George R.R Martin nigdy nas nie rozpieszczał jeżeli chodzi o pisanie książek. Pierwszy tytuł osadzony w Westeros został wydany już w 1995 roku, a cała saga przez 19 lat doczekała się wielu milionów fanów. Czwarty sezon „Gry o Tron” jest tuż za rogiem, a mnie dręczy oczekiwanie na kolejny tom sagi, dlatego w międzyczasie chwyciłem do ręki zbiór trzech opowiadań osadzonych w świecie stworzonym przez Martina. Czy są one jednak w stanie choć trochę zaspokoić nasz apetyt na ziemie Westeros?
[The night is dark and full of Spoilers] „Rycerz Siedmiu Królestw” to spójna opowieść przedstawiona w formie opowiadań pod tytułami „Błędny Rycerz”, „Wierny Miecz” i „Tajemniczy Rycerz”. Zostały one spisane kolejno w latach 1998, 2003 i 2010. Akcja osadzona jest około sto lat przed wydarzeniami znanymi nam z sagi „Pieśń Lodu i Ognia”. Głównym bohaterem jest wędrowny rycerz Dunk, wspomniany na kartach „Uczty dla wron”, „Nawałnicy mieczy” i „Tańca ze smokami”. Jego przydomek został wspomniany jako: Duncan Wysoki - dowódca Gwardii Królewskiej za czasów panowania Ageona V Targeryena. Jednak zanim stał sie on najważniejszym członkiem elitarnego oddziału ochraniającego rodzinę królewską, był nikim. Nasz młodzieniec na początku swojej przygody zostaje pasowany na rycerza, po czym jego mistrz umiera od zwykłego przeziębienia. Świat jest brutalny i pełen niesprawiedliwości, a Dunk nie urodził się jako bogaty lord lub dziedzic jakiegoś szlachetnego rodu. Wędrowny ryczerz podróżuje po świecie, a w zamian za jedzenie i nocleg oddaje swój miecz pod władanie jakiegoś lorda. Został on przyjęty na służbę u ser Arlana wprost z Zapchlonego Tyłka, najgorszej dzielnicy Królewskiej Przystani. Jako giermek przyswoił umiejętność władania kopią, mieczem i jazdy konnej. Został mu też wpojony kodeks rycerski jak i honor, którego tylu wysoko urodzonym brakuje. Teraz ze swoimi umiejętnościami, mieczem i końmi wyrusza na poszukiwanie chwały i pieniędzy. Na szczęście niedaleko odbywa się turniej rycerski w którym mógłby się zaprezentować i wygrać parę walk, przez co zostałby najpewniej przyjęty na służbę u jakiegoś lorda. Na polach niedaleko areny przyplątuję się do niego łysy chłopak, który wcześniej w karczmie zajmował się jego koniem, a dobroduszny bohater nie ma serca go oddalić. I tak nasz ser przyjmuję go jako giermka o imieniu Jajo. Nie wie on że pyskaty obdartus jest tak naprawdę Aegonem Targerienem, wnukiem obecnego króla. Niestety ten fakt wraz z pobiciem innego dziedzica tego rodu przy obronie pięknej niewiasty, wystawia naszego niedoświadczonego chłopaka na ciężką próbę. Zostaję on skazany na walkę zbiorową w obronie swej niewinności. Czy znajdzie wśród tylu wysoko urodzonych kogoś kto zechce mu pomóc, narażając własne życie?
Mam nadzieje że tym krótkim wstępem nieco was zafascynowałem. Jest to tylko wprowadzenie do pierwszego opowiadania, a następnych nie będę ruszać w ogóle. Nienawidzę robić spoilerów, a i tak już za dużo napisałem. Teraz czas na całkowicie subiektywną opinię: Jest po prostu wspaniale. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy, to podobieństwo naszego bohatera do innego bohatera POV z sagi Pieśni Lodu i Ognia, Neda Starka. Obaj panowie kierują się honorem i moralnością, ale są do niczego jeżeli chodzi o intrygi. Przy czym nasz biedy Duncan nie miał szczęścia urodzić się w dobrym miejscu. Na każdym kroku jest znieważany przez „lepszych” od siebie, a gdy stanie w szranki, może stracić wszystko co posiada. Nie poddaje się, stawia wszystko na swoje zdolności i ogromny wzrost (prawie 7 stóp wysokości, czyli ponad 2 metry). Dzięki jego przeciętnym umiejętnościom, każdy z nas może wczuć się w to co przechodzi i w jakim jest położeniu. Uwielbiam postacie w które mogę „wejść”, a podczas czytania zapominam, że to tylko fikcja. Drugi bohater czyli mały Aegon, który musi nauczyć się pokory, jest inteligentny i obeznany z dworskimi obyczajami, ale nie ma pojęcia jak to jest być traktowanym jak normalną osobę. Cały czas odzywa się w nim książęca krew, która sprowadza zagładę na ten ród. W końcu mawia się, że kiedy rodzi się Targerien, bogowie rzucają monetą czy będzie szalony, czy też nie. Jedyną nadzieją na zostanie porządnym człowiekiem, jest słuchanie swojego mistrza i poznanie świata od drugiej strony. Moim zdaniem ten duet sprawdza się lepiej niż każdy w PLIO. Na szczęście główna treść jaką otrzymujemy to opowieść o życiu wędrownego rycerza. Nie ma tu rozrzucania złotych smoków na lewo i prawo. Jesteśmy zaprzycieżonym mieczem swego pana i nie możemy przynieść mu hańby. Starcia w turniejach, walki na miecze i cały czas odnoszone rany, potrafią wytworzyć dość nieprzyjemny obraz. Tutaj przydomek ‘ser’ wiąże się nie tylko z ratowaniem dam z opresji, ale też z brutalną prawdą ciągle polującej na nas śmierci. Następna sprawa to czas w jakim wszystko się dzieje. W końcu mamy szansę poprzebywać z naszymi smokami, z prawdziwymi władcami Westeros, a nie jakąś Denerys i jej wiecznymi fanaberiami. Dzięki tym trzystu stronom naprawdę możemy zauważyć, jakie były przyczyny podupadania tego rodu. Bardzo dużo jest nawiązań i wyjaśnień co do buntu Czarnego Smoka, walki o tron pomiędzy bękartami Aegona IV a jego prawowitymi następcami. Przekonujemy się, że nawet po piętnastu latach ludzie pamiętają zdrajców, a ci nie są gorszymi ludźmi, tylko stanęli po złej stronie. Na szczęście jest to lekka książka. Nie ma tu tylu zawiłości i intryg, nie musimy zastanawiać się kto stoi po czyjej stronie, kto może wbić naszemu bohaterowi nóż w plecy. Daje nam to pewną swobodę, przez co nawet po bardzo wykańczającym dniu przyjemnie się przy niej odstresować. Postaci drugoplanowe nie zawodzą, są one na tyle rozbudowane, że niektórych znienawidzimy, a innych pokochamy. Przy okazji możemy zaobserwować trochę smoczej magii tego świata. Tak jak niektórzy Starkowie są zmiennoskórymi, tak część Targeryenów ma proroczę sny. Są to uwikłane wizje, które mogą doprowadzić do zguby pokładających w nich za duże nadzieje.
Jeżeli ktoś czytał sagę PLIO, mogę mu polecić tę książkę z ręką na sercu. Znajdzie tutaj dokładnie wszystko, żeby jeszcze przez jakiś czas nie wzniecić powstania i ruszyć razem ze wściekłym ludem na dom Martina. Jeżeli ktoś nie czytał „Gry o tron”, ale interesują go rycerskie klimaty, to bardzo szybko się ulokuje przy ognisku razem z naszymi bohaterami, a ze zrozumieniem otaczającego go świata nie będzie miał problemów. Jeżeli ktoś ma kłopot z podejściem do płci pięknej, to znajdzie brata w naszym Duncanie Wysokim. Słyszałem zarzuty, że kobiety są traktowane jak „klacze rozpłodowe”, ale niestety w tamtych czasach, taka była rzeczywistość. Choć pojawia się na kartach opowiadania dość buntownicza kobieta, która pokazuje, że tak wcale nie musi być.
Moja ocena to 8/10, ale trzeba uwzględnić, że saga „Pieśni Lodu i Ognia” jest w mojej wielkiej trójce ulubionych światów.
Tekst jest wyrażeniem subiektywnej opinii autora. Nie twierdzi on że ma rację, a nawet czy piszę z sensem, ale stara się podzielić własnymi doświadczeniami. Jeżeli nie zgadzacie się chociażby z jednym zdaniem lub zauważacie że gubi sens wypowiedzi dajcie znać w komentarzach. Krytyka jeszcze nikogo nie zabiła, a jeżeli nawet to ma własny spawn point.