„Grimm” to serial dobry zarówno dla fanów fantastyki do oglądnięcia po wyczerpującym dniu pracy, jak i też spędzenia miłego wieczoru z dziewczyną. Nie jest to dzieło wybitne, które zapamiętamy na całe życie, ale dla samego odprężenia na pewno warto poświęcić mu czas.
Jeżeli do tej pory nie mięliście do czynienia z tym serialem, napiszę kilka słów wstępu. Detektyw Nick Burckarthardt wiedzie życie przeciętnego detektywa w miejscowości Portland. Jest sierotą, jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym, kiedy był jeszcze małym chłopcem. Żyje w szczęśliwym związku z kobietą imieniem Juliette, którą ma zamiar poprosić o rękę. Problemy zaczynają się, kiedy zaczyna widzieć potwory ukrywające się w naszym świecie. Niedługo po tym odwiedza go umierająca ciotka i wyznaje prawdę o jego pochodzeniu. Należy on do starożytnej rodziny zwanej „Grimms”, która ma zdolność rozpoznawania bestii. Na co dzień mogą wyglądać jak normalni ludzie, ale w przypływie emocji ukazują swoją prawdziwą naturę Grimmom, a to właśnie ich zadaniem jest walka i eliminacja zagrożenia. Czy bohater poradzi sobie z pogodzeniem pracy w policji i wypełnianiem obowiązków rodzinnego dziedzica, utrzymując to wszystko w tajemnicy przed ukochaną i swoim przyjacielem?
Jestem na bieżąco, czyli w trakcie oglądania 3 sezonu serialu, a pierwsze odcinki zobaczyłem zaraz po amerykańskiej premierze, czyli w październiku 2011. Wszystko zaczyna się bardzo spokojnie, nie jesteśmy rzucani na głęboką wodą. Razem z Nickiem zagłębiamy się w baśniowy świat. Już sama nazwa produkcji wskazuje, że mamy powiązanie z baśniowym światem braci Gimm. Jeżeli ktoś nie jest zaznajomiony z tematem szybko domyśli się, że nie są to baśnie o wróżce, która daję nam pieniądze za zęby schowane pod poduszką, ale opowieści o potworach, które są gotowe zamordować nas bez mrugnięcia okiem. Na szczęście autorzy scenariusza doskonale poradzili sobie z przystosowaniem 200 lat podań, mitów i legend na dzisiejsze czasy. Gra aktorska na początku wydaje się trochę sztywna, przez parę pierwszych odcinków widać jeszcze brak zrozumienia postaci. Później jest jednak lepiej, a każdy znajdzie sobie ulubioną postać. Głównemu bohaterowi w niedługim czasie zaczyna pomagać "Blutbad" Monroe. Ten gatunek to pewna wariacja człowieka i wilka. To on wyjaśnia Nickowi podstawy jego fachu. Tłumaczy, że tym wszystkim co widzi jest rasa Wesenów ukrywająca się miedzy ludźmi. Nie każdy jest zły, a straszeni są przypowieściami o Grimmach, którzy mordują bez opamiętania. Owszem zdarzają się również notoryczni mordercy, a pochodzenie mocno oddziałuje na zachowanie, ale przecież wśród ludzi też nie wszyscy są święci. Monroe także sam walczy ze swoją naturą, stara się nie polować i nie jeść mięsa. Partner Hank, choć jest postacią ciekawą przez swoją niewiedzę, zostaje zepchnięty na dalszy plan. Widzimy tylko sprawy, które mają wydźwięk nadnaturalny.
Szczerze mówiąc wygląda to trochę dziwnie, ponieważ po pewnym czasie, wydaje nam się, że za morderstwa w tym mieście odpowiedzialne są tylko postacie z opowieści. Ciotka Nicka w spadku zostawia mu naprawdę cenną rzecz, starą przyczepę wypełnioną bronią, księgami spisanymi przez pokolenia i całą masę ekwipunku potrzebną do wypełniania dziedzictwa. Powoduje to niestety pewną monotonię: dzieje się coś złego – odwiedź Monroe, sprawdź w przyczepie, zakończ sprawę. Jeżeli jednak nie nastawiamy się na coś poważnego, nie powinno to mocno przeszkadzać. Scenografia jest ogromnym zaskoczeniem. Nie uświadczymy nudy, ponieważ miejsca do kręcenia ujęć są dobrane fantastycznie. Ogromne połacie lasów, które potrafią stworzyć atmosferę grozy, rzeki, jeziora czy naprawdę fajna industrialna zabudowa. Tereny powtarzają się naprawdę rzadko, a akcja rozsiana jest po całej okolicy, ze szczególnym dobraniem miejsc, w których naprawdę mógłby mieszkać któryś z wessenów. Jeżeli już o tym wspomniałem to i w tym przypadku nie będziemy narzekać na powtarzalność. Im dalej w serial, tym więcej kreatur poznajemy. Nie wciśniętych na siłę, ale takich o których mogliśmy już słyszeć, albo takie których istnienie wydaje się dość prawdopodobne. Do dnia dzisiejszego naliczyłem się około 50 różnych gatunków. Większość z nich wygląda naprawdę realistycznie i nie widać nadmiernego użycia efektów specjalnych. Kobieta będąca połączeniem człowieka i lisa robi tak niesamowite wrażenie po przemianie, że miło by było przytulić się do jej futerka.
Dla fanów wątków miłosnych również się coś znajdzie. Prowadzenie podwójnego życia nie jest łatwe zwłaszcza, kiedy mamy kogoś bliskiego. Po pewnym czasie działania Nicka będą powodować poważne konsekwencje, które dotkną Juliette. Nie zdradzając za wiele, końcówka pierwszego sezonu i początek drugiego skupia się w dużej części na relacji naszej pary, a nie jest to łatwe, gdyż ktoś ma amnezję wywołaną w skutek innej intrygi. W najnowszym sezonie sporą część czasu zajmuje skupienie się na samym życiu baśniowych stworów i ich miłosnym życiu, które też nie jest usłane różami.
Bojących się wałkowania cały czas tych samych tematów mogę od razu pocieszyć. Z pozoru prosty świat jest pełen zagadek. Komendant policji Sean Renard skrywa tajemnice, Hank zaczyna umawiać się z zębowiedźmą, w Austrii żyje rodzina królewska, które obserwuję sytuacje na świecie. Jak się okazuje, przewinienia nie są ścigane tylko przez Grimmów, ale także przez rade Wessenów.
Jeżeli akurat czekacie na swój ulubiony serial jak ja na „Grę o Tron”, macie raz w tygodniu 43 minuty czasu, które chcecie miło spędzić, lubicie baśnie i fantastykę? W takim razie mogę wam zdecydowanie polecić ten serial. Jeśli jednak macie wybrać pomiędzy czymś co kochacie, a dziełem stacji NBC to zostańcie przy swoim. Jak na początku podkreśliłem nie jest to wybitne dzieło, a jedynie całkiem dobra produkcja. Zdarzają się oczywiście potknięcia w scenariuszu, cała akcja potrafi zostać rozwiązana w 3 ostatnie minuty odcinka, a jednakowy schemat działań zaczyna nudzić, jeżeli oglądamy za dużo naraz. Na szczęście z sezonu na sezon jest coraz lepiej. Patrząc z mojej perspektywy, mogę dać 7/10, choć początkowo było by to tylko 6/10.