W zajmującej się moddingiem społeczności drzemie niewyobrażalna siła. Wielkie koncerny, biorąc przykłady często z małych twórców gier niezależnych, coraz częściej idą tą lepszą dla pecetowców drogą. Oferują oni bowiem funkcjonalności, które pozwalają dodawać własny content do wydanej gry. A wszyscy dobrze wiedzą, że niejednokrotnie to modyfikacja ratowała słabo wypadający tytuł. Czasami też bywa tak, że coś zostaje społeczności komputerów stacjonarnych odebrane, a ci z kolei nie potrafią tego puścić płazem i biorą sprawy w swoje ręce.
Kiedyś już wspominałem o ludziach zajmujących się tworzeniem modyfikacji do gier. Niesamowity szacunek, jakim ich darze, wynika z faktu, że rzeczy teoretycznie niewykonalne, bądź przez twórców bagatelizowane, mogą ujrzeć światło dzienne dzięki grupce osób, którym nie straszne jest dostanie się do wnętrzności jakiejś gry i takie ponowne zszycie pacjenta, aby ten z operacyjnej sali wyszedł kompletny i zarazem bogatszy. Zdarza się często, że wielkie koncerny nie przejmują się radami od graczy, swoich klientów, odnośnie tego, jakim torem według nich dany produkt powinien zostać poprowadzony, aby był ich zdaniem jak najbardziej kompletny. Z podobnymi odczuciami utożsamiali się gracze, którzy konsol kijem by nie tknęli, a dla których PC świętością jest, w okresie, w którym Grand Theft Auto V wchodziło do sprzedaży. Pokrzywdzeni właściciele desktopów nie mogli Rockstarowi wybaczyć, że nie przewidziano wersji dla nich. Konsolowcy zagrywali się w przygody wesołej gromady w Los Santos, a tamci z utęsknieniem wyczekiwali dalszych informacji. A tych długo przecież nie było. Wobec powyższego niektórzy dokonali przymusowego zakupu konsoli, inni natomiast przystąpili do bardziej wyrafinowanej pracy.
Drużyna moderów zrealizowała marzenia wielu o tym, aby móc po Los Santon z GTA V przechadzać się z pomocą klawiatury i myszki. Przerobili oni dostępne GTA IV tak, żeby wyglądało i „zachowywało się” jak metropolia, w której spotkaliśmy Michaela, Trevora i Franklina. Zamodelowano charakterystyczną okolicę, wprowadzono parę pojazdów, przygotowano wiekowy już produkt na to, aby mógł zainteresowanych przenieść w nowy świat, póki co jeszcze niedostępny dla nich.
Ci, którzy w najnowszą odsłonę gry od Rockstar już grali, z pewnością mają wrażenie, że ponownie trafili do tego miasta, w którym przyszło im wykonywać misje na konsolach, a całość jest jedynie troszkę bardziej „poharatana” w stosunku do pierwowzoru.
Niewiarygodnym jest jakie efekty potrafi przynieść ludzkie samozaparcie i chęć przeciwstawienia się przeciwnością losu. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, co mogłem zobaczyć, tym bardziej, że pierwszy raz ów film obejrzałem bez wcześniejszego zagłębienia się w wyjaśnienia, co skutkowało tym, że długo byłem przekonany, że to faktycznie jest Los Santos z „piątki”. Dużo pracy jeszcze przed nimi, to fakt, ale i tak lwią część roboty już wykonali. Rodzi się tylko pytanie o to, czy warto jest taki projekt kontynuować, kiedy światowe serwisy coraz częściej faszerują zainteresowaną społeczność informacjami o tym, że Grand Theft Auto V na PC nadchodzi wielkimi krokami…