'Ona' - Pokochać komputer... - Joorg - 4 maja 2014

"Ona" - Pokochać komputer...


Spike Jonze to twórca, który wielokrotnie był wyróżniany i nagradzany wieloma prestiżowymi nagrodami filmowymi, ale dopiero jego najnowsze dzieło przyniosło mu większy rozgłos. Warto wspomnieć, że również amerykańska Akademia Filmowa doceniła artystę, któremu "Ona" przyniosła Oscara za świetny i niesamowicie oryginalny scenariusz.

Fabuła przenosi nas do bliskiej (a może i nie) przyszłości i skupia się Theodorze, który na co dzień pracuje w firmie rozsyłającej odręcznie pisane listy na zamówienie. Bohater jest jednym z najlepszych pracowników a jego prace są przepełnione głębokimi uczuciami. Gdy jednak nie pracuje, stara się zapomnieć o swojej świeżo utraconej miłości zagłębiając się w świat wirtualnych spotkań. Sytuacja zmienia się diametralnie gdy Theodore decyduje się na zakup specjalnego systemu operacyjnego dla swojego komputera. Okazuje się, że nie jest to zwyczajny system operacyjny, ale niesamowicie rozwinięta sztuczna inteligencja. Z biegiem czasu Samantha, bo takie imię nadał sobie system, coraz bardziej zaczyna rozumieć głównego bohatera, lepiej niż ktokolwiek przedtem. Obie postacie, mimo wszelkich barier, zakochują się w sobie.

Człowiek zakochujący się w maszynie wydaje się lekko oklepany i mało wiarygodny, ale w tym filmie został on przedstawiony bardzo przekonywająco. Dzięki świetnie rozwijającej się historii oraz bardzo dobrze napisanym dialogom widzowi przez głowę nie przechodzi pytanie, jak bardzo jest to wszystko prawdziwe. Finał historii należy do wielkich plusów tej produkcji. Osobiście miałem w głowie kilka różnych możliwych zakończeń historii, jednak twórcom udało się mnie zaskoczyć.

Bardzo spodobało mi się to, że reżyser nie starał się na siłę oceniać głównych bohaterów i przedstawić widzom lekcji na temat związków międzyludzkich. To od nas zależy jakie wnioski wyniesiemy po seansie. Co więcej, Samantha przedstawiana jest niemal jak żywa osoba. Rozumie Theodora, odczuwa różne emocje, a nawet... kocha. Jedynym problemem jest brak ciała, ale i to nie stanowi wielkiego problemu. Związek bohaterów jest po prostu prawdziwy i tak jak zwykli ludzie, również oni borykają się z różnymi przeciwnościami. A czy związek człowieka i sztucznej inteligencji, nawet tak niesamowicie rozwiniętej, miałby jakąś przyszłość? Odpowiedź na te pytanie jak i refleksja przychodzi ze smutnym, ale dającym do myślenia finałem.

Do zalet filmu "Ona" należy na pewno doliczyć świetną, aczkolwiek minimalistyczną, obsadę. W roli głównej wystąpił Joaquin Phoenix, który idealnie wypadł jako Theodore. Jego scenom wielokrotnie towarzyszył uwodzący głos Scarlett Johansson. Wybór tej aktorki do roli Samanthy był po prostu strzałem w dziesiątkę. Mimo, że jej twarz ani razu nie jest pokazana w filmie, to gdy tylko słyszałem jej głos miałem ją przed oczami. Na uwagę zasługuję również Amy Adams, która zagrała tutaj przyjaciółkę głównego bohatera. Do jej talentu już chyba zdążyli się wszyscy przyzwyczaić, mimo małej, drugoplanowej roli, zapada w pamięć. Na plakatach i w zwiastunach filmu pojawia się również Olivia Wilde, ale "trzynastka" nie dostała zbyt wielkiego pola do popisu. Troszkę szkoda.

Nie można również nie docenić genialnych zdjęć Hoytema ("Fighter","Szpieg"). Praca kamery, jak i muzyka, nadają całej produkcji świetnego klimatu. Co więcej piosenka, którą wykonali w jednej scenie główni bohaterowie, dostała nominację do Oscara. Fantastyczny kawałek!

Jeśli jeszcze nie mieliście okazji zobaczyć filmu, lub do jego tematyki podchodzicie sceptycznie, to polecam Wam od razu sięgnąć po te dzieło. W dobie mało oryginalnych produkcji o miłości jest to swoista perełka, która na dodatek daje do myślenia.

Zapraszam do śledzenia mojego profilu na Facebooku.

Joorg
4 maja 2014 - 15:01