Podejść do zagadnienia piractwa może być parę. Kwestia ta, niezmienna od wielu lat, jest czymś tak naturalnym w sieci jak fakt, iż każdy choćby raz miał styczność z Google. Jednocześnie też nie ma na świecie człowieka, który mógłby wyskoczyć z wanny z okrzykiem „Eureka!” niosącym się po sąsiedztwie, by chwilę później móc obwieścić światu, że wymyślił sposób na tych, którym niekoniecznie w smak jest drobny wydatek na grę. Jak więc mogą twórcy, zarówno Ci duzi jak i mali, potraktować ów problem? Ubisoft i polskie 11 bit studios reprezentują skrajnie odmienne poglądy.
Przez wszelkiego rodzaju zabezpieczenia DRM cierpiało już wielu uczciwych nabywców gier, którzy tak, jak przykazała moralność, czekali na premierę gry, by udać się do sklepów, wirtualnych czy też rzeczywistych, by za własne pieniądze nabyć grę tak, jak ma to miejsce z każdą inną rzeczą kupowaną w sklepach. Przymus stałego połączenia z Internetem czy też konieczność przejścia przez proces autoryzacyjny przy każdym uruchomieniu gry obciążały serwery nie przygotowane na duże zainteresowanie produktem. Sytuacja ta powtarza się za każdym razem nawet w przypadku kasowych tytułów. Coś jak sytuacja z drogowcami, których zima zawsze zaskakuje, choć nawet trąbić od tygodnia można, że nadchodzi pierwszy śnieg. Są więc inne sposoby na szeroko pojętą walkę z piractwem?
Ubisoft, borykający się z ogromnymi problemami ze swoimi nowo wydanymi grami, jednocześnie nieświadomie czyni całkowite przeciwieństwo dobrego PR, za który ostatnimi czasy wziął się nawet gigant – Electronic Arts. Zamiast skupić się na poprawianiu swojego bardzo złego obrazu osadzonego w umysłach każdego z graczy (co jest następstwem pochopnych działań i problemów, które pojawiają się wraz z premierami), inwestuje czas, który można było poświęcić na łatanie gry zawczasu, w wymyślanie pewnego rodzaju zabezpieczeń, choć to słowo niekoniecznie oddaje sens samego pomysłu. Far Cry 4, zbierający bardzo dobre oceny w dniu premiery, jak się niedługo potem okazało, w kodzie zawartą miał formułkę uniemożliwiającą zmianę FOV. Dopiero łatka, którą pobierano razem z uruchomieniem pierwszym gry, niwelowała ów „błąd”. Nieświadomi niczego gracze, którzy grę zdobyli najpewniej z nielegalnego źródła, zgłaszali swe żale na forach, przyznając się niejako do winy. I choć rozwiązanie to nie uchroni dzieła firmy przed zjawiskiem piractwa, to jest względnie zmyślną metodą na ośmieszenie jakiego małego ułamka tych podążających ciemniejszą drogą. Tylko jaki tego sens, skoro chwilę później po tej ciemniejszej stronie sieci krążyła już także łatka? Trochę jak próba rozjuszenia byka.
Do sprawy piractwa w zupełnie inny sposób podeszło ostatnio polskie studio 11 bit studios. Wydane niedawno „This War of Mine” stało się hitem sprzedażowym zapewniając studiu zwrot kosztów już po dwóch dniach od premiery. Każdy następny dzień to czysty zysk wpadający do kieszeni wydawcy. Niezmiernie cieszy sukces rodzimego producenta, a całości tejże radości dopełnić może świetnie obmyślony zabieg PR poczyniony niedawno na jednym z najpopularniejszych serwisów z torrentami, The Pirate Bay. Przedstawiciel firmy w komentarzu pod najpopularniejszym torrentem z ich nową grą zamieścił śmiałą deklarację, której treść przytaczam poniżej.
It's Karol from 11 bit studios, the developers of This War of Mine.
We are really happy to hear that you like our game. They prove, that spending 2 years on it was worth it.
I would like to say thank you to everyone, who decides to buy the game and support us — because of that we'll be able to develop TWoM further and create even better games in the future.
If because of some reasons you can't buy the game, it's ok. We know life, and we know, that sometimes it's just not possible.
Here are some codes for the steam copy of the game, so some of you can take a look at it. And if you like the game after spending few hours in, then just spread the word, and you'll help us a lot.
Jednocześnie też załączonych zostało 10 kodów do gry This War of Mine. 11 bit studios dokonało czegoś na publicznym forum, o czym wielu stara się nie mówić, mianowicie podziału „piratów” na tych, którzy robią to, bo takie mają podejście do całej sytuacji, oraz na tych, którzy nie mają po prostu możliwości nabyć gry, bądź też są w jakiś sposób zrażeni poziomem ostatnich gier, że nie decydują się na kupno tytułu w ciemno. Oczywiście tych drugich nic nie tłumaczy, ale zauważenie subtelnej różnicy jest tutaj jak najbardziej na miejscu. Każda z tych osób kończy ostatecznie jednak na serwisie typu The Pirate Bay. I choć 10 kodów nie uratuje wszystkich tych „białych piratów”, to sytuacja dobitnie pokazuje, że można do problemu piractwa podejść zdroworozsądkowo, akceptując jego niekwestionowaną i niedającą się ograniczyć obecność (trochę jak z chorobami - one nie znikną od tak), zyskując przy tym nowych klientów, gdyż wielu użytkowników widząc akcję studia zadeklarowało, że dokona zakupu gry. Zamiast więc walczyć z szarą strefą biznesu cyfrowego, 11 bit studios znalazło sposób na możliwie najbardziej pozytywne wykorzystanie tego negatywnego zjawiska. I jeśli chociaż ułamek tych, którzy zadeklarowali kupno gry po akcji 11 bit studios, gdzie wcześniej korzystali z nielegalnych kopii, dokona zakupu, to w ostatecznym rozrachunku polskie studio mocniej przyczyni się tą jedną akcją do ograniczenia piractwa, aniżeli robią to inni poprzez ułomne zabezpieczenia wprowadzane i "dopieszczane" od lat.
Czyżby dobre gesty były teraz w modzie i działały na growe społeczeństwo? Nie wiadomo. Pewne jest natomiast to, że żadne zabezpieczenia nie są na tyle dobre, aby ograniczyć to złe zjawisko, a przy tym nie napsuć krwi tym, którzy oczekują jakości od produktu, na który wydają wcale nie małe pieniądze. 11 bit studios może teraz udać się na zasłużone wakacje, gdyż ich gra okupuje top listę na Steamie, a to oznacza potężny zastrzyk gotówki dla polskiego twórcy. Jest to dobry zwiastun na przyszłość dla produkcji gier w Polsce. Sytuacja pokazuje jednocześnie, że „mniejszy” czasem może być w swoich czynach „większy” od potentatów. A Ubisoft… Cóż. Ośmieszenie graczy może i zwraca uwagę na sam problem czy też jego skalę, ale jest przy tym bardzo źle odbierane. Nie ma potrzeby kijem trącać byka, który ma być zaraz uwolniony z zagrody. A zaoszczędzony czas przydałby się bardzo na poprawę błędów oraz solidną optymalizację ostatniego dziecka wydawcy – Assassin’s Creed: Unity. A dla 11 bit studios wielkie brawa!