Ambasadoria - Kati - 8 grudnia 2013

Ambasadoria

Przed nami nowa powieść Chiny Mieville’a. Tym razem wziął na warsztat science fiction. Ci, którzy znają twórczość tego autora, mogą się domyślać, że będzie to bardzo nietypowe s-f. Na pozór jest klasycznie: akcja toczy się gdzieś daleko od Ziemi, mamy obcą rasę, rozwiniętą technologię, ale jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach.

Avice, główna bohaterka, jest nawigatorką w nurcie. Po latach nieobecności powraca na ojczystą planetę, Ariekę. Zdecydowała się wrócić ze względu na małżonka i jego językoznawcze zainteresowania, inaczej nic by ją do tego nie skłoniło – cóż dla niej, podróżniczki, może być ciekawego na prowincjonalnej planecie gdzieś na obrzeżach Wszechświata? Za to Arieka ma coś do zaoferowania językoznawcom.
Tytułowa Ambasadoria to ludzki przyczółek na Ariece. Rdzenni mieszkańcy, zwani Gospodarzami, są pod każdym możliwym względem różni od ludzi, a najdziwniejszy jest ich język, czy raczej Język (koniecznie dużą literą). Nie dość, że sam proces mówienia jest tak osobliwy, że żaden człowiek nie jest w stanie go odtworzyć, to jeszcze w Języku nie można kłamać. Nie można też mówić o rzeczach, które się nie zdarzyły, dlatego Gospodarze inscenizują różne sytuacje, aby móc je potem wspominać w rozmowach. Poprzez uczestnictwo w takiej inscenizacji, człowiek może stać się częścią Języka, np. porównaniem, jak Avice, dziewczynka, która zjadła to, co jej dano. Poza Gospodarzami Językiem władają jedynie Ambasadorzy. Życie na Ariece toczy się swoim zwykłym trybem, dopóki nie pojawia się EzRa, Ambasador inny niż wszyscy dotychczasowi. On oraz podejmowane przez niektórych Gospodarzy próby kłamania w Języku zmienią planetę na zawsze.
Pierwsze kilkadziesiąt stron nie jest najłatwiejszych w odbiorze - trudno się połapać w tym, co się dzieje. Bez żadnych wyjaśnień zostajemy wrzuceni w złożony świat, pełen osobliwych postaci – Ambasadorów, Gospodarzy, Brena, z którym jest coś nie w porządku, ale nie do końca wiadomo co. Na szczęście potem wszystko zaczyna się wyjaśniać i układać w sensowną całość, a odkrywanie, o co chodzi z Ambasadorami i Językiem, sprawia naprawdę sporą frajdę. Już sama koncepcja Języka robi duże wrażenie. Było mi błogo w trakcie lektury, a moja dusza językoznawcy pomrukiwała z ukontentowania.
Dobrze przedstawiony świat – wyraźnie daje się odczuć prowincjonalność Arieki; chociaż autor nie wchodzi w szczegóły, to jasne jest, że jest wiele bardziej interesujących i ważniejszych miejsc.
Po niezbyt udanym „Krakenie” widać, że Mieville jest znowu w formie. Z czystym sumieniem polecam wszystkim, nie tylko językoznawcom.

Kati
8 grudnia 2013 - 00:19