Kopiujemy zagraniczne formaty na potęgę, mamy naprawdę mnóstwo programów w naszej telewizji, które zrobiliśmy na podstawie pomysłów z zagranicy. Do Naszej telewizji przywędrowały takie hity Big Brother*, Idol czy Milionerzy – owe programy zdobyły dużą popularność i z każdym odcinkiem przyciągały sporą widownie. Możemy mówić sporo o poziomie tych programów jednak sukcesu nie można im odmówić. Obecnie w Polskich stacjach mamy okazje zobaczyć X Factora czy Must Be The Music i to też są programy, które dają sobie radę. Ale są też takie, które nie dają. Jednym z takich formatów jest improwizowane show „I kto to mówi”.
I kto to mówi bazuje na licencji genialnego programu Whose Line Is It Anyway, co prawda ja nie jestem jakimś wielkim fanem oryginalnej wersji programu, ale zdarzyło mi się zobaczyć większość odcinków, więc mam jakieś porównanie. Interesuję się także trochę Polską sceną komediowo-kabaretową więc postanowiłem, że sobie sprawdzę i ocenie.
Whose Line Is It Anyway? (skrótowo nazywane Whose Line?, pl: Tak właściwie czyja to kwestia?) – telewizyjny show, w którym czwórka komików odgrywa w całości improwizowane scenki wcielając się w różne postacie. W zabawie ważna jest publiczność, która – tak jak prowadzący – nie tylko narzuca bohaterom role i style do odegrania, ale także sama często uczestniczy w scenkach.
Na początku chciałbym zaznaczyć, że nie nastawiałem się na wiele, po ogłoszeniu decyzji przez TVP pod koniec wakacji tego roku. Ogólnie to sprawa wyglądała tak, że Polski odpowiednik Whose Line miał pojawić już w 2009 roku jednak ostatecznie oddano ramówkę dla Show Pana Laskowika i Pana Malickiego. I z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że była to dobra decyzja. Ale wróćmy do 2013 roku.
Do prowadzenia I kto to mówi wybrano Piotra Bałtroczyka, natomiast skecze odgrywali: Ewa Błachnio, Szymon Jachimek, Wojtek Tremiszewski, Rafał Rutkowski, Tomasz Sapryk, Aldona Jankowska, Michał Meyer, Antoni Królikowski i Hanna Śleszyńska… I tu jest pies pogrzebany… Im dalej tym gorzej. O ile członkowie kabaretu Limo dawali radę to Meyer, Królikowski i Śleszyńska ewidentnie pomylili show z jakimś serialem. Na szczęście Ci ostatni wystąpili w jednym czy w dwóch odcinkach. Z kolei Sapryk, Rutkowski czy Aldona Jankowska prezentowali bardzo średni poziom.
Telewizja publiczna przy wyborze ekipy się w ogóle nie popisała, nie chcę nikomu nic zarzucać ani umniejszać, ale są osoby w Polskim środowisku kabaretowym, którzy mogliby wypaść lepiej i TVP puszczając większość występów kabaretowych powinna o tym wiedzieć. A jeśli nie mogli się zdecydować kogo wybrać do I Kto To Mówi to wystarczyłby rzut oka na improwizowany serial Spadkobiercy( wkrótce o tym więcej) którego emisja odbywa się u konkurencji, a jak nie chcą oglądać konkurencji to alternatywnie mogli by zajrzeć do Sieci i pooglądać Nasze rodzime grupy improwizacyjne.
Oglądając wszystkie 12 odcinków po prostu nie mogłem odpędzić od Siebie myśli, że ktoś, źle dobrał kadrę i przez to program automatycznie stracił na połowie swojej wartości. Drugie 50% procent wartości I kto To Mówi zaprzepaściło przez same scenki.
Co prawda wszyscy występujący mieli przed nagraniami, różne szkolenia, spotkania, kursy i trochę przygotowań, ale to wszystko było tak jakby za mało. W dobrej pozycji byli tu członkowi kabaretu Limo, którzy w swoich występach otarli się parokrotnie o improwizacje, jak już wspomniałem to właśnie Oni najlepiej odnaleźli się na scenie i dlatego dominowali przez większość odcinków. Ale zabrakło tego czegoś co możemy zobaczyć w oryginalnej wersji programu. Sceny były drętwe, często się powtarzały, a sekcje śpiewane były tak słabe, że aż brakuje kulturalnych słów by je określić.
Antoni Syrek Dąbrowski bardzo trafnie(choć lekko w żartach) na temat programu.
(Akcja od 3:40 do 4:05)
Czasem było bardzo widoczne to, że uczestnicy nie wiedzą co się dzieje i na czym polega dana gra. Oczywiście nie mogę nikomu odebrać starań, ale ekipa z USA starała się tak jakoś… Bardziej, lepiej, nawet na samym początku. I trudno nie porównywać tych dwóch edycji bo w końcu to te same formaty. Oczywiście nie uciekam tutaj w skrajność typu: Polskie Whose Line to syf i strata czasu ponieważ były w programie momenty kiedy można było się uśmiechnąć, ale żebym śmiał się do rozpuku to sobie nie przypominam.
Ktoś może powiedzieć: „a bo to dopiero początki”, ale aktorzy z USA też kiedyś zaczynali i zdobyli popularność dlatego, że na początku im dobrze wyszło. Znajdzie się też ktoś taki kto to powie „a bo Ty to poczucia humoru nie masz”, nie wiem czy mam, ale oglądam większość Polskich kabaretów, grup impro, komików i standuperów, przy jednych śmieje się bardziej przy innych mniej, a przy innych w ogóle. Generalnie to nie jestem wstanie przeboleć tylko jednego kabaretu – Łowców.B – toleruje ich aczkolwiek nie leży mi totalnie ten ich humor alternatywny.
Czy I kto to mówi ma jeszcze szanse? Oczywiście, że tak, droga do sukcesu wydaje się prosta, wystarczy poprawić to co zawiodło teraz. Producenci programu powinni przesortować uczestników oraz poprawić kursy i spotkania występujących odbywające się przed nagraniami.
Jeśli władze stacji zdecydują się na drugi sezon Polskiego Whose Line to tylko ze zmianami, jeśli będą one widoczne już na początku to będzie dobrze. Jeśli nie będzie zmian, albo nie będzie nowego sezonu to może dobrym pomysłem byłoby ściągniecie i przetłumaczenie wersji zagranicznej. Ale póki mamy szanse to warto próbować stworzyć dobry Polski odpowiednik. Poziom programu nie jest tak tragiczny, że trzeba go ściągnąć z anteny, ale wymaga kilku poprawek, których można dokonać.
* mam tu na myśli pierwsze 3 edycje, kolejne serie były naprawdę tragiczne pod każdym względem.
Był to tekst z cyklu: „Moim zdaniem”.