Nie mam w zwyczaju sięgać po sieciowe gry free-to-play. Na ogół mam potąd rozgrywek dla wielu graczy, a co oryginalniejsze tytuły potrafią skutecznie zniechęcić obecnością agresywnych mikrotransakcji. Jednak Fistful of Frags to wyjątek, bo mamy do czynienia ze strzelaniną w klimatach dzikiego zachodu, a obok takiej produkcji nie potrafię przejść obojętnie. I ta właśnie gra przeszła moje najśmielsze oczekiwania, okazując się nie tylko porządnym kowbojskim FPSem, ale także naprawdę dobrą zabawą dla fanów klasycznego deathmatchu w starym stylu.
"Garść Fragów" zaczynała jako fanowska modyfikacja do drugiego Half-Life’a, a na początku maja wyskoczyła na Steam jako samodzielna, darmowa gra. Nie ma w niej także żadnych mikrotransakcji, wszystko stuprocentowo bezpłatnie. Zasady są dość proste, w grze mamy dwa tryby rozgrywki – shootout i team shootout. Nietrudno się domyślić, na czym polegają. Pierwszy to najczystszy deathmatch, w którym może brać udział do dwudziestu graczy. W drugim trybie jedyną różnicą jest podział na maksymalnie cztery drużyny. Na chwilę obecną grać można na czterech, całkiem niezłych mapach ale tych - tak samo jak i nowych trybów - przybędzie razem z nadchodzącymi aktualizacjami.
Oczywiście w strzelaninie najważniejszy jest arsenał. Wszystko wygląda dośc standardowo - możemy korzystać z szeregu najpopularniejszych broni z epoki. Podstawą są oczywiście rewolwery, do tego dochodzą między innymi obrzyn, łuk, oraz jednostrzałowy karabin Smith. Jednak co ciekawsze zabawki zdobywamy z porozrzucanych po mapie skrzyń. Te dzielą się na trzy kategorie, z których każda następna zawiera coraz to bardziej śmiercionośne narzędzia, na przykład karabin snajperski czy potężny Colt Walker. Do tego dochodzą noże do rzucania, dynamit i toporek.
Trochę trudno za to wypowiedzieć się o samym strzelaniu. Oczywistym jest, że strzela się inaczej niż w większości FPSów. Nasza broń ma większy rozrzut, co uniemożliwia jednoczesne bieganie i strzelanie. Można się przyczepić, że twórcy trochę przegięli ten system, wymagając od nas spowalniania swojego kroku przy każdej wymianie ognia. Jeśli w dodatku używamy jednego rewolweru, będziemy chcieli drugą dłonią przełączać kurek broni, aby strzelać szybciej (a odpowiada za to prawy przycisk myszy). Tak więc do udanego strzelania na krótkim dystansie trzeba wciskać trzy przyciski jednocześnie. Zgaduję, że ta mechanika znajdzie zarówno swoich zwolenników jak i przeciwników, tak więc każdy musi zagrać sam i wyrobić sobie na ten temat opinię. Ja przyzwyczaiłem się do tego dość szybko i radziłem sobie całkiem dobrze, ale i tak przeważnie używalem dwoch rewolwerów kontrolowanych oddzielnie oboma przyciskami myszy.
O ile rozgrywka przypomina staroszkolne i bezpardonowe LAN party, gdzie gracze zwyczajnie biegają po mapie i się mordują, twórcy wprowadzili kilka subtelnych zmian, które ją nieco urozmaicają. Przede wszystkim system punktowy. Do standardowej liczby zabitych przeciwników doliczane mamy także punkty, gdyż w FoF ważne jest nie tyle ilu przeciwników zabijemy, co sposób w jaki to zrobimy. Sprawa jest prosta – możemy odszukać złotą skrzynię pełną potężnych broni, jednak używanie ich w walce nagrodzi nas niewielką ilością punktów. Naprawdę wysoki wynik uzyskamy zabijając wrogów w mniej przystępny sposób, czyli za pomocą pięści lub noży. Jeśli więc zależy nam na wysokiej pozycji w rankingu - będziemy próbowali zachować odpowiedni balans pomiędzy każdym typem broni. Co bardziej wyczuleni nie powinni dzięki temu rwać włosów z głowy, że ktoś ich zabija "łatwą bronią", bo gra "karze" go za to niższym wynikiem.
Drugą rzeczą jest możliwość personalizacji naszego początkowego sprzętu. Do wyboru podstawowej broni, z którą pojawimy się na mapie, dochodzi także broń drugorzędna (w stylu noży lub dynamitu), oraz drobne bonusy do konkretnych metod walki. Najciekawszym z tych bonusów jest "tryb dżentelmena", który nagradza nas dodatkowymi punktami, za zabijanie wrogów w sposób honorowy, ale odejmuje je, jeśli strzelimy komuś w plecy, lub kopniemy go między nogi. Wprowadza to całkiem miłe, opcjonalne urozmaicenie do rozgrywki.
Żeby nie słodzić przez cały czas, trzeba ponarzekać na minimalną ilość modeli postaci. Gra aż się prosi o jakiś prosty system personalizacji bohatera, bo na chwilę obecną deathmatch jest istną wojną klonów. Interfejs również nie porywa estetyką. Miałem jeszcze opisać problem z wyszukiwaniem serwerów, ale dosłownie chwilę przed wstawieniem tego tekstu odpaliłem grę, aby zrobić parę zrzutów ekranu i okazało się, że właśnie wyszedł patch, który to naprawia. Cieszy, że twórcy na bieżąco poprawiają wszystkie mankamenty.
Z niecierpliwością czekam więc, aż pojawią się nowe tryby i mapy, a nie powinno to zająć długo, skoro to tylko kwestia przeniesienia zawartości z pierwotnej wersji gry. Jednak nawet w podstawowych trybach Fistful of Frags daje dużo frajdy, a walka jest naprwadę satysfakcjonująca i zabawna - zwłaszcza kiedy pokonujemy przeciwników przy użyciu pięści lub kopniaków. Polecam każdemu, kto lubi te klimaty, aby ją ściągnął i przetestował, w końcu nie ma żadnego powodu, aby przepuścić dobrą i do tego darmową produkcję.