin. Wcielamy się w dowódcę oddziału czterech mechów, który musi przygotować się na atak armii robotów w zrujnowanym mieście. Uderzenie nastąpi za dokładnie 50 dni i jeśli zostanie przegrane, wojsko zrówna okolicę z ziemią przy pomocy bomby atomowej. Każdego dnia możemy wykonać jedną z misji, które rozgałęziają się od bazy głównej. Misje pozwalają osiągać dwa przeciwstawne rezultaty – osłabić armię robotów lub wzmocnić własne jednostki. Dodatkowo cały czas mamy pogląd liczebności i siły robotów, która wzrasta każdego dnia. Ta wiedza jest ważna, bo istnieją sposoby na to, by przyspieszyć inwazję i zdziesiątkować przeciwnika przed upływem całego przewidzianego czasu.
Już sam opis wydał mi się intrygujący i fajny – to ewidentna koncepcja na grę, którą powtarzasz parę razy, żeby próbować różne konfiguracje lub taktyki. Tym bardziej, że układ misji i same misje są w grze generowane proceduralnie, co w przypadku gier Arcen Games jest normą. Po rozegraniu pierwszego zadania w Bionic Dues wiedziałem, że to po prostu działa. Sukces gry tkwi w kilku elementach.
Najważniejsza jest sama konstrukcja trzonu zabawy, czyli próby przygotowania się na atak robotów. Autorzy dają w tej kwestii kilka podpowiedzi i oferują dokładne opisy konsekwencji, jakie przynoszą dane misje, ale unikają jednoznacznego mówienia o realnych szansach na wygraną. Zadaniem gracza jest ocena własnych sił i takie poprowadzenie mechów, żeby być gotowym na to, co nadejdzie. W tym sensie gra daje poczucie, że zagłębiamy się w sensowny system, który łatwy do rozgryzienia nie jest, ale da się go opanować. Szczególnie, że przy dobrych wiatrach możemy odkryć parę niespodzianek i specjalnych zadań, dających naprawdę sporą przewagę.
Arcen Games to studio niezależne, założone w 2009 roku przez Chrisa Parka. Deweloper ma na koncie bardzo dobrą strategię czasu rzeczywistego AI War, która doczekała się wielu dodatków. Arcen Games stworzyło też gry Tidalis, A Valley Without Wind 1 i 2, Shattered Haven oraz Skyward Collapse. Stylem producenta jest szukanie ambitnych pomysłów na rozgrywkę, mieszanie gatunków oraz wykorzystywanie elementów generowanych proceduralnie.
Turówka akcji
Ulepszanie mechów to chleb powszedni w Bionic Dues – robimy to praktycznie każdego „dnia”, czyli po każdej wykonanej lub oblanej misji. Na marginesie mówiąc, można nie zaliczyć zadania i grać dalej, co zresztą wiąże się z obecnością opcjonalnego trybu „ironman”, w którym nie da się zapisywać gry, więc trzeba znosić dzielnie porażki. Ulepszenia aplikujemy do kilku gniazd, reprezentujących poszczególne rodzaje broni, reaktor, osłony czy chociażby komputer. Świetne jest to, że bardzo rzadko wchodzimy w posiadanie sprzętu jednoznacznie lepszego niż dotychczasowe modele. Bionic Dues stawia więc na jednoczesny progres i kombinowanie. Nie zawsze opłaca się wzmocnić siłę ognia, czasem warto postawić na pojemniejszy magazynek lub pole rażenia. Z tego powodu przesiadywałem w „garażu” zdecydowanie za dużo czasu niż powinienem, dopracowując koncepcję na każdego z mechów. Nie ma większej radości niż przekonanie się w walce, że wymyślona we własnym zakresie taktyka przynosi rezultaty. Moim odkryciem był granatnik – zrobiłem z niego miotacz masowej zagłady na daleki dystans.
Walka z Bionic Dues opiera się na systemie turowym, ale w udany sposób przełamuje stereotypowe poglądy na temat podobnych gier. Przywykliśmy do tego, że „granie na tury” jest powolne, bardzo taktyczne i wymagające intelektualnie. Gra studia Arcen Games nie rezygnuje z tych elementów, a jednocześnie jest zaskakująco szybka. Dzieje się tak, bo na raz kierujemy jednym mechem z opcją zmiany na innego - przemieszczamy się na klawiaturze a celujemy przy pomocy myszy, czyli mniej więcej jak w grach akcji. Każda czynność – ruch, strzał, użycie umiejętności, zmiana robota – oznaczają oddanie inicjatywy robotom, które wykryły naszą obecność i są aktywne. Ten ostatni element sprawia, że prawie nigdy nie musimy walczyć z wszystkimi wrogami znajdującymi się na całej mapie – zwykle stopniowo eliminujemy mniejsze grupy, powoli odkrywając kolejne zakamarki danego miejsca. Starcia są przez to szybkie, dużo w nich wybuchów i zniszczenia – dzięki temu człowiek zapomina, że gra w „nudną” turówkę (gwoli ścisłości, nie uważam „turówek” za nudne, mówię tylko o ogólnym traktowaniu tego gatunku).
Przyznam, że gdyby Bionic Dues opierało się tylko na strzelaniu, mogłoby się znudzić przed upływem wspomnianych 50 dni/misji. Na szczęście w grze można realizować więcej taktyk i większość z nich jest naprawdę zabawna. Da się chociażby działać w ukryciu, w czym specjalizuje się mech Ninja. Można hakować terminale o początkowo nieznanym działaniu – przy pierwszym użyciu każdego z nich poznajemy jego specyfikę. Jest też wirus, którym infekujemy przeciwników, by przekabacić ich na swoją stronę na parę tur. Po jakichś 4-5 godzinach odkryłem, że mam wieżyczki i na własny użytek zamieniłem grę na improwizowany tower defense. Szukanie taktyk i bawienie się dostępnymi środkami daje wymierne efekty – przykładowe wieżyczki pozwoliły mi wygrać wiele misji zbyt trudnych dla mojej ówczesnej floty mechów. Mimo tak wielu możliwości, gra do samego końca pozostaje stosunkowo prostolinijna – prawie zawsze chodzi o eksterminację robotów, które… które… To temat na osobny akapit.
System error
Wisienką na torcie w kwestii systemu walki są właśnie roboty, które nie są typowymi maszynami do zabijania, do jakich przywykliśmy w innych produkcjach. Otóż w Bionic Dues nie walczymy z armią precyzyjnie zaprojektowanych, udoskonalających się mechanicznych potworów. Wręcz przeciwnie, roboty z Bionic Dues są godne pożałowania – to wykolejone twory, które działają instynktownie i często są obarczone prześmiesznymi wadami konstrukcyjnymi. Jest robot, który potrafi poruszać się tylko w jednym kierunku aż nie natrafi na przeszkodę. Jest taki, który przy każdym kroku wali na oślep rakietą, często trafiając swoich pobratymców. Jest maluch chowający się przez całą walkę po kątach. W parze z tą zabawnością robotów idzie ukryta złożoność mechaniki walki – jest szybka, ale wymaga uwagi i brania pod uwagę tego jak zachowują się poszczególne modele wrogów. Czasem jeden nieuważny ruch może doprowadzić do katastrofy.
Jeśli roboty są wisienką na torcie to broń, jaką używamy jest warstwą słodkiego kremu. Początkowo mamy do dyspozycji podstawowe zabawki – laser, karabin, czy wyrzutnię rakiet. Z czasem wzmacniamy je wspomnianymi ulepszeniami, dzięki czemu da się ich używać do samego końca. W grze istnieje opcja zdobycia ulepszeń „epic” dla każdego z mechów, które wprowadzają mocniejsze technologie. Mocniejsze i cudowniejsze, bo takie zabawki jak chaingun, shadow gun czy plasma launcher dają ekstatyczną radość z używania. Shadow gunem można przykładowo zabijać wrogów znajdujących się po drugiej stronie mapy. Nawet przez ściany. Kiedy ją mamy, przydają się części polepszające zasięg działania sensorów, które wcześniej miały drugorzędne znaczenie. Wyrzutnia plazmy pozwala za to wysadzić w powietrze jakąś 1/8 mapy. Minusem jest to, że broń ma wyjściowo bodajże tylko jeden pocisk. Nic strasznego, bo przecież można zmienić to odpowiednimi modyfikatorami.
Arcen Games jest znane ze wspierania swoich gier przez długie tygodnie lub nawet miesiące po premierze. Wszystko zależy od popularności danej produkcji – wspominany kilkukrotnie AI War otrzymuje aktualizacje do dzisiaj. Bionic Dues obecnie jest poprawiany i rozszerzany w pomniejszych łatkach. Deweloper ma w planach również większy dodatek – pojawi się on prawdopodobnie na przełomie lutego i marca 2014 roku.
Brzydkie kaczątko?
Po tych wszystkich akapitach z pochwałami dla gry, której nikt nie zna i która nie miała żadnego budżetu na marketing nie ma wątpliwości, że oszalałem, zostałem opłacony lub jak zwykle próbuję przyhipsterzyć. Nic z tych rzeczy, po prostu Bionic Dues jest dobrą grą.
Wady są, ale nie przeszkadzają w niczym. Właściwie mam tylko dwie uwagi. Po pierwsze, grafika wciąż jest sporym problemem dla Arcen Games. Tutaj nie kłuje to w oczy tak jak przy A Valley Without Wind, ale i tak styl artystyczny bywa dość… szorstki. Domyślam się, że wynika to z tego, że Arcen Games zatrudnia tych samych ludzi i nie chce się z nimi rozstawać. Spoko, może z czasem możliwości artystyczne się rozwiną. Drugą rzeczą jest zakończenie, a właściwie jego brak – gra raczy nas tylko surową planszą z gratulacjami. Wiadomo, że tak skromna gra na efektowny przerywnik filmowy pozwolić sobie nie może, ale jednak chciałbym czegoś więcej. Uścisku dłoni prezydenta, podziękowań w gazecie albo chociaż piosenki. Z drugiej strony, jak to mawiają domorośli filozofowie, „nie liczy się cel, lecz droga do celu”. W przypadku Bionic Dues ta droga rzeczywiście była ciekawa.
Świetny pomysł na kampanię, którą można powtarzać kilkukrotnie, fajny system rozgrywki, polegający na ulepszaniu jednostek i osłabianiu armii robotów, szybka i wkręcająca walka, przezabawni przeciwnicy i broń dająca poczucie mocy – te zalety Bionic Dues sprawiły, że spędziłem z grą jakieś 10 godzin i planuję spędzić jakieś drugie tyle. Z perspektywy potencjalnego nabywcy trzeba też dodać, że gra została bardzo dobrze wyceniona i już teraz jest stosunkowo tania. Kupcie ją i nie czekajcie na jakieś tak „bundle” z piętnastoma grami za cenę taniego wina – wtedy granie w Bionic Dues nie będzie już ani trochę hipsterskie i fajne.