W grach, filmie czy literaturze wciąż przeplata się motyw Zombie. O ile inne mutacje mogą generować jakieś ciekawe historie, tak żywe trupy są tylko tłem dla dokonań zwykłych szarych ludzi. To właśnie taka symulacja idealnie pokazuje jaka bestia czai się wewnątrz nas i jak infantylnie podchodzimy do tematu przetrwania.
Na rynku znajduje się kilka pozycji, które traktują nas uroczą eksterminacją chodzących bezmózgowców. Często są to powolne, pchane pierwotnymi instynktami stworzenia, które łatwo zabić. Gorzej jeżeli obdarzone są specjalnymi zdolnościami lub w niewyjaśniony sposób zdążyły zmutować i tylko prawdziwy twardziel może je pokonać (jeżeli nie wiecie o co mi chodzi przypomnijcie sobie przeciwników z Left 4 Dead, Dead Island czy World War Z z Bradem Pittem). Ja zajmę się prostym przykładem powolnych "szwędaczy", którzy tylko w dużych skupiskach są dla nas niebezpieczni, ponieważ w innych przypadkach na przeżycie nie liczę w ogóle.
Człowiek człowiekowi wilkiem
Jeżeli właśnie teraz ktoś zostałby ugryziony po raz pierwszy, a wcześniej niewykryta infekcja zdążyłaby się rozprzestrzenić po całym świecie, to początkowo nie zauważylibyśmy nawet co się dzieje. Gdy już jest za późno, a prawda dopiero do nas dochodzi, co drugi idiota łapie za swoją siekierę i myśli, że będzie tak fajnie jak w grze. Zapomina o nieistniejących checkpointach, respawnach itd. Jako że sam temat istnieje w naszej kulturze, nie jesteśmy całkiem nieprzygotowani i część osób ma opracowaną jakąś taktykę. Czy to szybkie przedostanie się na wieś, czy pozostanie w mieście i szabrowanie mieszkań nieżyjących już sąsiadów, nie przygotuje na stanięcie z innym człowiekiem w cztery oczy. Poruszając się po Czarnorusi (mapa z DayZ) miałem jeden cel, po prostu przeżyć. Tu szukanie jakiegoś jedzenia, tu unikanie miłośników mózgu i tak miało być z dnia na dzień. Szło mi całkiem sprawnie, nawet znalazłem jakiś karabin i wtedy usłyszałem pierwszy strzał. Pierwsza myśl "strzał ostrzegawczy", druga "ktoś wpadł w niezłe tarapaty i nie jest w stanie inaczej tego rozwiązać", trzecia myśl nie zdążyła się zrodzić gdyż mój mózg leżał już na ścianie. Zastanawiałem się dlaczego inny człowiek mi to uczynił, może zobaczył w moich rękach broń i spanikował. Jako że mam nieskończenie wiele żyć, po chwili już patrzyłem na ekran ładowania. Było mi łatwiej, przyłączył się do mnie kolega i razem staraliśmy się nie umrzeć z głodu. Gdy znalazł karabin snajperski opracowaliśmy prostą taktykę. On ubezpiecza moje tyły, obserwując świat przez lunetę a ja sprawdzam budynki. Po jakimś czasie znów nastąpił zgon za sprawę innego gracza. Zanim został odstrzelony z zemsty, nie schylił się po jedzenie czy picie tylko po broń. Teraz już każdy wie, aby samemu nie zginąć trzeba szybciej strzelać. Zastanawiam się czy takie zachowanie miałoby miejsce w naszym realnym świecie dotkniętym klęską. Na pewno musielibyśmy wyzbyć się części emocji, zabijanie na okrągło ex-ludzi nie wpłynęło by dobrze na naszą psychikę. Tak stawalibyśmy się coraz bardziej zatwardziali, z sercami odpornymi na cierpienie. Doszedłby do tego głód. Większość z nas nie potrafi sobie wyobrazić co się dzieje, kiedy nie mamy co do garczka włożyć. Czytając kiedyś artykuł evilmg zastawiałem się, co mogło się stać z większością zwierząt. Zostały prędzej czy później zjedzone w akcie desperacji. I tak po kawałku zabijając części naszego człowieczeństwa, doprowadzilibyśmy się do stanu "psychicznego zombie". Oprócz istnienia, nie mielibyśmy przecież żadnego innego celu w życiu. Jeżeli naszym celem jest samo przeżycie, to co by się stało z naszą empatią. A nawet jeżeli tliły by się w nasz resztki empatii czy nie bylibyście w stanie zrobić tego dla swoich bliskich? W grze zaparcie trzymałem się opcji unikania, uciekania przed ludźmi i tylko raz "poprosiłem" kogoś aby oddał mi swoje środki opatrunkowe. (Tak, czat głosowy i trzymanie na muszce. Pomimo braku żądanych ode mnie przedmiotów, nie zabrałem niczego więcej.) Ale co by było gdybym musiał zadbać o swoją rodzinę? Przecież ktoś byłby obcy, niespodziewający się niczego, a jego życie mogłoby zapewnić tymczasowo byt osobom, na których mi zależy. Sam nie oddałby mi żadnego sprzętu, zaprosić obcego do grupy też by łatwo nie było. Skąd pewność że nie poddusi nas we śnie? Dopóki taka sytuacja nie nastąpi możemy się łudzić, możemy udawać że jesteśmy lepsi i ponad to. Ale spróbujcie kupić jakiś survival MMO z myślą, że macie tylko jedno życie. Wasze pierwotne instynkty uczynią z was prawie takich samych zombie, z jakimi będziecie się musieli zmagać.
Przetrwanie
Zdarzyło mi się w Internecie natknąć na "poradniki" jak przetrwać podczas apokalipsy Zombie. Każdy oczywiście zaczyna od tego jaką bronią i w jakich miejscach czym eksterminować. Leci hasło "nie używajcie broni palnej dopóki naprawdę nie zajdzie taka potrzeba", "zaopatrzcie się w zapasy żywności i wody" itd.. Te lepsze, które nie opisują tylko dziecinnych marzeń o zostaniu bohaterem piszczących niewiast i ciągłemu mordowaniu, poruszają kwestię schronienia, zaopatrzenia w środki medyczne, czy przeżycia przez dłuższy czas. Ale na tym koniec. Przeżył bym rok i co dalej? Zakładam oczywiście że jakimś cudem zombie nie mają problemu ze zdobywaniem pokarmu, wegetatywnym czuwaniu przez dziesięciolecia na najmniejszy ruch, meritum sprawy czyli długowiecznością. Żyje w świecie w którym muszę się liczyć z ciągłym zagrożeniem. Część z was pomyśli o placówkach naukowców pracujących nad lekarstwem? Przecież tak długo nie może trwać badanie nowego wirusa, szukanie na niego antidotum. To pomyślcie o czymś podobnym do działania AIDS/HIV kiedy tak jakby choroba na stałe dodaje się do naszego kodu genetycznego (bardzo, ale to bardzo uproszczony opis działania). Płonne nadzieje na szybkie wyleczenie.
Ile z was przetrwało by dzisiaj zimę gdyby nie gaz doprowadzany rurami do waszych piecyków, ogrzewanie miejskie, czy palenie w centralnym? Klimat jest bardzo zabójczy dla niedoświadczonych, a mieszkanie zwłaszcza w dużych miastach nie przystosowane do takich rozwiązań. Dobrze, jesteście na wsi. Znajdujecie dom z kominkiem w którym można napalić. Ale jak szybko wam się skończą zapałki, zapalniczki? Niektórzy mogli oglądać "Szkoła Przetrwania" czy innego tego typu programy i są specami w rozpalaniu ognia. Gratulacje. To teraz pomyślcie że macie to wszystko robić, zbierać opał itd. ale i zapewnić jedzenie. Przez jakiś czas można by było żywić się konserwami, ale i te w końcu się skończą. Odpowiedzcie sobie w duchu ile z was wyhodowało kiedykolwiek jakąś roślinkę, ile z was zbudowało szklarnie, folię na warzywa czy inne tego typu wynalazki, które w lepszych porach roku, lepszym klimacie mogłyby zapewnić wam pożywienie. Nie wspominam tu nawet o polowaniu na dzikie zwierzęta nie robiąc przy tym zbędnego hałasu, mogącego nam ściągnąć masę nieumarłych na głowę. Dobrze, zakładamy bardziej optymistyczny scenariusz: przenieśliście się gdzieś na ciepłego miejsca- najlepiej spora wyspa, na której byliście w stanie wybić każdego zakażonego wirusem, macie dom przy którym już jest studia, jesteście w stanie zbudować coś w czym będą wam całorocznie rosły rośliny, powoli znajdujecie sposób na polowanie ale zostajecie lekko ranni. Przez jakiś czas mogły wam służyć medykamenty zebrane z aptek czy szpitali, tak samo leki. Ale wszystko co dobre kiedyś się kończy. Opatrunek nie jest taki trudny do zrobienia ale czym zbilibyście gorączkę? Czym odkazilibyście ranę? Nie wspomnę już o walce z cukrzycą, niewydolnością jakiegoś organu czy głupim pogorszaniu się wzroku. Sam noszę okulary i zastanawiam się czy dałbym radę bez nich funkcjonować po zniszczeniu szkieł. Oprócz tak podstawowych potrzeb każdego człowieka przychodzą te mniej ważne. Gdy śnieg zerwał linie wysokiego napięcia i na parę dni znikł prąd, ciężko było się odnaleźć. Gdyby stało się to na stałe nie wiem czy potrafiłbym wykorzystać silniki do produkcji prądu, przerobić system z bateriami solarnymi na coś dającego prąd, czy zbudować elektrownie wodną. Nasuwa mi się w takim razie jeden prosty wniosek: po przeżyciu tygodnia i zaopatrzeniu się w broń, prowiant na jakiś czas i dobre ubranie przyszła by kolej na odwiedzenie biblioteki. Nie zdajemy sobie sprawy, ale w książkach na co dzień leży skarb którego nie doceniamy. Przydałoby się znaleźć książki traktujące o roślinach leczniczych, uprawie roślin, sprzęcie elektrycznym itd. To książki uratują nas długoterminowo a nie broń.
Czasami lubię sobie coś tak nabazgrać. Wiem, wiem i jeszcze raz wiem. Nie musicie się zgadzać, a nawet lubię podnosić falę hejtu w komentarzach, gdyż dzięki temu pojawia się żywa dyskusja między nami. Pamiętajcie tylko jedno: to wszystko jest pisane bez spinania się i bez aspiracji do czegoś wyjątkowego!
Tekst jest wyrażeniem subiektywnej opinii autora. Nie twierdzi on że ma rację, a nawet czy piszę z sensem, ale stara się podzielić własnymi doświadczeniami. Jeżeli nie zgadzacie się chociażby z jednym zdaniem lub zauważacie że gubi sens wypowiedzi dajcie znać w komentarzach. Krytyka jeszcze nikogo nie zabiła, a jeżeli nawet to ma własny spawn point.