Nie często trafiam na klucze rozdawane przez producentów czy większe serwisy growe. Mam pecha. Tym razem jednak się udało i jestem wyjątkowo szczęśliwy, bowiem Trials Evolution dostarczyło mi mnóstwo radości, a Fusion nie wliczał się w mój dzienniczek wydatków. Nadal szkoda mi pieniędzy na tą bardzo podobną kontynuację, ale po kilku godzinach rozgrywki wiem, że to jeszcze wspanialsza produkcja.
Poprzednia odsłona trialsów miała dla mnie duże znaczenie. Zmniejszyła ona w pewnym sensie odległość między konsolami a komputerami stacjonarnymi, pojawiając się właśnie na nich. Nie jestem konsolowcem, nie mam w domu konsoli współczesnej czy starszej generacji, acz w kilka popularnych tytułów zewnętrznie grałem. Jest to dla mnie więc bardzo istotne i szanuję, że wykonano tak z pozoru nie opłacalny krok, acz dostarczający mnóstwo radości pojedynczym jednostkom.
Patrząc na serię, po Evolution wiedziałem, że kolejna odsłona nie będzie czymś przełomowym, nie wprowadzi szeregu nowych mechanik, innowacji i niesamowitych rozwiązań. Tak też jest w rzeczywistości, Fusion nie błyszczy świeżością, ale czuć zauważalnie wyższy poziom, a radość już nie wypływa z rozgrywki, tylko się po prostu leje! Doznałem ogromnego zaskoczenia, nie byłem w stanie pojąć, że ten dobrze mi znany model rozgrywki i bogactwo wielu aspektów, mogą jeszcze raz wyzwolić we mnie tak wiele emocji. Zaskoczyć czymś z pozoru niezaskakującym.
Już sama beta – która podstawowo dostępna była od prawie miesiąca dla zamawiających przedpremierowo – mocna wpływa na nas, byśmy rozszerzyli ją do pełnej wersji. Zaprezentowano szereg różnorodnych poziomów tak, by pozwolić nam polizać kwintesencję niesamowicie satysfakcjonujących trybów rozgrywki. Mi zajęło to 3 godziny przy nadal kilku srebrnych medalach, z tym że jednemu poziomowi poświęciłem 30min. i wcale nie czułem się znużony, przeciwnie. Beta pozwoliła sprawdzić 3 motocrossy z różnymi zastosowaniami, jednego quada oraz cały model zmieniania ciuszków pana ujeżdżającego te groźne bestie. Patrząc na resztę dostępnych w menu opcji, wersja ta jest bardzo ograniczona, ale jednocześnie w wystarczająca i przede wszystkim skuteczna.
Trialsy, trailsy, trailsy. Co w tym zaskakującego?
Przede wszystkim to, że potrafiono wszystkie najbardziej fenomenalne i zjawiskowe elementy podnieść do potęgi. Tym, co przede wszystkim rzuca mi się przed oczy wspominając o Trials Evolution, jest cała masa świetnych plansz. Różnorodne, piękne, pomysłowe. W tym wypadku przed każdy z wymienionych przymiotników powinno się wstawić „jeszcze bardziej” by rzeczywiście scharakteryzować je w tej odsłonie. Niesamowite krajobrazy. Rozgrywka w 2D, a tło jak najbardziej trójwymiarowe i pieszczące nasze zmysły. Bardziej niż poprzednio zaskakuje wizja świata, do której opisu zdecydowanie należą takie słowa jak future, modern, czy właśnie fusion. Piękne akcenty świata rozszerzonej technologii wkomponowane we współczesność. Doskonale kontrastuje nowa technologia z bujnym środowiskiem naturalnym, co widoczne jest naprawdę często. Oczywiście i tym razem hołd należy oddać różnorodności. Mnóstwo przeróżnych map. Tu tropiki, tu kosmiczne technologie, a tam starożytny Egipt z sypiącymi się kolumnami. Tym razem jeszcze większą uwagę zwraca sam tor jazdy, który jak zwykle jest w rzeczywistości jedną, niewidzialną linią. Szereg świetnych pomysłów, jak na bieżąco pojawiająca się trasa przez podstawianie kolejnych wycinków, czy sama świadomość tego, jakie elementy, w jaki sposób tworzą te fenomenalne ścieżki, automatycznie wywołuje opad dolnej szczęki(albo coś z tych rzeczy :])
Tym razem znacznie bardziej przypadła mi do gustu cała struktura pokonywania poziomów. W becie są dostępne 4 zakładki z różnymi środowiskami, w których każdą wypełnia 8 tras. Ich specyfika jest różna, ale na ogół ostatnia jest „gra umiejętności” czyli znane z poprzedniej odsłony urozmaicone zabawy pokroju jak najdalszego wyskoku Bailoutem, jazda bez kierowania, czy utrzymywanie prędkości unikające eksplozji motocyklu. Po drodze znajdą się też pojedynczo trasy poświęcone wbiciu jak największego wyniku przez nas - za pomocą powietrznych akrobacji i wykonywania tricków! Coś, czego ostatnio brakowało, a tutaj skutecznie urozmaica sporo chwil spędzonych w powietrzu. Dobrze, bo salta wte i wewte już mi się znudziły.
Po raz kolejny kolosalnym atutem jest praca kamer i sterowanie. Oba te elementy wydają się być udoskonalone. Ujęcia kamer są cholernie dobre. Częściej jest tutaj widok z bliska – co bardzo cieszy, a poza tym każde oddalenie, przybliżenie jest wykonane perfekcyjnie. Model jazdy natomiast wydaje się nie tyle łatwiejszy, co raczej dokładniejszy i płynniejszy. Nie ma mowy o jakimś idiotycznym zachowaniu pojazdu, bo się tak ułożył, a to zdarzało się w Evolution. Teraz wszystko jest tak doskonale zbalansowane, by wszystko działo płynnie, sprawiedliwie, ale i wymagało dużej zręczności.
Multiplayer, tworzenie własnych tras, upgrade pojazdu – na tą chwilę są to zagadnienia obce jeżeli chodzi o Trials Fusion. Nie zmienia to jednak istotnego faktu, że podstawa gry – rozgrywka, ale też strona techniczna, stoją na potężnie wysokim poziomie. Ukłon w stronę twórców z RedLynx. Dobra robota. Jak znajdę pieniądze to kupie, jak nie, to będę pamiętał!