Widząc ostatnie doniesienia na temat nowych usług dołączanych do Steam, zastanawiam się, czy aby na pewno jest to krok w dobrym kierunku. Przypomnijcie sobie, w jakim celu powstał Steam? No, tak, powstał po to, aby ułatwić instalację, patchowanie, aktualizację i zarządzanie elektronicznymi wersjami gier.
Była to, nie oszukujmy się, usługa która dawała użytkownikom PC namiastkę gry na konsoli. Nie martwiliśmy się o framworki, driver, dajrektiksy. Po prostu wybieraliśmy grę, ściągała się, i do tego sama się w tle aktualizowała. Dodatkowo wkrótce wzbogacono steam o funkcje, które znano np. z Xbox Live - czyli znajomych, czat, osiągnięcia.
To co natomiast robi ostatnio Valve ze Steamem - to kompletny chaos. Zapowiedź maszyny Steam, którą niektórzy zrozumieli jako własną konsolę. Następnie zapowiedź własnego systemu, opartego na Linuksie, na którym jednak chodzą tylko niektóre gry. Wkrótce okazało się, że Steam Machine to również coś, co robimy sami w domu... mając komputer i SteamOS. Ale zaraz, równocześnie zapowiedzianą jakąś funkcję streamującą, przy której musi gdzieś stać normalny komputer i na nim ta gra jest odpalana. Na samym zaś końcu dodano streaming gier na normalnego Steama, i dziwnie zrobione współdzielenie biblioteki pomiędzy kontami należącymi do rodziny.
Ja wiem, że dla technicznie zorientowanego użytkownika (których akurat na GamePlay jest większość) wszystko to jest jasne. Jednak granie w gry już nie jest zajęciem tylko dla zorientowanych. Steam miał być tym mostem między graniem na konsolach dostępnym dla każdego, a graniem na PC, dostępnym dla tych, którzy umieli sobie skonfigurować drivery w karcie graficznej.
Z ostatnich zmian i nowości w Steam doceniam, rozumiem, i używam tylko jednej - Big Picture. Czyli czegoś, co jeszcze bardziej zbliżyło granie na PC do grania na konsolach.
Inne zmiany, moim zdaniem, mogą zaszkodzić Steamowi. Nadmiar funkcji może spowodować, że ktoś w końcu machnie ręką i powie - na konsoli nie mam tych wszystkich udziwnień...