"Najskuteczniejszy snajper amerykańskiej armii". Ponad 250 wszystkich trafień, w tym ponad 160 oficjalnie potwierdzonych. Bojownicy nazywali go "Diabeł z Ramadi" i wyznaczyli nagrodę za jego głowę. Chris Kyle, razem z komandosami Seal Team 3 siał postrach wśród wrogów, podczas czterech odbytych zmian w Iraku. Po zakończeniu służby napisał swoją autobiografię, która z miejsca stała się bestsellerem. Trwają właśnie prace nad jej ekranizacją, a na fotelu reżysera zasiada sam Clint Eastwood. Co zawiera książka i czego możemy spodziewać się w filmie?
W tytułową rolę wciela się Bradley Cooper i jak widać na zdjęciu - całkiem nieźle upodobnił się do odgrywanej postaci. Musiał przytyć kilkanaście kilogramów i zapuścić "taktyczną" brodę. Jedną z głównych ról gra też Sienna Miller, jako żona - Taya. Biografia skupia się głównie na opisie różnych wydarzeń i przygód z Iraku, raz po raz przytaczając kluczowe epizody z pobytu w kraju, dość często jednak głos zabiera żona, opisując swój punkt widzenia na dane sprawy. Film jest aktualnie w fazie kręcenia i nie wiadomo jeszcze jak te proporcje rozłoży Eastwood i jak realistycznie pokaże nam sceny wojenne. Warto dodać, że do ekranizacji początkowo przymierzał się Steven Spielberg.
A jak wyglądała kariera i krótkie życie Chrisa?
Początek całkiem podobny, jak dla wielu Teksańczyków. Praca na ranczu w młodości, wstąpienie w szeregi Navy Seals i wyczerpujący trening BUD/S. Podczas szkolenia poznał Marcusa Luttrela (którego historię - Lone Survivor - opisywałem tu). W czasie swoich pierwszych lat w Iraku w 2002-2003 roku, zajmował się abordażem statków razem z komandosami z GROMu, których niezwykle cenił. Następnie były patrole na pustyni, w szybkich pojazdach DPV jako operator "sześćdziesiątki", czyli karabinu maszynowego.
Pomimo tego, że nazwa "sześćdziesiątka" wzięła się od konkretnego karabinu M60 zwanego też "świniakiem" (Pig), to obecnie w wojsku mówi się tak potocznie, na każdy karabin wsparcia: M249, M240, M60, Mk. 46, Mk. 48.
Po akcjach z GROMem przyszedł czas małej stagnacji. Drużyna Seal Team 3 większość czasu spędzała w bazie i nie była wysyłana do boju. Słuchali głównie opowieści Piechoty Morskiej o tym, co się dzieje "na zewnątrz". Sfrustrowany Kyle wrócił do kraju po zakończeniu zmiany i chciał odejść z wojska. Zamiast tego jednak poszedł do szkoły snajperów.
Przez wiele lat, najlepsze szkolenie snajperskie oferowało US Marines - Piechota Morska. Marynarka powołała własną szkołę, bazując na metodach stosowanych przez Marines'ów, po dodaniu jednak elementów związanych z działaniem Navy Seals - uczyniła to szkolenie jeszcze bardziej wymagającym. Kurs snajperski Sealsów zajmuje dwa razy więcej czasu niż u Piechoty Morskiej i jest najtrudniejszym szkoleniem zaraz po BUD/S. Oblewa je pięćdziesiąt procent kandydatów.
Pierwsze lekcje to raj dla geeków. Przyszli snajperzy uczą się na nich obsługi komputerów, aparatów cyfrowych, kamer i wszelkiego sprzętu elektronicznego przydatnego na misjach.
Następna jest nauka obserwacji - snajper to w dużej części zwiadowca, na polu walki szczególnie cenne są informacje jakich dostarcza.
Po obserwacji, kursanci uczą się trudnej sztuki podchodzenia do celu i to właśnie tu odpada większość kandydatów. Mozolne czołganie się, czasem paru metrów na godzinę wymaga nie tylko świetnego kamuflażu, ale też i anielskiej cierpliwości. Dodatkowo - snajpera nie może zdradzić też pierwszy strzał. Dopiero po opanowaniu tych wszystkich elementów przychodzi czas na naukę strzelania.
Chris wspomina broń jakiej najczęściej używał w Iraku.
Mk.12 - to po prostu zwykły M4A1 z dłuższą lufą i ogniem pojedynczym. Kyle w swoim egzemplarzu podmienił całą dolną część od "szturmowego" M4, by mieć również opcję ognia ciągłego (z którego się nie korzysta, ale dobrze go mieć) i składaną kolbę, wygodniejszą w czasie przeszukiwania budynków (w Iraku walczył głównie w miastach). Wadą Mk.12 był zbyt mały kaliber, który wymagał często dwu, trzykrotnego trafienia, by zlikwidować cel. Snajper zawsze celuje też w korpus, prawie nigdy w głowę, jak to pokazują hollywoodzkie filmy.
Mk.11 znany także jako SR-25, to broń na bazie M4, przerobionego na kaliber 7.62. Taki pocisk miał już wystarczającą moc obalającą, ale Mk.11 był niezbyt lubiany ze względu na częste zacięcia.
Karabiny wielkokalibrowe 0.50, jak np. M82 Barrett. - Chris nigdy za bardzo z nich nie korzystał, obala "miejskie legendy" o ich niesamowitej mocy, które mówią, że taki pocisk zatrzymuje pojazdy. Tak, zatrzyma, ale nim wyciekną płyny i ich brak spowoduje stop - pojazd przejdzie jeszcze wiele metrów. Auto zatrzymuje się strzelając do kierowcy, a do tego wystarczy broń mniejszego kalibru.
Ulubionym karabinem był Win Mag .300 na bazie Remingtona 700, broń tej samej klasy co armijny M24. Posiadał on wystarczający kaliber i skuteczny zasięg na ponad kilometr.
Po ukończeniu (z małymi problemami) szkoły snajperów, Chris poszedł też na kurs dla nawigatorów. Spragniony walki, powrócił do Iraku bez swojego oddziału Navy Seals i został przydzielony jako nawigator właśnie - do jednego z oddziałów polskiego GROMu. Szybko zdobył szacunek i uznanie, i z nawigatora awansował na szturmowca, walcząc z Polakami już na pierwszej linii. Chris wspomina świetne wyszkolenie naszego oddziału, bardzo zbliżone do Navy Seals, z paroma różnicami w takich niuansach jak osłanianie czy wychodzenie zza rogu. Zapamiętał również żubrówkę i to jak miło było napić się po misji w polskiej bazie - w amerykańskich panuje ścisła prohibicja.
Chris Kyle dość szczegółowo opisuje wyposażenie z jakiego korzystał na misjach, i jak zmieniało się one wraz z doświadczeniem jakiego nabywał. Pistolet 9mm zastąpił mocniejszym - 0.45 magnum ("gdy musisz użyć pistoletu, to znaczy, że sprawy się już totalnie posrały - wtedy chcesz mieć taki, który załatwi wszystko jednym strzałem"). Na co dzień nosił zawsze czapkę "bejzbolówkę" - niewygodny hełm i tak nie ochroni go przed kulą, nosił go więc tylko w nocy, jako mocowanie noktowizora i w Faludży, gdy cegły sypały się na głowę. Gdy było chłodno - wojskową bluzę zastępował turystyczną kurtką firmy North Face.
Po działaniach z GROMem przyszedł czas operacji Phantom Fury, czyli bitwy o Faludżę, w której spędził sporo czasu pomagając US Marines, już jako snajper. Jako trzydziestolatek, wśród czasem prawie nastoletnich jeszcze żołnierzy Piechoty Morskiej - był niemal staruszkiem. Chris opisuje zarówno te standardowe misje w Faludży, jak i te najdziwniejsze przypadki na wojnie, kiedy przykładowo strzelał do ogromnych, dmuchanych piłek plażowych, by zlikwidować bojowników.
Po Faludży i działaniach w Bagdadzie przyszedł czas na Ar-Ramadi. To właśnie tam wyznaczono nagrodę za jego głowę - najpierw 20 tysięcy dolarów, potem już 80 tysięcy. Tam też jego pluton C drużyny Seal Team Three, przemianował się z dotychczasowej nazwy "Cadillacs" na "Punishers". Charakterystyczna czaszka znana z komiksów, zaczęła zdobić nie tylko pojazdy i kamizelki, hełmy Sealsów - ale też pojawiała się murach miasta, w różnych jego zakamarkach. Działając podobnie jak loga różnych miejskich gangów w niebezpiecznych dzielnicach, była elementem wojny psychologicznej i dawała wrogowi do zrozumienia, że to nie oni rządzą w mieście.
Ostatnia, czwarta zmiana to miasto as-Sadr. Tam właśnie padł jego najdłuższy, potwierdzony celny strzał - na około 1900 metrów, do bojownika z wyrzutnią RPG. Chris Kyle przeżył dwukrotne postrzelenie i sześć eksplozji IED.
Po wojnie założył firmę szkoleniową z zakresu bezpieczeństwa: CRAFT International. Wziął też udział w telewizyjnym reality show "Stars earn stripes", w którym amerykańscy celebryci, pod okiem profesjonalistów wojskowych, rywalizowali ze sobą w treningowych misjach, stylizowanych na akcje sił specjalnych. W lipcu 2012 roku odwiedził Polskę, gdzie ponownie spotkał przyjaciół z GROMu, udzielił wielu wywiadów związanych ze swoją książką wydaną też u nas.
Chris Kyle został zastrzelony w lutym 2013 roku, przez byłego żołnierza, cierpiącego na zespół stresu pobitewnego. W dniu pogrzebu, kondukt żałobny przebył trasę 320 kilometrów, z rodzinnego miasta do Austin - stolicy Teksasu, wzdłuż której żegnało go tysiące Amerykanów. W swoim kraju ma status bohatera narodowego. Jego książkę wydano w Polsce pod tytułem „Cel snajpera” - i zdecydowanie warto po nią siegnąć, nawet gdy niezbyt interesuje nas temat snajperów.