Wybrać się na jednodniową wycieczkę ze smartfonem bez ładowarki, to prawie tak, jak kupić batona na podróż dookoła świata. Nowa generacja telefonów – jeżeli mogę tak je zdefiniować, nie jest z tego powodu tak niezawodna, jakie może sprawiać wrażenie.
Twórcy urządzeń mobilnych co rusz chwalą się lepszą specyfikacją: więcej ramu, jeszcze potężniejszy ekran, jeszcze większa rozdzielczość, pierdyliard mega-pikseli w aparacie. Wyścig trwa, konkurencja musi zostać w tyle. Jestem jednak zdania, że teraz, w dobie gdy właściwie każdy smartfon za normalne pieniądze trzyma poziom - nie wiesza się i można go komfortowo obsługiwać, jednym z najistotniejszych czynników przy jego promocji, powinna być bateria.
W dużym stopniu wini się za to lidera jeżeli chodzi o oprogramowanie, czyli Androida właśnie. Monopolizacja tego systemu często nie pozwala nam wiedzieć, jak konkretnie sprawa wygląda w innych przypadkach, ale wygląda tak, że jest bardzo średnio. Urządzenia Apple na ogół trzymają się lepiej(choć nie zawsze) i nikogo nie powinno to dziwić, a przy Windows Phone ciężko dostrzec realne różnice. Właściwie to ciężko to nawet porównywać, bo jednak każdy telefon ma inny hardware, toteż inne zapotrzebowania.
Sam posiadam Galaxy S Advance z Cyanogen Modem i szeregiem aplikacji unicestwiających działanie zbędnych programów w tle i pozbywających się jakichkolwiek plików tymczasowych. Ze zmodyfikowanym interfejsem i działaniem systemu tak, by oszczędzał jak najwięcej energii. Nie ma mowy o potrafiącej zżerać mnóstwo baterii – synchronizacji kont, bądź czymś równie głodnym. I mimo wszystko ciężko mi wykorzystywać wszystkie jego zalety, z uwagi na fakt, że zaraz zapragnie zastrzyku energii.
Choć używam go sporo czasu, jakoś w codziennym życiu(praca-dom/szkoła-dom) ciężko o krytykę. Tutaj pies pogrzebany, bowiem właśnie takim myśleniem kierują się wszelcy producenci smarfonów. Ma starczyć na tyle ile faktycznie potrzebujemy na co dzień. Ma pracować z nami w dzień i spać w nocy – uzupełniając tym samym energię na dzień jutrzejszy. Nie ma ścisku na tworzenie coraz to pojemniejszych baterii, czy opracowywanie coraz to lepszych technologii umożliwiających mniejsze zapotrzebowanie na energię, z powodu, że rynek tego nie wymaga, a przynajmniej tak to wygląda. Komu faktycznie przeszkadza to, że wieczorem nasz kieszonkowiec się podgrzeje? No nikomu.
Jak chcesz gdzieś jechać i popracować dłużej, to kup se tableta. Jak chcesz wziąć smartfona i porobić nim więcej niż 80 zdjęć to lepiej kup proponowany przez producenta aparat fotograficzny. A Jak chcesz GPSa to kup se mapę albo samochodową nawigację…
No, chyba że masz pod nosem działający kontakt i ładowarkę. Wtedy to urządzenie twoich marzeń. Być może brzmi to jak jakieś pretensje pokroju –„dziecko dostało batonika, ale to nie była czekolada”. I się rozpłakało. Pragnę wyłącznie zwrócić uwagę na fakt, że smartfony na tą chwilę to jednodniowy gadżet. Gadżet cholernie funkcjonalny, który niesamowicie zmienił rynek. Sam nie wyobrażam sobie przeskoczenia na jakiegoś starego Siemensa, czy Nokie, a gdy kiedyś go zgubiłem, prawie się popłakałem… ale znalazłem. Martwi mnie jednak to, że działanie tego urządzenia i jego ogromna funkcjonalność są bardzo ograniczane przez krótki czas pracy. Weźmy na przykład podróż autokarem, gdzie trasa w jedną stronę trwa 8 godzin, albo pociągiem. W miejscu, gdzie potencjalnie nie ma dostępu do prądu, jesteś spłukany. Masz smartfona, więc teoretycznie trasa szybko zleci. W praktyce to nie trasa szybko zleci, tylko energia ze smartfona. Potencjał tego urządzenia staje się w tym momencie niewykorzystany. Cóż z tego, że masz pięknie wyglądające i płynnie działające gry, świetną playlistę na Spotify, czy cokolwiek innego, co przygotowałeś by wypełnić kilkugodzinną nudę, jeżeli w połowie podróży twój telefon będzie ledwo zipał. Zmartwienie polegało będzie na tym, by dotrwał do końca, bo przypuśćmy czekamy na ważny telefon.
Jestem osobą, dla której nie ma różnicy między Galaxy S3, a S4, Iphonem 4, a Iphonem 5s. Nie potrzebuje szeregu nowych gadżetów pokroju odblokowywania w wyniku pozytywnie rozpatrzonego skanu linii papilarnych, ani wygaszania ekranu w momencie zamykania oczu na dłuższy czas. W tyłku też mam jak wielką rozdzielczość ma ekran. Specyfikacja umożliwiająca płynne działanie większości aplikacji, jak i samego systemu, oraz co najmniej 4-calowy dobrej jakości ekran starczą, bym mógł wykorzystać smartfona do czegokolwiek zapragnę, na jakikolwiek sposób.
Wszelkie płatności telefonem dzięki NFC i różne inne bajery to naprawdę fajna rzecz i duży krok wprzód, ale równie ważne jest działanie urządzenia. Rano zapłacimy, ale wieczorem możemy już nie zapłacić, bo bateria padła –ot tak głupi przykład. Faktycznie słabe smartfony robią Chińczycy na zlecenie i sprzedają w tanich marketach, w rzeczywistości jakiekolwiek dotykowe telefony znanej marki, trzymają poziom jeżeli nie bardzo dobry, to satysfakcjonujący. Nie potrzebujemy gwałtownych rewolucji, szeregu nowych funkcjonalności. Potrzebujemy lepszych układów zasilających nasze pociechy, by zwyczajnie pracowały dłużej, co często jest znacznie istotniejsze.
Nie potrzebuję fullHD na 5” wyświetlaczu, potrzebuję dotrzymać do jutra.